27 września 2015

Astrid Löfgren

N, prawdziwy dramat. Cud, że przeżył te kuchenne tortury.
I właśnie umiejętność dawania sobie rady w najbardziej beznadziejnych sytuacjach jest jego ogromną siłą. Zgadzam się, trzeba go podziwiać.
Trochę dziwne założenie. Może i wystąpiłyby pewne ograniczenia, ale przy jego upartości znalazłby sposób na zabijanie, gdyby chciał. Tak mi się wydaje. Ale zaraz, jak to ścięcie? Możesz coś więcej powiedzieć o tym rytuale?
Umieranie tak naprawdę? Więc jak wyglądało jego zmartwychwstawanie?
Sam powiedział kiedyś, że największą siłą Bucky'ego jest to, że tak naprawdę nigdy nie przestał być tamtym dzieciakiem z Indiany, który chciał pokazać wszystkim ile jest wart i w pewnym sensie miał rację. Niewola Hydry (stwierdzili, że skoro tortury nie działają na Steve'a, to potorturują Bucky'ego i dzięki temu go złamią), niewola Rosjan, prania mózgu, chipy i cała reszta syfu nie dała rady wyprzeć z niego tego upartego jak osioł dzieciaka.
Nikt przecież nie mówił, że to był mądry plan, prawda :P? O samym rytuale nie wiadomo wiele- "Najwyższy" powiedział tylko, że Bucky zostanie poddany rytualnej egzekucji- ścięciu, po którym jego dusza zostanie przeniesiona w inne ciało, ciało, które "nie da mu możliwości zrealizowania jego zamiaru przelania krwi". Ta "przemiana" sprawić miała, że jego przeszłość i przyszłość przestaną się dla niego liczyć i nie będą mieć nad nim władzy. Więcej nie zdążył powiedzieć, bo zarobił kulkę w czoło.
A no właśnie nie wyglądało i to największy problem uniwersum Battleworld. Dobrze, mógł umrzeć i w Runaways, i w Red Skull, i w 1872, i w Witch Hunter Angela, bo są to po prostu równoległe wszechświaty, ale w Planet Hulk (to ta seria z tyranozaurem) Bucky umarł dwa razy, z czego raz w ramionach Steve'a. O jego drugiej śmierci wiem ze spojlera i jeszcze nie dotarłam do tego numeru, ale żadnego zmartwychwstania tam nie było. Dlatego wolę już Ziemię 616, gdzie jeśli chcą przywrócić jakąś postać do życia to po prostu ją ożywiają, a nie wyciągają jak królika z kapelusza.
James, taki płyn zawierający nikotynę, aromaty i inne dziwne rzeczy. Możesz przebierać w smakach, ilościach nikotyny, którą chcesz dostarczyć organizmowi, a można nawet w ogóle z niej zrezygnować i palić tzw. zerówki. Z założenia miało to być zdrowsze i bardziej ekonomiczne. W sumie jest zdrowsze i bardziej ekonomiczne, ale wciąż szkodliwe i wciąż kosztowne. Dużą korzyścią jest to, że się po paleniu takiego cuda nie śmierdzi. Za to trzeba ładować średnio co dwa dni, wymieniać grzałki, uważać, żeby nie zalać baterii. Nie wiem, czy by ci to zasmakowało, ale przyzwyczajenie takie same jak w przypadku analogów.
Serio? To co musi się dziać, kiedy jesteś w pobliżu jakiegoś większego i głośnego remontu albo takich robót drogowych. Współczuję.
Po co komuś papierosy bez nikotyny? To taki sam bezsens jak bezkofeinowa kawa i bezalkoholowe piwo. 
Nie pamiętam już tego, jak to jest mieć... zwyczajne zmysły, więc dla mnie jest to coś naturalnego i nie przeszkadza mi to tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Przyzwyczaiłem się.

1 komentarz:

  1. N, a tak liczyłam, że jednak jakiś mądry plan pojawi się w którymś zeszycie :D
    Czyli to miało być coś takiego jak uwolnienie go od chęci zemsty czy dotychczasowych przyzwyczajeń, jakkolwiek głupio to nie brzmi? To dopiero byłoby dziwne. Pamiętałby wszystko, ale byłoby mu to całkowicie obojętne. To samo z przyszłością. Żadnych planów, żadnych założeń i marzeń. Cóż, chyba Bucky podjął słuszną decyzję, choć ta odmowa była dość brutalna, ale czego innego można się po nim spodziewać.
    Tak bardzo logiczne. No w końcu to duch no, pojawia się i znika. "W ramionach Steve'a", ojeju <3
    Przypomniało mi się, że miałam przeczytać o tym mruganiu. Mądra ja nawet się do tego nie odniosłam. Zastanawia mnie na ile był to pomysł aktora czy reżyserów, czy kogo tam jeszcze, a na ile są to jedynie spostrzeżenia wnikliwego odbiorcy, całkiem niepowiązane z faktami, bo to przecież może być przypadek i nadinterpretacja, w której mimo wszystko jednak coś jest. Jak dla mnie sprawa z mruganiem wygląda jak poplątanie z pomieszaniem osoby z Alzheimerem (bo trochę nie kuma o co chodzi a później nagły przebłysk), z Parkinsonem (bo mruga rzadko, a jak zacznie to nie ma końca przez jakiś czas), psychopaty (bo nie mruga prawie wcale przez dłuższy czas) i sporej części tego, co było w tym artykule, o ile artykułem to można nazwać. Przypominając sobie przyswajał informacje, więc mrugał rzadziej, w zasadzie nie mrugał wcale. Słuchając Pierce'a mógł być zestresowany, więc mrugał częściej. I jeśli faktycznie to robota twórców, to sprytnie przemycili tego typu niuanse, które, nie oszukujmy się, ciężko wychwycić, i za to należy się ogromny szacunek. Za parę lat okaże się, że to zupełnie inny film niż miał być w zamiarze.

    James, jak ktoś rzuca to się przydaje. Zostaje tylko przyzwyczajenie do trzymania czegoś w rękach. Albo tęsknota za ssaniem. Jak kto woli.
    A gdybyś miał możliwość odzyskania zwyczajnych zmysłów, skusiłbyś się?

    OdpowiedzUsuń