5 września 2015

Astrid Löfgren

N, Luisa z głosem tępego dresa spod bloku nie dało się słuchać. Naprawdę się nie dało. I sama nie wiem z czego bardziej się śmiałam: z samych scen jego inteligentnych inaczej monologów (swoją drogą były dość zabawne), czy z interpretacji pana, który dubbingował. W oryginale nie brzmi to jednak aż tak bezmyślnie i, nazwijmy to, debilnie, jak wyszło to w polskiej wersji.
Fox ma pecha do dubbingerów. Ogromnego pecha. Żeby to jeszcze nie brzmiało tak sztucznie, to by było nieźle, ale w większości przypadków to jest podkładanie głosów tak, jakby chcieli, a nie mogli. Przynajmniej tak brzmi. 
Zepsuli opowieści Luisa? Prawie każdy film Marvela oglądałam za drugim razem z dubbingiem, bo po prostu ciekawiło mnie to, jakim im to wyszło, ale w tym przypadku chyba sobie podaruję. Polubiłam Luisa i jego pokręcone monologi, więc wole sobie tego nie psuć.
Aż przypomniała mi się stara Fantastyczna Czwórka. Głos, który podłożono Sue był wręcz boski! Tak tragicznego niedopasowania już dawno nie słyszałam.
Yelena, o, od dawna ćwiczysz jogę? Nigdy mnie to nie przekonywało, a podejść miałam sporo.
Tak po prostu popatrzył i odszedł? TAK PO PROSTU? To się wydaje niewiarygodne. Wiem, że pytał o okoliczności, kiedy to zachował się dobrze, więc zapytam jeszcze: dlaczego nie chciałaś mu tego zdradzić?
Od dobrych kilku lat- pięciu lub sześciu, nie powiem teraz dokładnie. Mi naprawdę to pomaga.
W tamtym czasie Zima, znaczy Jimmy był na chodzie od naprawdę długiego czasu, bo pojawiał się niemal na każdym treningu i można chyba powiedzieć, że powoli zaczynało wytwarzać mu się coś na kształt... zalążków charakteru. Zmieniał rozkłady treningów i pamiętam, że raz zakwestionował nawet rozkazy Karpova, a przecież coś takiego było nie do pomyślenia. Ale wracając, nie, nie było to "tak po prostu", choć może wydawać się tak przez wielki skrót w jakim opowiedziałam sytuację. To nie było tak, że przyszedł, spojrzał i odszedł. To trwało długą chwilę i mogę przysiąść, że były to chyba najdłuższe minuty mojego życia. Doskonale wiedział, że kula przeszła w takim miejscu, które daje całkiem spore szanse przeżycia, ale mimo to odszedł. Nie wiem jak się to dla niego skończyło, ale z tego co wiem, ja zostałam uznana za martwą, a jakiś czas później doszły mnie słuchy, że Natalia pożyczyła sobie moją tożsamość i trochę narozrabiała w Majaku.
To nie tak, że nie chciałam mu tego zdradzić. Po prostu nadszedł najwyższy czas, by nauczył się, że nie wydobędzie wszystkiego z ludzi na piękne oczy i czasem trzeba bardziej się postarać. I tak kiedyś mu to powiem. A poza tym, dostał kilka ogólników, więc może uda mu się coś sobie przypomnieć samemu. Dobrze by mu to zrobiło.
James, w tym wypadku raczej nie warto bawić się w ostrożniejszy dobór słów, tylko nazwać rzecz po imieniu. Ale tak, wiem, że tak wolisz, to się chwali. W końcu jakaś kultura, prawda?
Chyba nie chcę wiedzieć, co z tych biednych dzieci wyrastało, bo pewnie nie tylko o Wdowach mowa. Aż taką miało to krzesło moc? Znacznie większą niż typowe elektrowstrząsy?
Aż takich jak w Departamencie nie mają na pewno.
I widzisz, potrafię zachować choć minimalną kulturę podczas rozmowy. Jeszcze popracuje trochę nad tematami, a może jeszcze w tej dekadzie będę potrafił rozmawiać o pogodzie i to bez zahaczania o temat strzelania do ludzi przez ściany.
Red Room był jedną z wielu odnóg Departamentu. Jak łatwo się domyślić, było ich znacznie więcej. Jednak bez wątpienia kandydatki na Wdowy i kandydaci na ich męskie odpowiedniki byli szkoleni znacznie lepiej niż pozostali, choć i im nie można było niczego odmówić. To była bardzo elitarna grupa, choć przez lata wyszkolono ich setki. Czasem ciekawi mnie, gdzie trafili i czy nadal są uśpieni.
Typowe elektrowstrząsy nie wyrządziłyby mi raczej żadnej szkody, a na pewno nie pozostawiłyby mi w głowie takiej pustki. 
Departament był chlubą Mateczki Rosji i jej wiernych przyjaciół, a wiem o nim tak wiele raczej tylko dlatego, że byłem jego częścią. Równie dobrze pozostałe państwa mogły mieć lub nadal mają podobne instytucje. Nie wiem, wolałem o tym nie myśleć.

1 komentarz:

  1. N, opowieści same w sobie były zabawne, ale mi zupełnie nie pasowała intonacja. To było do przesady podkoloryzowane, a w oryginale Luis miał jednak to coś.
    Ach tak, cudne dopasowanie, wręcz idealne. Serio, już nigdy nie dam się namówić na dubbing.

    Yelena, cały czas sobie przysięgam, że kiedyś się za to wezmę. Nigdy nie wychodzi.
    A to on cię wtedy postrzelił? To i tak dość nieprawdopodobna historia. A jednak.
    Im więcej się dowiaduję o Natalii, tym bardziej mnie ta kobieta wnerwia.
    To on się jeszcze tego nie nauczył? Dlaczego sądzisz, że dobrze by mu to zrobiło?

    James, twój poziom kultury jest zaskakująco wysoki. Nie sypiesz kurwami, nie rzucasz się jak nie wiem co i o byle co. Jest dobrze. To może tęcza na początek? No chyba że mi wynajdziesz skojarzenie z czymś, o czym najchętniej rozmawiasz, wtedy zwątpię i poczekam, aż minie ta przypuszczalna dekada.
    A gdyby nie byli uśpieni to trochę słabo dla świata, co?
    Takie typowe też mogą zrobić wiele złego z pamięcią. Ale fakt, masz rację.
    Oby tego cholerstwa nie było.

    OdpowiedzUsuń