20 marca 2016

#31 Bucky

***
/Gail śmieje się głośno, gdy okręcam ją wokół, a potem przyciągam do siebie. Jej starannie ułożone, idealnie pofalowane włosy roztrzepały się lekko, ale to tylko dodaje jej uroku.
/Jej oddech jest lekko przyśpieszony, gdy odsuwa się o krok wraz z ostatnimi taktami piosenki. Rumieni się uroczo, gdy całuję jej nadgarstek, i trzepie mnie dłonią w ramię, każąc mi przestać.
/Jest piękna.

/Poprawia fryzurę, patrząc na mnie roziskrzonymi oczyma.
/Smutnieje, zakładając kosmyk włosów za ucho.

— Tata będzie wściekły, gdy zorientuje się, że nie ma mnie w domu.

— Wiem. — Uśmiecham się szeroko. — Ale co poradzę na to, że uwielbiam wykradać mu cię sprzed nosa?

— Bucky.

/Spogląda na mnie karcąco, ale jej czerwone usta rozciągają się w uśmiechu.
***

/Carter całkowicie mnie ignoruje. To żaden problem, naprawdę.
/Problemem jest to, że pierwszy raz w życiu Steve także mnie ignoruje. Jestem dla niego jak powietrze.
/Przez chwilę mam ochotę chwycić go za ramiona i krzyknąć, że ma na mnie patrzeć, wytłumaczyć mi co się tutaj, u diabła, dzieje, dlaczego wszystko musiało się tak zmienić. Że ma mi pomóc zrozumieć, co się ze mną dzieje.

/Ale nie robię tego.

/Zaciskam tylko zęby i spuszczam wzrok, starając się wsłuchać w muzykę w tle, kątem oka obserwować tańczące pary, nie zwracać uwagi na Steve’a i Carter.
/
— Jestem niewidzialny — mówię, starając się zdusić w sobie gorycz.

/Uśmiecham się, gdy Steve klepie mnie po ramieniu.

Nie przejmuj się, może ma koleżankę.

/Nie rozumie, że zupełnie nie o to chodzi.

***

— Dawaj rękę Gabe.

— Dlaczego ja? — Spogląda na mnie proszącym wzrokiem, odsuwając się tak daleko, jak tylko jest wstanie.

— Dawaj. — Poganiam go gestem dłoni, a ten przewraca oczami i podchodzi bliżej. — Patrz i ucz się, Rogers. Z twoimi nowymi gabarytami lepiej byłoby gdybyś nie deptał damom po stopach.

/Steve opiera się o drewnianą kolumnę podtrzymującą strop stodoły i przyciska zaciśniętą w pięść dłoń do ust, starając się zamaskować uśmiech. Jest w tym beznadziejny. Jak zawsze.
/Posyłam mu krzywy, sztuczny uśmiech i przyciągam Gabe’a do siebie, chwytając jego nadgarstek.

— Łapy przy sobie, Barnes. — Gabe wije się, gdy kładę dłoń na jego biodrze.

/Słyszę, jak Steve parska z rozbawieniem.

— Na twoim miejscu nie śmiałbym się, Rogers. Za chwilę zostanę twoją partnerką.

/Unosi brwi i odchrząkuje.

— Dzięki, Buck. Właśnie o tym marzyłem.

***

/Lukin ogląda balet.

/Staram się wyciszyć na wszystkie dźwięki, obrazy, skupić się na otartych do krwi kolanach, na nierównościach betonowej podłogi wbijających się w nagą skórę.
/Nie jestem wstanie powstrzymać drżenia, mimo wyraźnego rozkazu – ni drignij! – jest zbyt zimno. Zbyt boli.
/Jest zimno.
/Łańcuch ociera kostki i nadgarstki do krwi.

— Prekrasne, prawda? Spójrz tylko na to.

/Posłusznie unoszę wzrok, by spojrzeć na wyświetlane na projektorze przedstawienie.
/Muzyka przyprawia mnie o mdłości.

— To Shchelkunchik*.

/Posklejane od brudu i krwi włosy opadają na oczy, częściowo zakrywając sceny rozgrywające się na ekranie.
/Lukin chwyta dłonią moje włosy, zmuszając mnie do podniesienia głowy. Niemal automatycznie opuszczam wzrok, by nie patrzeć mu w oczy.

/Lukin cmoka niedozwolony, przyglądając się mojej twarzy.
/Kulę się, gdy zaciska palce na mojej szczęce, by móc obrócić moją głowę.

— Zostawiłem cię z nimi na moment i spójrz, co z tobą zrobili. Nie mogę spuszczać cię z oka, kotyonok. Ale nie martw się, moy drogoy, zadbam o ciebie. — Przejeżdża kciukiem po mojej szczęce.

/Powstrzymuję się, by nie zwymiotować.

***

/Komandir Isayev każe czekać.

/Staję w miejscu i przez przeszklone drzwi przyglądam się toczącemu się tam treningowi.
/Jest dziwny.
/Nie znam tej techniki, ale nie może być efektywna.

/Dziewczęta poruszają się w idealnej synchronizacji, utrzymując ciężar ciała na palcach stóp. Unoszą ramiona nad głowy, tworząc zaokrąglone linie tak, by dłonie stykały się czubkami palców.

/Skądś to znam…

/Balet.

/Marszczę brwi.
/To szkolenie jest bezsensowne.

/Słyszę, jak komandir Isayev staje obok. Kątem oka widzę, jak podąża za moim wzrokiem.

