E tam, zajęło mi to max. 10 minut.
Pogoda winna na pewno, bo ja dzisiaj też nie myślę niemal w ogóle, a do tego łączę wątki strasznie wolno.
Zaciekawiona tą informacją udałam się w odmęty instagramka, bo oczywiście żadnych nowości nie widziałam dopóki mnie nikt nie oświecił, i jakże jestem szczęśliwa, że pozbył się bobra! Bucky Bear jak malowany, tak <3
Trochę szkoda bobra, bo jednak pod imidżem na bezdomnego, często zaglądającego do butelki drwala, kryło się jednak "to coś". Teraz przez to, że mu się troszkę przybrało, naprawdę wygląda jak misiek. Coś więc chyba poszło nie tak, bo o ile pan Stan naprawdę wydaje się być sympatyczny i mu ta misiowatość pasuje, o tyle strasznemu Zimowemu już trochę mniej :P
James, cóż, raczej nie lubię samego Isayeva, bo jak mogę lubić kogoś, z kim nawet słowa nie zamieniłam, ani nawet nie widziałam, ale lubię to, w jaki sposób go wspominasz. Dzięki temu, co o nim mówisz, zaczynam go sobie wyobrażać jako całkiem normalnego, o zgrozo!, Rosjanina, który miał trochę więcej w głowie niż sam olej. Musiał mieć jaja ze stali, nie ma innej opcji.
A jak podskoczysz to się podłoże trzęsie? Przepraszam, że o to pytam, zupełnie nie rozumiem, skąd mi się to wzięło, no ale muszę. Przestaję się dziwić twoim humorkom. Frustrująco to wszystko brzmi.
To ty masz jakąś potrzebę "bliższego kontaktu fizycznego"? Jeśli nie chodziło ci o podanie ręki oczywiście. Dobra, czepiam się, nieważne. Kij w tyłku to dziwna sprawa, bo teoretycznie też taki powinieneś mieć, zważając na podobieństwo nieposkromionej siły do siły pana R. Chyba że masz, ale raczej cię o to nie podejrzewam.
No nie, raczej nikt.
Może źle to ująłem. Chodziło mi o to, że i ja lubię jego wspomnienie, bo ciężko stwierdzić, czy naprawdę lubiłem jego. Wątpię. Raczej nie byłem wtedy zdolny do takich uczuć i wydaje mi się, że po prostu wolałem przebywać w jego towarzystwie, bo było znacznie... milszą alternatywą. Rozkaz "Rób, co chcesz, tylko zbytnio się nie uszkodź" zdecydowanie był moim ulubionym. I jednocześnie najtrudniejszym do wypełnienia, bo nie bardzo wiedziałem, co znaczy "chcieć".
Mogę wyrządzić niemałe zniszczenia, jeśli będę zeskakiwać z dużej wysokości i bez problemu wgniotę samochód, ale nie, zwykłym podskokiem, w który nie włożę zbyt dużo siły oczywiście, takiego efektu nie uzyskam. Więc nie, nie trzęsie się, bo wbrew pozorom wcale nie ważę aż tak dużo. Gdyby odliczyło się wagę ramienia, na wadze nie stuknęłaby nawet setka.
Nie oszukujmy się, czasem każdy miewa momenty, w których taką potrzebę ma. Niektórzy częściej, niektórzy rzadziej. Normalna ludzka rzecz. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo jednak zawsze są jakieś wyjątki.
N, może pan Stan mimo misiowatości będzie w stanie stworzyć Winniego Badassa bez bobra. Potrafi grać oczętami, więc może tu tkwi psikus. Tu popacza, tam popacza, zmarszczy brwi i będzie zło wcielone, a później uroni łzę. Albo zaczynają kręcić sceny, gdzie Winnie już się ogarnął i stał się dość miłym misiem. Kto ich tam wie.
OdpowiedzUsuńJames, skoro rozkaz to zakładam, że go wykonywałeś, więc co wtedy robiłeś? Bo raczej nie biegłeś na potańcówkę do remizy.
Że w ziemię wgnieciesz samochód? Ile te ramię może ważyć? Z 30 kg? Wyglądasz bardzo niepozornie, to fakt, chociaż kiedyś myślałam, że stówkę na bank przekraczasz.
No tak, to jedna z podstawowych potrzeb, ale biorąc pod uwagę te wszystkie ekscesy, które urządzały ci chore psychicznie panie z Hydry, panowie może też, nie wiem i nie wnikam, znaczne uszkodzenia mózgu, twoje negatywne nastawienie do siebie, aseksualność, stres i ubezpłodnienie, które może prowadzić do zaburzenia gospodarki hormonalnej, i jeszcze coś bym wynalazła, ale już mniejsza, to wydawało mi się wielce prawdopodobne, że jesteś takim wyjątkiem. A tu zonk. No nieźle.
Zawsze reagowałeś złością na złość, że tak powiem?