5 sierpnia 2016

Astrid Löfgren

N, jest tak idealny, że to niemożliwe, by był alergikiem.
Mandaryński byłby równie wspaniały, toć to chiński właśnie.
Przez dziesięć lat może przybyło mu zmarszczek i tatuaży, ale wyraz twarzy pewnie wciąż ma paskudny.
/Wiem, przepraszam. Nie powinnam w ogóle tego sugerować.
/Mandaryński to jeden z dialektów chińskiego, więc fakt, mogłam ująć to nieco inaczej, mój błąd. Wiadome jest, że Bucky zna mandaryński i jeszcze co najmniej jeden z grupy dialektów języka chińskiego, który określany był jako "chinese". Co dziwne, ponieważ mandaryński został wyszczególniony, Więc być może był to po prostu błąd.
/A może wręcz przeciwnie, wypiękniał, bo zafundował sobie jakąś operację, by być nie do poznania? Nie no, stał się jeszcze paskudniejszy. Nie wszyscy mają wspaniałe geny Bucky'ego. 
Clint, jakie jeszcze znasz? Już myślałam, że tak pokręciłam wypowiedź, że nie dało się z niej nic zrozumieć, bo ostatnio mam problemy z wysławianiem się. Skopać mu tyłek i co dalej?
No przecież twój urok ci pomógł i trzy strzały na raz, to jest odpowiedź.
 Rosyjski, arabski, portugalski i liznąłem nieco japońskiego. Ale za to potrafię przeklinać w jeszcze dziesięciu językach, co często wystarczało, jeśli połączyło się to z językiem siły. 
/Skopać mu tyłek, odczekać, zrobić to jeszcze raz, ale mocniej, powyciągać z niego wszystko, co wie, a potem wrócić do początku wyliczanki, Wystarczy, że pomyślę o tym, że ktoś taki jak on mógłby położyć łapy na mojej córce, a przestaję być tak miły jak zazwyczaj. 
Steve, byłby cholernie nudny, co nie zmienia faktu, że czasem przydałby się taki idealny okres. 
 O tak, nie sposób się z tym nie zgodzić. Czasem wciąż mam nadzieję, że pewnego dnia się obudzę i nie zdarzy się zupełnie nic niezwykłego, a jeśli już się zdarzy, będzie to coś naprawdę dobrego. Ale jak to się mówi, nadzieja umiera ostatnia.
Bucky, trzeba było mówić.
Kobieta o podobnej długości życia również mogłaby być przez los nieźle doświadczona. Przeszłość wcale nie musiałaby tracić na znaczeniu, tak twoja, jak i jej. 
/No przecież powiedziałem, nie? Czy chciałem powiedzieć?
/Wiem, że zabrzmię teraz jak hipokryta, ale... Wizja związku z kimś takim jak ja, z kimś podobnym nieco mnie przeraża. A może raczej powinienem powiedzieć, że przerasta. To byłoby chyba zbyt wiele, a skoro ja często nie daję sobie rady z samym sobą, jak miałbym pomagać w tym komuś innemu? Dlatego jeśli już kiedyś uda mi się dojść z... tym wszystkim do jako-takiej normy, wolałbym znaleźć kogoś zwykłego, normalnego, bez życiorysu schrzanionego przez cały ten syf. Ale wiem, że woleć to sobie mogę, a będzie jak będzie.

1 komentarz:

  1. N, nieważne chiński czy mandaryński, ważne, że to prawie te same znaczki. Chyba. A ich znajomość się jednak ceni. No i prawidłową wymowę.
    On tylko może marzyć, że kiedyś będzie tak piękny jak Bucky.

    Clint, arabski? Podziwiam. Wszystkie są tak samo pomocne w robocie?
    Dobry plan i dobra motywacja. Somodorovem masz zająć się ty i Bucky, nikt więcej?

    Steve, bardzo to optymistyczne, co powiem, ale chyba sobie jeszcze poczekasz. Naprawdę dobrego, czyli chciałbyś, żeby co na przykład się wydarzyło?

    Bucky, nie wiem, co chciałeś. Ciężko rozróżnić, co u ciebie jest bardziej optymistyczną wersją, a co pesymistyczną. Zlewa się to trochę.
    Czasem jest tak, że ludzie sami sobie nie potrafią pomóc, ale potrafią pomóc w podobnych kwestiach komuś innemu. Zatem idealnie by było, gdyby wybranka nie miała schrzanionego życiorysu i jednocześnie żyła długo. Może być ciężko. Ale cuda się zdarzają, nie?

    OdpowiedzUsuń