1 lutego 2016

#24 Bucky

***
1 lutego 2016

/Przyglądam się, jak w kilku zwinnych ruchach zawiązuje bandaż wokół dłoni i z trudem udaje mi się zdusić w sobie chęć przewrócenia oczami na widok jego jaskrawoczerwonego koloru. Naprawdę? Nawet to?
/Po raz kolejny rozglądam się wokół, przeczesując wzrokiem w większości pusty magazyn. W jednym z jego rogów stoi stos starych skrzyń, przykrytych dawno już poszarzałą, rozdartą plandeką. Poza nimi pomieszczenie wieje pustką i wydaje się być nieodwiedzane od dłuższego czasu. 
/Jest dokładnie tak, jak mówiła Yelena.

— Barnes?

— Huh?

/Spoglądam na nią w momencie, gdy rzuca rolkę owijki w moją stronę. Łapię ją prawą ręką i odrzucam z powrotem.
/Jej brwi podjeżdżają w górę, wyginając się w łuki, gdy patrzy na mnie pytająco.

— Nie potrzebuję ich — mówię, wzruszając nieznacznie ramionami. — Tym razem porobię za worek treningowy. Wiesz, możesz wyżyć się za te wszystkie razy, gdy doprowadzałem cię do szału. — Uśmiecham się krzywo, siląc się na choć odrobinę humoru. — Nie mów, że cię nie korciło.

/Przez chwilę przygląda mi się badawczo, ale nic nie mówi. Zdejmuje tylko kurtkę i rzuca ją na leżącą na ziemi małą, czarną, sportową torbę, do której przedtem wrzuciła niewykorzystane bandaże, a potem zręcznym ruchem związuje włosy kolorową frotką, zanim zaczyna się rozciągać. Przez chwilę przyglądam się pracującym mięśniom odkrytych ramion, a potem przenoszę spojrzenie na przebijający się przez białą koszulkę zarys tatuażu na jej żebrach. To… kompas? Kompas i ciąg cyfr, to pewne. Nie jestem w stanie dokładnie określić szczegółów czy znaczenia liczb. Utrudnia to nie tylko zakrywający je materiał, ale też nachodzący na część tatuażu biały stanik. Zaczynam śledzić wzrokiem wyhaftowane na nim wzory i… Och, bądź poważny, Barnes. Trochę przyzwoitości.
/Yelena spogląda na mnie pytająco, gdy odchrząkuję, starając skupić się na tym, na czym powinienem. Ostatnio zdecydowanie zbyt często zdarza mi się dekoncentrować. 
/To źle. 
/Jak diabli.

— Gotowa? — pytam, odchrząkując po raz kolejny. W odpowiedzi kiwa tylko głową i staje naprzeciw. — A więc jestem cały twój. Bierz, co tylko zechcesz.

/Przez chwilę mierzymy się wzrokiem, a potem wymierza pierwszy cios.
/Krótka zmyłka, a potem kopnięcie w brzuch, zmyłka i lewy sierpowy w krtań. Choć cios był idealnie wymierzony, ból jest niewielki.
/To oczywiste, że nie wkłada w kolejne uderzenia całej siły.  

/Łapię jej nadgarstek, gdy próbuje wyprowadzić kolejny cios i wykręcam ramię, unieruchamiając jej skrzyżowane ręce za głową.

— Przestań się cackać — prycham. — Nie połamiesz mnie, ale chcę mieć chociaż jakieś siniaki, rooskaya. Pokaż…

/Mocne – zadziwiająco mocne – uderzenie w żołądek wytrąca mnie na moment z równowagi. Yelena wykorzystuje to, by wyszarpnąć ramiona i po kolejnym kopnięciu, tym razem w kolano, zwinnie odbija się od podłoża, by opleść moją szyję ramieniem, przyduszając mnie lekko i powalając na beton. 
/Próbuję strącić ją z siebie lewym ramieniem, ale blokuje je nogami, prawą rękę wykręcając mi za plecami. Nie wkładam całej siły w próbę uwolnienia protezy, staram się nie przekraczać granicy siły niemożliwej dla normalnego człowieka. Z niemałym zdziwieniem stwierdzam, że wcale nie jest to takie proste. Nie tylko dozowanie siły i duszenie w sobie chęci zrzucenia z siebie napastnika za wszelką cenę, ale też sama próba uwolnienia się. Coraz bardziej zaciska uścisk, niemal odcinając mi dopływ powietrza.

/Siła uścisku jest zaskoczeniem, choć wiem, że jej ramiona nie są słabe. Oczywiście, że nie. Bez większego wysiłku mogłaby skręcić komuś kark.
/Często łapię się na tym, że zwyczajnie o tym zapominam. Że patrzę na nią i daję nabrać – i chcę tego – maskom i pozorom, zapominając o tym, że wcale nie jest lalką z porcelany, którą tak łatwo i nieumyślnie można uszkodzić. Nie, zupełnie nie. Jest raczej jak granat wykonany ze szkła. Delikatna i niebezpieczna zarazem, a każde uszkodzenie jej może skończyć się wybuchem.
/Wyrzucam z głowy bzdurne myśli, wyplątując się z jej uścisku. 

— Dobra, jesteś silniejsza niż zapamiętałem — przyznaję, zrzucając ją z siebie. — Trochę. Odrobinę.

/Yelena niemal całkowicie ignoruje próbuję zaczepki i podnosi się z betonu, otrzepując spodnie.

— A może to ty jesteś słaby? 

/Przekręcam się na plecy i wyciągam na betonie, krzyżując ręce za głową.

— A czy to musi się wykluczać? 

/Mimowolnie śledzę wzrokiem ruch jej włosów, gdy wolnym ruchem ściąga wiążącą je frotkę i potrząsa głową. Uśmiecha się, spoglądając na mnie przez ramię i zakłada kilka kosmyków za ucho. Zaskoczony unoszę brwi, gdy mruga do mnie.

— Wstawaj. Przyszłam tutaj skopać twój tyłek, nie by na niego patrzeć. — Mocne kopnięcie w udo każe ponownie skoncentrować mi się na tym, na czym powinienem. — I przestań się cackać. Wiem, że dajesz mi fory.

/Och, szlag by ją.

***

1 komentarz:

  1. "Próbuję strącić ją z siebie lewym ramieniem, ale blokuje je nogami, prawą ręką wykręcając mi za plecami." - "prawą rękĘ", jeśli dobrze zrozumiałam sens.

    "Zaskoczony unoszę brwi, gdy mruga do mnie.
    Unoszę brwi zastanawiając się o co jej chodzi." - powtórzenie. Nie wiem, może da się jakoś scalić te dwa zdania?

    Kompas z ciągiem cyfr? Sama chciałabym wiedzieć, co znaczy ten tatuaż.
    Ależ fajnie wyszła ta część. I Yelena jest taka... Inna. Bardzo stanowcza, z rezerwą. Przez chwilę nawet pomyślałam, że ta koncentracja to jak szykowanie się na jakąś bitwę.

    OdpowiedzUsuń