7 lipca 2015

Astrid Löfgren

James, o, nowość, czyli uważasz siebie za trochę normalnego?
Wybitnie trudnym? Nie, nie wydaje mi się. Po prostu trudnym. I ciekawym. Fascynującym, a masz.
Nie znalazłeś kogoś kiedyś czy mówisz o teraźniejszości? Jeśli o teraźniejszości to ja się nie dziwię, że nikogo nie znalazłeś. Nawet kot cię nie lubi. Zapewne nawet wyrazem twarzy nie sprawiasz, że ktoś może pomyśleć, że jesteś na tyle sympatyczny, żeby spróbować zawrzeć z tobą znajomość. Sorry, taka prawda. Mimo całego twojego osobistego uroku.
Wbrew pozorom ta twoja proteza ma naprawdę wiele mankamentów.
Zdroworozsądkowo do tego podchodząc, gdybym trzymała pieczę nad tego typu organizacją, to zadbałabym o przeszkolenie agentów. Testy sprawnościowe to nie wszystko i pewnie nie przyjmowałabym nikogo z inteligencją poniżej 100. Agentom czy żołnierzom inteligencja też się przydaje, bo przecież misje nie zawsze idą po ich myśli, plany b, c, d zawodzą i trzeba wymyślić jakąś alternatywę. Bez sensu, kolejny raz to powiem.
Rozumiem, że tulenie się do obcego, golusieńkiego typa nie jest na tyle wstydliwe, by o tym nie mówić? Tak myślałam, że to o to chodzi.
Są chyba jednostki, które bardziej odstają od tej całej nieformalnej normy, więc chyba można tak powiedzieć. Przynajmniej staram się udawać normalnego.
To już przerabialiśmy, ale i tak ciągle twierdzę, że jest znaczna różnica między byciem fascynującym przypadkiem, a byciem fascynującym człowiekiem. I to znaczna, więc to raczej wątpliwy komplement.
O teraźniejszości. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja aparycja jest... no, niezbyt miła w odbiorze i raczej nie odzwierciedla mojego wewnętrznego uroku. Jednak jakoś nie bardzo ciągnie mnie do zmienienia tego, bo im gorzej się prezentuję, tym mniejszą przeciągam uwagę. Wyglądam jak wyciągnięty z piekła, więc ludzie odwracają ode mnie wzrok po tak szybkim czasie, że zwyczajnie nie zdążą mi się przyjrzeć, a tym bardziej zapamiętać jakiś szczegółów. Jeśli zadbałbym o wygląd w choć minimalnym stopniu, ktoś zapewne zatrzymałby na mnie spojrzenie na dłużej, a tego chce uniknąć. To nie tak, że ja lubię wyglądać jak bezdomny menel. To wszystko ma sens.
Jeśli proteza przechodziła regularne naprawy, konserwacje i te całe aktualizacje, to działała bez zarzutu, a jeśli nie- zaczynała się psuć, a o to przecież im chodziło, prawda? To swoiste zabezpieczanie w razie mojej ucieczki, bo zepsuta proteza sprawia problemy i powoduje ból. Aż tak głupi jednak nie byli.
Zdaje sobie sprawę, że plany zawodzą i trzeba wymyślać kolejne, bo to także należało do moich obowiązków. I zazwyczaj szło mi to bezbłędnie. Ale cóż, w odczuci niektórych z nich i tak miałem inteligencję pantofelka, który nie rozumie, co się do niego mówi.
Uwierz, że w porównaniu do całej reszty to nie, nie jest.

1 komentarz:

  1. Między byciem normalnym a udawaniem normalnego jest ogromna przepaść.
    Nie był to komplement. Człowiekiem jesteś znacznie mniej fascynującym, choć wciąż interesującym.
    Uściślę: chodziło mi o mimikę, nie aparycję. Życzę, żebyś nie trafił na kogoś takiego kto lubi przyglądać się "bezdomnym menelom" i kupować im jedzenie. A są tacy. Zbyt tragicznie i strasznie raczej nie warto wyglądać. Każda inność wzrok przyciąga. Każda. Jest w tym sens, tak. Druga strona też jest.
    A co z takim na przykład systemem rozpoznawania twarzy? Wydaje mi się oczywiste, że to wykorzystują, a chyba ciężko uniknąć kamer.
    Wciąż nie rozumiem sensu osłabiania najlepszego agenta. I cały czas ich sposoby są nieekonomiczne, o niehumanitarności już nie wspominam.
    A oni nie wyższą, skoro dobra strategia nie była wystarczająca do uwierzenia, że coś jednak kumasz.
    Te wstydliwości związane są z życiem Bucky'ego czy tym twoim? Tak strasznie nie lubię tego rozdzielać.

    OdpowiedzUsuń