19 października 2015

Astrid Löfgren

N, znów w ramionach Steve'a? Niech biedak chociaż w jednym przeżyje. Człowiek chodząca tragedia. Jest ktoś, kto ma choć minimalnie bardziej przesrane niż on?
/Jeśli chodzi o Secret Wars to Bucky pojawił się w w następujących seriach:
- Runaways (martwy)
- Red Skull (martwy)
- 1872 (martwy)
- 1602: Witch Hunter Angela (martwy)
- Civil War (martwy)
- Planet Hulk (tutaj zmarł dwa razy, więc podwójnie martwy)
- A-Force (tutaj biega z kwiatkiem wpiętym we włosy, więc co najwyżej mu odbiło, ale jeszcze żyje)
/Ktoś naprawdę musi go nie lubić, innego wyjścia nie ma. Zakład, że w A-Force też długo nie pociągnie?  
Howard, otóż to. Kto by się przejmował chorymi ludźmi, nie? Przykre.
Co by się wtedy z tą jednostką działo? W sensie w jaki sposób pomogłaby wam w odtworzeniu serum? Potrzebna by była do tego jedynie krew, czy może musielibyście tę jednostkę poświęcić dla dobra ogółu?
No to musisz szykować coś naprawdę spektakularnego. Tajemniczo. 
/Im więcej wszelkich próbek, tym lepiej dla nas. Nie wydaje mi się jednak, by jakiekolwiek poświęcenie się byłoby tutaj konieczne. Jeśli uda nam się zebrać zespół naukowców, który nie będzie składał się z samych patałachów, uda się odtworzyć pracę Erskine'a, a Steve nie straci przy tym nawet włosa z głowy. Co najwyżej spuszczą mu przy tym trochę krwi. 
/Wszystko, co robię, jest spektakularne.
Steve, nigdy nic nie wiadomo. Przez sam prestiż waszej jednostki mogłoby do rozwiązania nie dojść, a jak już to do przekształcenia lub zmiany dowództwa przy zachowaniu składu. 
/Tak, prestiż... Nie będę ukrywał, że nie wszystkim odpowiadają nasze działania i to, że dowództwo często daje nam wolną rękę. Dzięki temu możemy pozwalać sobie na wiele, dla niektórych na zbyt wiele. Dlatego ostatnio staramy się pilnować.
Bucky, tak samo jak w organizmie. Można więc z grubsza potraktować te dwa określenia jako tożsame.
Dopiekanie reszcie sprawia tyle samo radości? Może "radości" to nieodpowiednie słowo, więc w zastępstwie można by użyć rozluźnienia na przykład.
/W sumie tak, można. Nie będę się sprzeczał, ma'am.
/Nah, Steve to jednak Steve. Można powiedzieć, że wzajemne działanie sobie na nerwy to nasze hobby.

5 komentarzy:

  1. Czy mogę zainspirować się akcją na Twoim blogu "Tygodniową Postacią"? Chciałbym coś takiego u mnie wprowadzić. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ śmiało :) Nawet nie musiałeś pytać, nie mam przeciez tego na wyłączność. Jest kiedyś szansa na Logana?

      Usuń
    2. Najpierw będzie Mary Jane, która z jakiś powodów znalazła się pod łóżkiem Wade'a. :]
      Ależ oczywiście! Logan obowiązkowo, nawet Cable się pewnie zjawi. Przynajmniej się postaram.

      Usuń
    3. Zawsze jednak się lepiej zapytać, żeby potem nie było problemów. ;)

      Usuń
  2. N, a później się okaże, znając szczęście Bucky'ego, że Ventolin tak naprawdę go nienawidzi, omamiła go, żeby w końcu zabić, a że przy okazji dobrze się bawiła to już inna historia. Kwiatek okaże się trujący i biedak umrze, bo z nim hasał zbyt często. Logika.
    Nawet nie ma sensu się zakładać o rzecz oczywistą.

    Steve, chodziło mi tu o tę drugą osobę, na której udałoby się eksperyment wykonać i to z powodzeniem, ale przez inną instytucję, że tak powiem, a mam wrażenie, że mówisz jedynie o Stevie (odmień ktoś, jeśli wkradł się błąd) Rozpatrując to analogicznie, czy tej jednostce także włos z głowy by nie spadł. Chyba że potrzeba by było jedynie próbek od Steve'a, co wydaje mi się mało prawdopodobne, bo podchodząc do tego z perspektywy naukowej, wydaje mi się, że należałoby zbadać także drugą osobę pod kątem skuteczności tego waszego przedziwnego specyfiku, między innymi to czy serum w obu przypadkach jest tożsame czy nie. Przecież mogłaby być znacząca różnica między specyfikami, ale ich skutki niemal takie same, czyż nie? Tak samo jak mogłyby być takie same, ale skutki inne.
    Och, wiem. Co uważasz za najbardziej spektakularne ze swoich osiągnięć, pomijając "nowego Steve'a"?

    Steve, pilnować, czyli co przez to masz na myśli?

    Bucky, jesteście obydwaj tak specyficzni, że aż nie da się uśmiechnąć. Żebyś źle mnie nie zrozumiał: mówiąc "specyficzni" mam na myśli wasze przedziwne, z mojej perspektywy, okazywanie przyjacielskiej sympatii. Czy braterskiej nawet, powiedziałabym. Pewnie cały czas na nerwy sobie nie działacie, ale to tak, hm, uroczo brzmi, że aż ojeju, no.

    OdpowiedzUsuń