13 lutego 2017

#67

N: Wzmianka o Hongkongu, Nowym Jorku i Londynie oznaczają zrównanie linii fabularnej z filmem „Doctor Strange”. I tak, wiem, że mnie znielubicie jeszcze bardziej za to coś poniżej.

Pytania kierować można w tym tygodniu do Steve'a Rogersa, Hope van Dyne i Wandy Maximoff.
***
Bucky nie wiedział, co wyrwało go ze snu.
Choć nie. Nie. To nie był sen. To był… To był niebyt.

Jęknął ciężko, próbując podnieść głowę, choć otworzyć oczy, ale nie był w stanie. Z trudem zacisnął szczęki, próbując zdusić nieznośny pisk w głowie. Jego głowa bolała. Jego mózg płonął. Jakby…

Znał to uczucie.

Dźwignąl głowę w górę, odrzucił ją w tył, by nie musieć cały czas utrzymywać jej w pionie, by szyja mogła odpocząć i… Dlaczego nie może poruszyć rękami?
Otworzył oczy – wreszcie, za którymś podejściem udsło mu się dźwignąć powieki w górę – wbijając spojrzenie w sufit nad sobą. Metal. Krata. Kamera.

Co jest, do cholery?

Szarpnął ramionami, jednak nie dało to żadnego efektu. Był… Co tu się, do cholery, działo? Gdzie on był i dlaczego…
Klęczał na podłodze, z rękąmi skrzyżowanymi na plecach, przypiętymi do podłoża kajdanami, których nie był w stanie zerwać. Jego lewe ramię nie działało. Czuł igły wbite w prawe ramię.

I nie wiedział, co się tutaj, do jasnej cholery, dzieje.
Głowa mu pękała. Jakby ktoś przyłożył mu do mózgu rozgrzane żelazo, wypalając na nim ślad. Wszystko bolało go jak diabli i nie potrafił przypomnieć sobie gdzie i dlaczego jest. Nie wiedział jednak dlaczego nie potrafi nawet wpaść w złość czy w panikę. Był… Był przyćpany? Cholera, to dlatego był taki… To dlatego nie potrafił nawet zwięźle myśleć.

Zawziął się, próbując zerknąć za siebie, przez ramię, dostrzec miejsce, w którym skrępowane są jego ramiona.
Kilka łusek ramienia było otwarte lub odsunięte. Widział kilka kabli i rurek, chyba kroplówek, połączonych do protezy. Stamtąd prosta droga do połączeń nerwowych i tętnicy pachowej, którą często wykorzystywano, montując w dawnej wersji protezy ampułki z narkotykami, które w razie potrzeby mogły dać mu krótkiego kopa albo wręcz przeciwnie – uspokoić go choć na krótki moment, który pozwoliłby im go obezwładnić. Ale o tej metodzie wiedziała tylko…

Wszystko zaczeło do niego wracać.

Izanami Randall kilka dni temu udała się do Hongkongu, zaniepkojona dziwnymi obrazami, które nękały ją od dłuższego czasu. Wszystko potwierdziła się jakiś czas temu, przez dziwne odczyty oraz nieprawidłowości w okolicach Hongokngu, Nowego Jorku i Londynu. Do tego dochodziły zeznania świadków i masowe odczucie déjà vu. Coś było na rzeczy, jednak nikt nie wiedział co się wydarzyło. Hope van Dyne (wciąż nazywał ją Pym, zawsze o tym zapominał) zabrała Langa do Nowego Jorku, do jednego z laboratoriów Hanka Pyma. Ona zajęła wynikami badań swojego ojca, on wsiadł na mrówkę i postanowił spotkać się z córką. Rogers musiał spotkać się z Fury’m w Londynie, a Wilson postanowił nie puszczać go samego. Maximoff odmówiła pozostania w bazie, mając nadzieję, że dowie się czegoś o miejscu pobytu Izanami Randall.
On sam olał całą sprawę, postanawiając nie ruszczać tyłka z ciepłej bazy. Mógł też mieć na oku nie tylko wciąż siedzącą w areszcie Pietrową, ale też Antaliję, która postanowiła z nim zostać. Sharon Carter nie ruszyła z Rogersem do Londynu, ponieważ od jakiegoś czasu była… „Musiała odsunąć się od czynnej służby z dyskfalifikujących ją powodów zdrowotnych” – tak mu powiedziała, kiedy spytał. Nie wnikał w to, miał to gdzieś. Do teraz. Teraz zaczynał do niego docierać, czym ten powód mógłby być. I wiedział, że spieprzył po całości.
Nie wiedział jak ich – go? – wytropili, jednak teraz nie miało to znaczenia. Nie zdążyli zareagować przez to, że sieć energetyczna bazy padła. Byli odcięci i zanim sieć awaryjna zdążyła się załączyć, radząc sobie z działaniem pocisków elektromagentycznych, byli osaczeni na własnym podwórku. I Bucky motał się o kilka sekud zbyt długo, nie wiedząc czy mieś oko na celę, na Antaliję, na Carter, czy olać wszystko i wyrżnąć w pień każdego, kto postanowi stanąć mu na drodze. Wiedział, że musi dopilnować, by Carter nic się nie stało. Była ważna dla Rogersa.

Ale spieprzył na całej lini.
Szarpnął ramionami, próbując rozerwać kajdany, jednak nie dało to żadnego efektu.

