N: Notka pojawia się ze względu na datę - 4 marca. Jest dla Bucky'ego jednak dość... istotna.
***
/Wypuszczam
ciężko powietrze, pocierając o siebie skostniałe dłonie, i przysuwam się bliżej
ogniska.
/Jest
tak piekielnie zimno.
/Pierwsze,
drobne płatki śniegu zaczynają spadać z nieba.
/Jest szaro, zimno i śnieżnie,
i wygląda to jak koniec świata.
/Unoszę
głowę, przyglądając się dymowi unoszącemu się ku niebu gdzieś w oddali, nad zrujnowanym
miastem, w którym zatrzymaliśmy się zaledwie kilka dni temu. Dwa? Trzy? Tak,
trzy.
/Przez
krótką chwilę zastanawiam się nad tym, czy dym pochodzi ze zgliszczy –
pozostałości po niedawnych bombardowaniach. Pub Bronstejna zmienił się pewnie w
kupę gruzu. Tak jak większość zabudowań.
/Spinam
mięśnie, słysząc za sobą ciężkie kroki.
/Steve
opada ciężko na miejsce obok mnie i wystawia dłonie w stronę ogniska.
—
Szukałem cię wcześniej. Gdzie zniknąłeś?
/Wzruszam
ramionami, wpatrując się ogień.
—
Musiałem trochę pomyśleć. Pooddychać, przejść się. — Rozprostowuję nogi. —
Wiesz, oczyścić umysł.
/Kątem
oka spoglądam na potakującego kiwnięciem głowy Steve’a.
—
Postrzelałem trochę, poćwiczyłem celność — dodaję po chwili. — Chyba
zestrzeliłem jakiegoś ptaka. — Krzywię się.
— Jak
to możliwe, że to ty jesteś naszym najlepszym snajperem? — Steve prycha i
kręci głową. — Za każdym razem, gdy bierzesz broń w ręce, modlę się o to, żebyś
nie odstrzelił sobie twarzy.
— To
był tylko jeden raz — mówię jękliwie. —A kula przeleciała obok, więc to się nie
liczy.
/Steve
śmieje się cicho i kopie lekko moją łydkę.
/Gówniarz.
/Gówniarz
bez krzty wyobraźni. Biegający po polu bitwy z tarczą strzelniczą na plecach,
nieuzbrojony, tak prosty do zabicia. Pieprzony palant zginąłby, gdyby nikt nie
chronił jego pleców, nie robił tego, czego on sam, do diabła, nie potrafi robić,
nie zabijał tych, którzy chcą zabić jego.
/Będę
pokutował za to do końca świata.
— Buck?
— Hym? —
mruczę, chowając twarz w kołnierzu kurtki.
—
Widzę, że coś jest z tobą nie tak. Jeśli nie czujesz się na siłach, wolałbym,
żebyś odpuścił sobie tę akcję. — Przygląda mi się uważnie. — Mówię ci to jako
twój dowódca i proszę o to jako przyjaciel.
—
Rogers. — Przekrzywiam głowę, spoglądając na niego pobłażliwie. — Masz złe
przeczucia przed prawie każdą misją. I co? Patrz, jakoś wciąż oddychamy. —
Rozkładam lekko drżące z zimna ramiona i staram się wszystko zbagatelizować.
/Dziś
żyjemy, ale jutro może się to zmienić. Możemy być martwi, możemy zniknąć,
możemy skończyć jak pub Bronstejna. Możemy mieć na tyle szczęścia – pecha? – że wrócimy do domów tylko bez rąk czy nóg
i z dziurami w poharatanej psychice.
/Ale
wrócimy.
— Ale
fart zawsze kiedyś się kończy, prawda?
/Z
trudem powstrzymuję się przed wspomnieniem, że odbyliśmy już dziesiątki takich
rozmów, a ich przebieg zawsze jest taki sam.
—
Powiedział facet biegający z tarczą strzelniczą na plecach. Jesteś albo tak
głupi, ośle, albo wierzysz w to, że ten tam nad nami czuwa. — Wskazuję w górę. —
Albo nie cierpi nas tak bardzo, że będzie chronił nasze tyłki, byśmy nie
dołączyli do Niego tam, na górze. A poza tym — kontynuuję, wstając — to tylko
przejęcie głupiego pociągu. Co niby może pójść nie tak?
— Buck,
możesz być poważny?
— Nie.
Z nas dwóch to ty jesteś tym, który zachowuje się, jakby połknął kij.
/Wzdycha
ciężko, patrząc na mnie karcącym wzrokiem.
— Porozmawiamy
kiedyś o tym?
/Pocieram
o siebie poranione dłonie.
—
Pogadamy, kiedy wrócimy do obozu, dobrze? Kiedy Zola wreszcie wyląduje w
areszcie, będę najszczęśliwszym człowiekiem na tym kontynencie. Szczególnie
jeśli dadzą mi popatrzeć na przesłuchania. Wiesz, mam nawet kilka pomysłów.
Mogę im je podrzucić i…
— Bucky.
— Wszystko jest w
porządku, Steve. Naprawdę.
/Nic nie jest w porządku.
***
/Następną
rzeczą, jaką pamiętam, jest spadanie i pęd lodowatego powietrza.
/Próbowałem się
modlić, ale słowa modlitwy – Sh'ma Yis'ra'eil Adonai Eloheinu Adonai echad… –zostały wyrwane z moich ust przez podmuchy lodowatego wiatru, i zastąpione
krzykiem strachu.
***
/Odbezpieczam broń i przyciskam lufę do
grdyki.
/To powinno się skończyć.
/Powinno się skończyć już dawno temu.
/Dawaj,
zrób to wreszcie. Nie bądź tchórzem.
/Zrób
to.
/Wypuszczam broń z dłoni. Upada z
głuchym łoskotem na popękane kafelki.
/Nawet tego nie potrafisz zrobić dobrze.
***
"Powiedział facet biegający z tarczą strzelnicą na plecach." - "strzelnicZą".
OdpowiedzUsuńWięcej zastrzeżeń nie mam.
Smutno, no. Smutno.
James, widocznie pragnienie życia jest w tobie silniejsze niż pragnienie śmierci. "Nawet tego nie potrafisz zrobić dobrze", czyli co, samobójstwo jest czymś banalnym?