Wycieczki krajoznawcze, jak to ładnie brzmi. Ile najdłużej byłeś poza bazą bez nadzoru?
Czyli co usłyszałeś?
Zmodyfikowanej, bo przekręciłam łańcuch na plastikowy zlepek różowych kółek, które łatwo można rozdzielić, o ile dobrze pamiętam.
No właśnie, zawsze jest może, ale nie jestem pewna czy warto się rozdrabniać nad tym, co mogło być.
Ok, czyli gdybyś wrócił do wersji - jak to strasznie brzmi, przepraszam - Bucka, to dalej musiałbyś mieć te wszystkie kody, czy mógłbyś bez tego funkcjonować? Z ciebie specjalista żaden, a ze mnie jeszcze bardziej żaden, więc wiesz... muszę się dopytać. Chyba kiedyś mówiłam, że lubię rozumieć.
W sumie to nie wiadomo. Może i by stracili, ale równie dużo tracili zabawiając się twoim kosztem, co także większego sensu nie miało, a jednak to robili.
Nawet gdybyś był w ubraniach wyglądałoby to żałośnie. Nikt, kto ledwo kontaktuje, nie wygląda dobrze. Nagość może potęgować poczucie beznadziei, ale nie wiem czy wtedy dbałeś o takie szczegóły.
Wierzę. Może nie tak samo złe, ale w podobnym stopniu, bo jednak w którejś ze stron można znaleźć więcej pozytywów. Przynajmniej tak myślę, ale może się mylę.
Jeśli chodzi o brak bezpośredniego nadzoru podczas misji, to Rosjanom zdarzało się spuszczać mnie ze smyczy nawet na czterdzieści osiem godzin i dawać mi tylko dokładne namiary na miejsce meldunku. Za to Amerykanie najchętniej nie odstępowaliby mnie na krok.
Jeśli chodzi o moje, można by powiedzieć, że nienadzorowane wędrówki, to najdłużej udało mi się wybyć na prawie trzy tygodnie. Przejechałem wtedy przez Dallas, Chicago i Nowy Jork. I prawie udało mi się trafić do... do domu.
Nie pamiętam dokładnie tego, co mówili, ale wiem, że miało to coś wspólnego ze Stevem. Chyba wtedy go znaleźli.
To wszystko brzmi strasznie i dziwnie jak cholera. Wydaje mi się, że gdyby zupełnie mnie zresetowano i wgrano nowe programowanie, to nie, kody raczej już by nie działały. Tak przynajmniej mi się wydało, bo specem w tym nie jestem.
To akurat chyba dwie różne sytuacje, bo zabawiali się, gdy misja była już wykonana, a te "problemy" wystąpiły, zanim mnie na nią w ogóle wysłano. Do byle bzdury mnie nie wybudzano, więc wątpię w to, by byli tak głupi, żeby tyle ryzykować.
To, że nie wiedziałem, że wstyd odczuwam, nie oznacza, że go nie czułem. Choćby i podświadomie. Może nie do końca o to dbałem, ale gdzieś tam jednak to siedziało.
Poza tym, jak "Pieść Hydry" kuli się nago w kącie i nie potrafi zrobić nawet jednego kroku to wręcz strach się bać. Nawet ja wiem, że byłem żałosny jak diabli.
Ot tak sobie dawali ci luzy? No, to nawet ludzkie. Chyba choć trochę Ruscy darzyli cię zaufaniem.
OdpowiedzUsuńWłaśnie o twoje wędrówki mi chodziło. Czułeś, że masz akurat w tym kierunku zmierzać? Znaczy w kierunku domu, ale pewnie działo się to jakoś tak instynktownie.
Przy tym całym programowaniu nawet szlaki nigrostriatalne czy tuberoinfundibularne nie brzmią skomplikowanie. Chyba zaprzestanę próbom zrozumienia tego czegoś. To nie na moje nerwy.
Cholernie mnie jednak ciekawi co by było, gdyby tak te draństwo wywalić i jakimś cudem byś przeżył.
No w sumie racja, co nie zmienia faktu, że te zabawy były bez sensu. Tak zdroworozsądkowo na to patrząc.
Cóż, kto by wstydu nie czuł wśród obcych ludzi. Do tego wtedy, kiedy się boi i właściwie nie ogarnia za bardzo, co się dzieje. Upokorzenie. Chyba się rozumiemy.
Ale jak już ten nagi i przerażony człowiek stanął na nogi to kuźwa no, strach się bać samego bania się.