— Poszimu? — pytam. Mogę pytać. Komandir zezwala na to.

— Distsiplina — mówi tylko i wskazuje dłonią kierunek, w którym każe mi iść.

***
/Yelena porusza się gładko, jakby nie stąpała, a sunęła po brązowym dywanie.

/Bierze głęboki wdech, wciągając brzuch i prostując plecy, gdy złącza pięty. Ramiona wyciąga przed siebie, wyginając je niemal w półkole. Gładkim, wyuczonym, ale lekkim ruchem rozstawia stopy, palcami zwróconymi na zewnątrz, i rozkłada ramiona na boki. 
/Uśmiecha się do mnie krzywo, stając na palcach.

/Obchodzę ją wkoło, chcąc móc obejrzeć ją z każdej strony.

— Nadal nie rozumiem, dlaczego wciąż lubisz ten taniec.

— I nie zrozumiesz. — Staje luźno. — Przestań tak krążyć. Żaden z ciebie drapieżnik.

/Rozciąga się, łapiąc wygiętą w tył nogę.
/Uśmiecham się pod nosem, łapiąc jej kostkę i przyciągając do siebie. Chwieje się lekko, ale nie traci równowagi. I wcale nie dziwi mnie to, że momentalnie zaciska palce wokół mojego gardła.

— Puszczaj — cedzi, mierząc mnie wzrokiem. W odpowiedzi uśmiecham się tylko szerzej. — Jimmy, nie żartuję.

/Przekrzywiam głowę i puszczam jej kostkę, jednocześnie łapiąc jednak jej nadgarstek. Jej brwi podjeżdżają w górę, wyginając się w łuki, gdy patrzy na mnie pytająco. Pozwala jednak okręcić się wokół.

— Co ty robisz, do diabła?

/Wzruszam ramionami, po czym przyciągam ją bliżej.
/Sam do końca nie wiem.

— Jimmy. — Uśmiecha się, przekrzywiając głowę. — Zabierał łapy albo zaraz wgniotę ci pewne części ciała pod nerki. — Znacząco spogląda w dół.

/Puszczam ją i odsuwam się, unosząc ręce.

***

 /Opieram się plecami o ceglaną ścianę i staram się wygłuszyć na wszystkie dźwięki. Dudniąca muzyka dobiegająca zza ściany przyprawia mnie o cholerny ból głowy. Przez niemal wzbudzające ścianę w drganie basy mam wrażenie, że wwiercone w dziąsła sztuczne zęby zaraz zaczną się obluzowywać.
/Choć w tym przypadku to pewnie tylko moja paranoja. Dobrze je zamontowano, przetrwały wiele, więc nie mają prawa wypaść ot tak. Musiałbym je sobie wybić. Lub wyrwać. Nie, żebym chciał próbować. Bycie bezzębnym nie jest czymś, o czym marzę.

/Wzdycham zirytowany czekaniem i odpycham się nogą od ściany, by ruszyć w stronę wejścia do klubu.
/Gdzie jest ta cholera? Miało jej nie być góra pięć minut, nie dobry kwadrans. W naszym przypadku to zbyt wielka różnica, by ją zignorować. Przez ten czas mogło wydarzyć się zbyt wiele. Wiem z autopsji. Doskonale pamiętam, jak skończyło się moje wybycie na kwadrans.

/Ściągam brwi, słysząc podniesione głosy dobiegające z zaułka za klubem. Przez dudniącą muzykę nie jestem w stanie rozpoznać głosów czy zrozumieć słów, ale głośny, agresywny ton z czymś mi się kojarzy. Kierowany przeczuciem ruszam w tamtą stronę i po kilku krokach staję w miejscu, by przyjrzeć się rozgrywającej tam scenie.

/Orlova bez problemu uderza ciałem jednego z mężczyzn o brudną, ceglaną ścianę, by za chwilę doprawić go także mocnym uderzeniem kolanem w krocze.
/Kolejny próbuje uciec, kierując się w moją stronę, ale zanim zdążę zareagować, upada kilka stóp dalej, wijąc się jak wyrzucona z wody ryba.

— Trochę chyba przesadziłaś. Zalatuje spalenizną. — Uśmiecham się, spoglądając na chłopaka leżącego niedaleko. — Zbyt duże napięcie.

/Prycha i mija mnie, zadzierając brodę.

 Przez chwilę ze zdziwieniem przyglądam się młodej dziewczynie, wciśniętej w róg uliczki. Łatwo się domyśleć, co miało tutaj zajść. 
/Z trudem powstrzymuję się, by nie rozerwać żadnej z tych gnid na strzępy.

***
* Щелкунчик/ Shchelkunchik/ Dziadek do orzechów

1 komentarz:

  1. "(...) muzykę w tle, kontem oka obserwować tańczące pary, nie zwracać uwagi na Steve’a i Carter." - "kątem".

    "Powstrzymuje się, by nie zwymiotować." - "powstrzymujĘ".

    "Ściągam brwi, słysząc podniesione głosy dobiegające z zaułka klubem." - "klubu".

    "(...) by za chwilę doprawić do także mocnym uderzeniem kolanem w krocze." - "doprawić je", jeśli ciało (ewentualnie uderzenie) lub "doprawić go", jeśli mężczyznę.

    Następnie fragment "Przez chwilę z(...)" jest w kolorze tła.

    "Z trudem powstrzymuje się (...)" - "powstrzymujĘ".

    Życiorys Barnesa w okrojonej pigułce. Nie przypadkowo wybrane fragmenty, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń