N, oj tam, zamieniłoby się ewentualnie na innego zwierza. A mi na myśl przyszedł blogasek z tą panną z pięćdziesięcioma imionami, profesurą i co tam jeszcze.
Ja tam się cieszę ze wszystkiego, co nie doprowadza do płaczu. Głupie, bo głupie, ale pocieszne.
Opko mogłoby nazywać się "Pięćdziesiąt twarzy Wiedźminki/Zmiennokształtnej/Mutantki/Bogini/ Królowej/ Morderczyni stulecia/ Laski Lokiego/ Wstaw tutaj cokolwiek (bo ona już tym jest) Elsy". A doktorat z genetyki i posadkę dyrektor działu w wieku 23 lat miała inna Maryśka. Aż mnie korci by napisać coś podobnego, Zaczynałoby się ono od słów "Tony Stark nienawidził asgardzkiej magii" byłoby niesamowicie durne. Jednak trochę szkoda tracić czas na prowo.
To wcale nie jest głupie. Misiu-pysiu Winnie nigdy nie jest głupi. No spójrz no: klik <3
James, serio obecność kogoś innego i zajęcie cię czymś pomagało nie myśleć? Rozumiem, gdyby to było rozmyślanie o pierdołach, a nie takich, no, ciężkich sprawach, tym bardziej wtedy, kiedy nie mogło się odnaleźć odpowiedzi.
Tak czy siak wychodzi nadwaga, przykro mi. Rogersowi żadna dieta nie pomoże.
Już wcześniej dość inteligentnie wyrażałeś myśli i chyba już zwracałam na to uwagę, ale to… to mnie w pewien sposób rozczuliło.
W to nie wątpię; chodziło mi raczej o kojarzenie nazwy, bo nie sądzę, by mówili „A teraz zrobimy panu Zimie wiwisekcję”. Ale w sumie masz rację, nie tak dawno temu, jak sądziłam. Poszperałam i wyczytałam właśnie, że w japońskim laboratorium w okresie II wojny robiono wiwisekcję na dzieciach, kobietach i mężczyznach, również na żywca i niemalże to samo, co tobie. Nie przeraża? Bo mnie nawet bardziej niż twoja sytuacja.
To czy w zwierzętach jest coś więcej jest kwestią sporną. Jestem gdzieś po środku, ale szanuję twoje zdanie. Po co pies miałby ratować kota z pożaru, nie? Bardzo bym chciała, żeby mój pies czy klólicek kochał mnie za to, że jestem i go kocham, a nie za to, że daję mu jeść i dach nad głową.
Jak miło to sobie wyobrazić. Czyli misiek był wytworem zdradzieckiej siostry? Która to taka odważna? Mówisz o Bucky Bear, a mi się te nieszczęsne rajstopki przypomniały…
To były lata pięćdziesiąte. Wtedy tak mieszano mi w głowie, że często miałem problemy z robieniem kilku rzeczy jednocześnie. Miałem misję- skupiałem się tylko na misji, byłem z kimś- skupiałem się tylko na tym, co ten ktoś zrobić każe, dawano mi coś do zrobienia- skupiałem się tylko na tej czynności. A jeśli już zdolność logicznego myślenia do mnie wracała, to nie marnowałem jej na jakieś "pierdoły". Docierało do mnie, że sytuacja jest zła i szukałem odpowiedzi, a czasem kierowałem się samym przeczuciem i po prostu robiłem sobie wycieczki krajoznawcze. A zresztą, wtedy nawet nie wiedziałem, czym te pierdoły mogłyby być.
Dobrze, od jutra albo najlepiej od zaraz przechodzę na dietę.
Ja wcale nie jestem rozczulający. Wcale.
Może się zdziwisz, ale Lukin bardzo dokładnie i obrazowo opisywał to, co robił mi w danym momencie. To chyba bawiło tego chorego sukinkota. Jego nienawidziłem najbardziej. Tego jego cholernego tonu, jakby mówił do dziecka, jakby było mu mnie żal i tych jego pieprzonych obślizgłych łap. Byłem gotów błagać na kolanach, by zabrano mnie z powrotem do Zoli. Wolałem pieprzone obdzieranie ze skóry, niż przebywanie z nim sam na sam.
Nie, nie przeraża. Już dawno przestało.
Bucky Bear był takim samym wytworem propagandowym jak czerwone rajstopki. Zwyczajnie Kim chciała chyba dobić swojego cierpiącego wówczas na zatrucie i leżącego na polowym, biednego brata i przesłała mi go w paczce. A Rogers to sukinsyn i musiał go pokazać. Przez dobry miesiąc wołano na mnie sierżant Buckybear. Jak ja ich wtedy nienawidziłem.
N, tyle tych blogaskowych hitów, że aż mi się miesza. Świetny tytuł! Mimo że długi, to chwytliwy, a o to przecież chodzi. Zabierzesz się za to wtedy, kiedy już naprawdę, naprawdę, naprawdę nie będziesz miała nic innego do roboty :P
OdpowiedzUsuńZablokowane, ale wynalazłam to na instagramku, i moja pierwsza myśl: dobrze mu, cholera, w czerwonym. A potem się przyjrzałam, przysłuchałam i jakoś tak szkoda tego misia-pysia :(
James, a podczas takich wycieczek udało ci się kiedyś znaleźć odpowiedź?
Już wczoraj powinieneś był na niej być, pączusiu.
Nie, nie zdziwiłam się. W normalnej sytuacji, eksperymencie, badaniu, byłaby to standardowa procedura, ale skoro Lukin, to też myślę, że go to bawiło. To tak jakby zbieranie pamiątek.
A co w tych czerwonych rajstopkach takiego propagandowego? Skojarzenie z Ruskimi, czy o co chodzi?
Tylko miesiąc? Coś krótko. Trochę to urocze. No ale nie powiesz mi, że ci się cieplej na sercu nie zrobiło dzięki temu miśkowi.