9 października 2015

#12 Bucky

***
09 października 2015

— Maksim to prawdziwy dupek. Sukinsyn jakich mało, wierz mi, ale jest niezastąpiony w swojej robocie — mówi, spoglądając na mnie spod przeczesywanych właśnie palcami, wilgotnych włosów. Na zewnątrz lało jak z cebra i nie zapowiadało się na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Cóż, można by powiedzieć, że na nasze szczęście. W końcu deszcz to prawdziwy przyjaciel człowieka, który próbuje zgubić trop i zmylić ślady. Nie jest to wielkie pocieszenie czy ułatwienie sprawy, ale to jednak więcej niż nic. Prawda?


/Przez dłuższą chwilę panuje między nami cisza, przerywana tylko pracą silnika, bębnieniem kropel deszczu o karoserię i cichym szelestem, który towarzyszy przewracanym przez nią papierom. Wyrwane z deski radio leży na tylnym siedzeniu, będąc świadectwem naszego całkowitego niedopasowania w kwestii upodobań muzycznych. I cóż, także mojego lekkiego choleryzmu.
/Odrywam wzrok od oświetlonej tylko nielicznymi latarniami drogi i spoglądam kątem oka na zabłocone buty, które opiera o deskę rozdzielczą, ale nie komentuję tego. Zdążyłem już przyzwyczaić się do bałaganu- lekkiego chaosu, nieładu, jak lubi to nazywać, który zawsze jej towarzyszy.

/— Jestem wdzięczna, że to dla mnie robisz... — zaczyna po chwili, ale przerywam jej, nie mogąc powstrzymać parsknięcia.

 — Żartujesz sobie?

 — To jest dla ciebie zabawne? — mówi z tak wielkim oburzeniem, że nie mogę powstrzymać się od kolejnego parsknięcia, choć wiem, że ma całkowitą rację. Nie ma w tej sytuacji zupełnie nic zabawnego.

— Wiem, przepraszam. — Chrząkam, odwracając wzrok z powrotem na drogę. — Po prostu nie traktuj tego jako poświęcenia z mojej strony, bo raczej marny ze mnie zadatek na rycerza na białym koniu, który ratuje bezbronną księżniczkę z rąk czarnego charakteru. To raczej twoja rola — dodaję, zerkając na nią po raz kolejny. Widzę jak jej brwi podjeżdżają w górę, wyginając się w łuki, gdy kręci głową z niedowierzaniem. — Ja chcę po prostu odwdzięczyć się choć w jakiś sposób.

— Jesteś niemożliwy, Barnes. Nie musisz się w żaden sposób odwdzię... Zatrzymaj się przed tym budynkiem. — Wskazuje na nieciekawie wyglądającą kamienicę. Na zewnątrz nadal leje jak z cebra.

— Może nie muszę, ale chcę, Belova — mówię z przekonaniem i parkując samochód koło migoczącej latarni, spoglądam ostatni raz na przypięte do dokumentów zdjęcie młodej kobiety. Ciemne włosy, podkreślające zapadnięte policzki, chorobliwie szarą cerę, na której odznacza się sina barwa podbitego oka i rozciętej, spuchniętej wargi. Anzhelika Medvedev. Lika. 

/Wymieniamy ostatnie spojrzenia i wychodźmy z samochodu, kierując się w stronę jednego z obskurnych budynków. Naciągam kaptur na głowę i chowam dłonie do kieszeni kurtki. 
/Grupka chłopaków, w większości właściwie już młodych mężczyzn, stoi przed osłoniętą dachem ścianą budynku, rozmawiając i co chwila śmiejąc się z rzucanych od czasu do czasu nędznych, bełkotliwych żartów, składających się z komentowanych walorów stojących obok, wyzywająco ubranych kobiet. 

— Hej, lala, masz fajny tyłek. Dasz pomacać? — Jeden z chłopaków robi dwa chwiejne kroki w naszą stronę. Otwiera usta, najprawdopodobniej chcąc dodać coś jeszcze, ale Yelena nie odzywając się, pokazuje mu środkowy palec prawej ręki i omija go, nie zwalniając ani na chwilę. Ruszam w krok za nią, posyłając delikwentowi spojrzenie, które zmusza go do zrobienia kroku w tył.  

— Maksim już czeka — mówi Yelena, oglądając się przez ramię i wskazując kiwnięciem głowy stojącego przy drzwiach mężczyznę. Wita go skinięciem głowy i podaje mu wyjętą z kieszeni kurtki, złożoną na pół kopertę.

— Zdrastwuj. Eto kto? — Mężczyzna przygląda mi się, najwidoczniej próbując skojarzyć moją twarz. 

—  Moj drug.

— Drug? — Facet obrzuca mnie kolejnym nieufnym spojrzeniem, ale macha dłonią, każąc nam za sobą podążać.

/Wchodząc do środka, mam ochotę strzelić sobie w łeb. Duszący zapach, głośna muzyka i dźwięki dochodzące zza ścian przyprawiają mnie o mdłości.

/Nienawidzę cholernych burdeli.
***

2 komentarze:

  1. Ohohoho, gdzież to oni się wybrali. No, jestem bardzo ciekawa, cóż też z tego wyniknie ^^ I nawet Bucky zaczął przejawiać jakieś oznaki poczucia humoru! Ironicznego, bo ironicznego, ale zawsze - lubię to ;p
    Małe kruczki:
    "Chowam dłonie do kieszeni kurtki i naciągam kaptur na głowę. " - skoro wpierw schował, to potem schowanymi w kieszeniach dłońmi raczej nie naciągnął kaptura na głowę. Chyba że to kolejna jego niezwykła umiejętność ;p
    "Wiem, przepraszam— chrząkam, odwracając wzrok z powrotem na drogę." - tego nie wytknęłam w mailu, ale wydaje mi się, że powinna być kropka i "chrząkam" jednak dużą literą. Nie jestem pewna, czy to jeszcze może odnosić się do sposobu mówienia, raczej już jest osobną czynnością, hm...
    "Ciemne włosy, podkreślające zapadnięte policzki chorobliwie szarą cerę, na której odznacza się..." -> przecinek między policzki i chorobliwie powinien stać, bo wymieniasz cechy wyglądu. I więcej przecinkowych błędów nie znalazłam, więc gdzie tego ogromne problemy? ;p
    "Wita go skinięciem głowy" - lepiej brzmiałoby "skinieniem", no ale to już takie osobiste odczucie ;p

    Ktoś objaśni, co znaczy drug? xd Poza tym jak zawsze mi się podobało i ciekawa jestem, kimże okaże się dziewoja, której to zdjątko obczajali. Niechaj wen Ci sprzyja, N, powodzenia z następną częścią! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędów nie ma aż tylu, bo czytałam ten tekst z kilkadziesiąt razy, zdanie po zdaniu. Ale kilka i tak się uchowało, żeby można coś powytykać :P
      Jeśli chodzi o nieszczęsne kieszenie i kaptur to dopiero dostrzegłam, że nie ma to sensu. Chyba, że Bucky porządnie by się nagimnastykował. Brawo ja.

      A "Moj drug" oznacza "Mój przyjaciel".

      Usuń