No chyba tym, że ma dwójkę z przodu, a nie jedynkę. Masz rację, zgadzam się ze wszystkim, jednak osobiście irytowałabym się, gdyby na każdym, a przynajmniej co drugim czy trzecim, kroku mówiono o mnie "dzieciak", bo nie wydaje mi się, by było to przyjemne ani do końca zgodne z prawdą, choć oczywiście można podejść do tego humorystycznie. Nie powiesz mi, że ci się podobało za szczenięcych czasów w wieku 20+, gdy traktowano cię jak rozkapryszone dziecko. "Dzieciak" to takie dosadne określenie w moim odczuciu. Chyba dlatego, że sama używałabym słowa "niedojrzały", choć granice są bardzo cienkie. No ale z racji twojego życiowego doświadczenia masz pełne prawo nazywać dzieciakami nawet trzydziestolatków i nie chodzi tu o wiek.
Bierz przykład z Capa. Przecież to wzór cnót wszelakich, więc wystarczy robić to co on. Taki tam mocny skrót myślowy. Ale tak poważnie to wyobrażam sobie, że możesz mieć problem z rozróżnieniem co jest dobrym działaniem a co złym. Jeszcze chyba tego nie opanowałeś w zadowalającym stopniu, czyż nie?
Weź ty te życie ustaw do pionu, bo niedługo pech cię bardzo mocno pokocha i zawiąże z nim jeszcze bardziej owocną koalicję. Ileż można od tego życia po dupie dostawać.
Co masz na myśli, mówiąc o "dobrej stronie"? Nie jest to dla mnie do końca jasne.
/Cóż, moje "szczenięce czasy 20+" nie trwały zbyt długo, a do tego były trochę inne i wymagały szybkiego dorośnięcia. Nie było wtedy czasu na niedojrzałość i rozkapryszenie. Więc nie wiem czy podobałoby mi się to czy nie, bo mnie tak nie traktowano. Ciężko też postawić mi się w miejscu dzisiejszych dwudziestoparolatków, bo ja w tym wieku miałem stopień sierżanta, jedną niewolę za sobą i długą listę osób, które zestrzeliłem. A to trochę zmienia, prawda? Nie wiem też, co wydaje się być takiego obraźliwego w słowie "dzieciak". Rozumiem, że w pewnym wieku chce się być już traktowanym jak dorosły, ale nie przesadzajmy, nazwanie kogoś dzieckiem to przecież nic obraźliwego.
/A wyobrażasz mnie sobie jako chodzący wzór cnót wszelakich? Ja to nie on. Nie jestem chodzącym ideałem i gdybym chciał go naśladować, zwariowałbym. I tak, łatwo zgadnąć, że nadal mam drobne problemy z rozróżnianiem tego, co tak naprawdę jest dobre. Ale takie naprawdę drobne.
/Urodziłem się pod pechową gwiazdą, złym ustawieniem planet i przypadł mi wyjątkowo kiepski chiński znak zodiaku. Innego wyjścia nie ma.
/Cóż, dla mnie też nie jest to jeszcze do końca jasne. Dlatego mam tylko część planu. Trochę ciężko określi, co tak naprawdę jest tą dobrą stroną.
Gwarantuję ci, że nie podobałoby się.
OdpowiedzUsuńMoże to, że "dzieciak" kojarzy się z niedojrzałością właśnie, z jakąś nieporadnością, momentami z buntem, infantylizmem. Ale to tylko moje zdanie.
Gdyby tak troszkę przymrużyć oko na pewne sprawy, to nawet byś się jakoś wpasował w taki wzór cnót, jednak już nie wszelakich. No dobra, zamknąć całkiem jedno oko, ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych, przynajmniej teoretycznie, i kiedyś mógłbyś uchodzić za bohatera. Pewnie czułbyś się z tym beznadziejnie mając w pamięci te wszystkie okropności, ale myślę, że ludzie mogliby postrzegać cię jako wzór do naśladowania, a to z kolei motywowałoby cię do tych dobrych działań. Musiałbyś jedynie, albo aż, wykazać się czymś, za co ludzie byliby ci niemal wdzięczni.
Biedny człowieku, i ty jeszcze żyjesz?
Całkiem nie wiem dlaczego, ale ogarnęły mnie jakieś dobre przeczucia, że idziesz we właściwym kierunku.