Nie wiedział czym był gaz, jaki zastosowali, ale zadziałał na jego tak skutecznie, jak jeszcze nigdy żaden inny. Nogi się pod nim uginały, troiło mu się w oczach, więc kiedy ten skurwysyn…

Zmrużył oczy, kiedy pomieszczenie w którym się znajdował, rozświetliło jażące światło. Znajdował się w przeszklonej celi pośrodku jakiegoś… laboratorium? Na to wskazywały stojący przy ścianach sprzęty, metalowe szafki i stoły. Pięknie, cholera, wspaniale.
Spojrzał w stronę drzwi. Czterech uzbrojonych po zęby strażników, którzy okrążyli celę, stając w odległości kilku stóp i… Och, Boże. Gdyby nie miał pustego żołądka, wymiociny podeszłyby mu do gardła na widok… To była Schmidt?! Poczuł, że jest mu niedobrze na wiod spalonej skóry, niemal widocznych mięśni i blizn na zniekształconej twarzy.

Cóż… wychrypiał, nie chcąc pokazywać w jak bardzo beznadziejnej jest sytuacji. Chciałaś sprowadzić Czerwoną Czaszkę. Udało się. Posłał jej grymas, w którym dopatrzyć można było się ironicznego uśmieszka.

Ten, który posłała mu w odpowiedzi, przywodził na myśl rekina.

― Zabawne. ― Jej głos był znieształcony. ― Moja regeneracja przestała działać jak powinna. Odgieła nieco kołnierz czarnego płaszcza, który przypominał mu te noszone przez nazistów podczas wojny, pokazując wrośniętą, wtopiną w skórę obrożę. Nie da się jej usunąć. I wciąż idealnie spełnia swoje zadanie. Ale niedługo. Odzyskam serum.

Chce go dla serum?
Cóż, to lepsze niż…

Chciałam Kapitana Ameryki, mam ciebie. Wykrzywiła twarz w paskudnym grymasie.   Nie szkodzi, witamy z powrotem, Żołnierzu. ― Obeszła tę pieprzoną klatkę, a Bucky choć chciał jej wygarnąć, nie był w stanie.

Czuł, że znów odpływa, kolejny raz.

― Dostaniesz Kapitana Amerykę. ― Zmusił się do spojrzenia w górę, na jej pieprzoną gębę. ― Rogers przyjdzie i…

― Och, tak, przyjdzie? ― Spojrzała na niego z politowaniem. ― Mówiłeś nam to już kiedyś, sierżancie. Przyszedł? ― Ruszyła w stronę drzwi, obrzucając go ironicznym spojrzeniem.

Nie odpowiedzial.
Znał jednak odpowiedź. Doskonale. Gdyby była twierdząca, nie byłoby go tutaj.

― Czpiy są przeprogramowane, nie macie…

― Czipy? ― Mięśnie na jej twarzy poruszyły się, jakby chciała unięść brew. ― Jeszcze nie zauważyłeś? ―rzuciła, zanim wyszła. Żołnierze wymaszerwali za nią, wciąż mając go na oku i muszce.

Kiedy światło ponownie zgasło, Bucky zwrócił uwagę na swoje odbicie.
Poczuł, jak serce traci rytm, niemal staje mu w piersi, kiedy zauważył wygolone włosy i podłużną bliznę na czaszce.

Dlatego tak bolała go głowa. Dlatego był tak odurzony.

Rozkroili jego pieprzoną czaszkę.
***
Steve nie potrafił się uspokoić.

Od kilku dni, od tamtego dnia nie potrafił usiąść, zjeść, wyspać się, nie potrafił odpuścić i udawać, że wszystko jest w porządku, że nic się nie wydarzyło. Nie zwalniał obrotów od momentu, w którym przekroczył próg bazy i zorientował się w sytuacji.

Ale to i tak nic nie dało.

Nie wiedzieli gdzie uderzać, nie znali lokalizacji, nie wiedzieli nawet mają jeszcze kogo szukać. Sharon i Ava mogą już dawno nie żyć, a Bucky…

Znajdziemy ich, Steve. Hope wsparła się biodrami o blat biurka, cały czas mając oko na komputer i program lokalizujący.

Poprzednim razem znalazłem Bucky’ego po siedemdziesięciu latach. Teraz może wyrobię się w trzydzieści pięć skwitował, nie odrywając wzroku od ekranu. ― Może chociaż on tego dożyje.

― Ty z takim trybem życia możesz nie zdołać.

Steve nie odpowiedział.
Znajdzie ich i zniszczy Hydrę, choćby miała być to ostatnia rzecz, jaką zrobi.

***

2 komentarze:

  1. Po pierwsze, dlaczego Sharon ma być w ciąży? ;oooo
    No tak, tu nie ma Stucky... :(
    No ale weź!
    Weź, weź, weź.
    Jak Steve nie zadośćuczyni swoich "niezłapań" poprzez uratowanie tym razem Bucky'ego to nie wiem co Ci zrobię.

    S: Jak się czujesz?
    H: Dacie rade ich zlokalizować?
    B: Oh.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś... Nasze słońce tyle przeszło, tyle przecierpiało, tyle krwi spuściło, tak bardzo dostawało od życia po dupie, a ty... Ty go pozbawiłaś włosów, jedynej iskierki, która trzymała go nieco wyżej ponad dno! Co ci te włosy zrobiły?! Wstydź się!

    A tak na poważnie... Szykuję się na pogrzeb.
    Rozczuliło mnie podejście Bucky'ego do Sharon. W sensie to, że widzi, wie, że jest ona dla Steve'a ważna i trzeba ją chronić. Chroniąc ją, mógłby uszczęśliwić Steve'a. Albo inaczej - spowodować, że mniej by się zadręczał, ulżyć jakoś. A więc nie jest takim dupkiem. No chyba że ma jakieś profity z tego tytułu, ale nie sądzę. Ledwo mu się troska o drugiego człowieka włączyła, a już za chwilę się wyłączy... Gdzie ta jego nieszczęśliwa gwiazda? Trzeba się jej pozbyć. I całe szczęście, że nie rozkrajali tej jego głowy na żywca.

    OdpowiedzUsuń