Och, więc dla półnagiego, parującego pana E. przeboleję nawet dubbing :DJak usłyszysz podłożony Susan głos, to zmienisz zdanie :P
Myślałam, że już gorszego niż w MCU dubbingu nie ma, a tu proszę.
I tak, warto! I choć to dziwne, kostium ma jeszcze bardziej obcisły niż jaka Cap.
Steve, jego "życie" wyobrażam sobie jako codzienne umieranie od nowa.
Dlaczego żałowałeś, że cię rozmrożono?
Mi tam się wydaje, że prędzej czy później James da się złapać. Trochę ma już więcej oleju w głowie. I chyba poniekąd chce cię chronić, a to chyba dobrze, prawda?
Wyobraź sobie, że przygotowujesz się na śmierć i jesteś już nawet przekonana o tym, że umarłaś, ale okazuje się, że tylko... zasnęłaś. Na bardzo długo. Że otwierasz oczy, a twojego życia, twojego świata, twoich bliskich ani wszystkiego, co znałaś, już nie ma. Wszystko poszło na przód, zmieniło się i w końcu znikło. Wszystko, tylko nie ty. Ja nadal miałem dwadzieścia siedem lat, choć minęły dekady. A potem okazało się, że do wszystko tak naprawdę nie miało sensu, bo Hydra i tak nie została zniszczona.
Bucky nigdy nie okazywał tego, jak źle naprawdę jest. Widziałem jak źle było z nim po Zoli. Często nie mógł spać, budził się w środku nocy i odwracał się tak, żebym nie mógł go widzieć. Wiedział, że widzę to wszystko, ale nie chciał ze mną o tym rozmawiać. Przełamał się dopiero, gdy tak poranił własne dłonie, że nie potrafił utrzymać już broni, ani samemu założyć opatrunku. Sam nie wiem, czemu zawsze był taki uparty.
Buck zawsze chciał wszystkich chronić. Czasem tak bardzo, że zapominał o chronieniu samego siebie.
James, make-up ten sam. Nie pytaj.
No tobie ostatnio dość często i aż mnie przeraża fakt, że równie często się z tobą zgadzam.
Rozbawiłeś mnie. Na pewno wszyscy by ci uwierzyli. Na pewno. Przecież całe życie była twoją przyjaciółką. I przecież taki jesteś powolny. Tak, tak. Jeszcze jakbyś uronił parę łez to miałbyś wszystkich w garści.
O taaak, bardzo ciekawe.
Oj tam pieprzysz. Wszystko się może wydarzyć. Nigdy nie można być niczego pewnym.
Nawet nie zamierzam. Chyba wolę nie wiedzieć.
Na każde pięć mądrze powiedzianych przeze mnie rzeczy, musi widocznie przypadać jedna mniej mądra. I sprawa rozwiązana.
Próbowałem zabić niemal wszystkich członków pociesznej gromadki przyjaciół Rogersa*, więc można by powiedzieć, że tak okazuję sympatię. Ją postrzeliłem więcej niż raz, więc to już musi być prawdziwa przyjaźń.
Dzieci nie miałem i nie mam- chyba, że czegoś nie wiem, i mieć w przyszłości nie chcę, bo zwyczajnie się do tego nie nadaję. Zdarza mi się wpadać we wściekłość, więc wolę nie myśleć o tym, co byłoby, gdyby w takim momencie w pobliżu było dziecko. Będę też żyć znacznie dłużej i jakoś nie widzi mi się patrzenie na to, jak moje dziecko starzeje się i umiera, a ja nadal jestem młody.
I poza tym, które dziecko chciałoby niby mieć kogoś takiego za ojca?
*To twoja wina, że zaczęłam ich tak nazywać!
N, słyszałam fragment i podziękuję za pannę Sue... :D
OdpowiedzUsuńTak się nudziłam, że aż dwie części obejrzałam, właśnie skończyłam, i ja się pytam: gdzie tam jest choćby krzta logiki. Narzeczona Bena w pierwszej części wygrała wszystko. Od dziś jest moim wzorem cnót wszelakich.
Ale za to śmieszek Dżony mnie o dziwo przekonał. Chyba z sentymentu, ale się liczy, nie? Kostium piękny <3
U mnie to "wesoła gromadka" :P Więc nie moja!
Steve, pierwszej części nie muszę sobie wyobrażać. Drugiej za to nie potrafię. Nie potrafię nawet pomyśleć, że mogłabym się obudzić za kilkadziesiąt lat, w innej epoce, z innymi ludźmi, nowymi rzeczami. Ciężko pojąć, co mogłeś czuć, a te próby nie byłyby nawet iskierką tego, jak było naprawdę.
Jak to poranił? Sam sobie poranił?
Chyba mu coś zostało z tej chęci chronienia. Tylko teraz raczej o sobie już nie zapomina, ale nie wiem.
James, jak przypadnie mniej mądra to chociaż się pośmiać można. Bez urazy, bo sama często plotę bzdury.
Już sobie wyobrażam jak ty miłość musisz okazywać. Jejciuniu, gromy i pioruny na pewno gotów byłbyś podpieprzyć Thorowi, żeby tylko pokazać, jak bardzo kochasz.
Trochę byłby zonk, gdyby się okazało, że nie tylko dzieci masz, ale też jakieś prawnuki. A nie takie nieprawdopodobne to jest, jak się wydaje. Chyba, że wstrzemięźliwym byłeś mężczyzną. No ale to już twoje sprawy, nie wnikam.
Ciekawe jak to by było, bo gdyby udało im się stworzyć takie małe "winterki" po całym tym ulepszeniu, to chyba by odziedziczyły zdolności po tatusiu. I żyłyby długo. Nigdy nie byłam dobra z genetyki.
A który dzieciak samemu sobie ojca wybiera? W ojca gestii jest to, by dziecko w przyszłości było z niego dumne. Więc na dzieci to ty mi tu nie zwalaj, że by cię nie lubiły. A ręka? Co tam ręka, fajna zabawka. Świeci się w słońcu, pochwalić się można przed kolegami. Dzieci świat pojmują inaczej i tak, jak ty dla samego siebie jesteś najgorszym złem, tak dla dzieciaka mógłbyś być wzorem do naśladowania. I wcale byś się nie musiał napracować, żeby tak cię postrzegały.
Obiecuje nic nie mówić. :D
OdpowiedzUsuń