4 stycznia 2016

#20 Bucky

***
04 stycznia 2016

/Robię krok w przód, przyglądając się ścianie nośnej. Podchodzę bliżej i nasłuchuję odgłosów, które wydaje, gdy stukam w nią pięścią i powoli przesuwam się wzdłuż niej, powtarzając czynność co krok. Czuję na sobie czujny wzrok Yeleny, ale nie przerywam. 

— Podwójne cegły, grubość dwadzieścia pięć do trzydziestu centymetrów. Trudna do przebicia pociskami — mówię, nie patrząc na nią. Odwracam się tylko w stronę jednej z bocznych ścian i wskazuję na nią palcem. — Z tej oraz z przeciwnej strony — pokazuję palcem za siebie — są mieszkania, więc ściany są cieńsze, mają koło... góra piętnastu centymetrów grubości. Bez problemu mogliby strzelić nam prosto w łeb. — Wzruszam ramionami i spoglądam na nią, gdy siada na poręczy jasnej kanapy. Krótka, czarna koszulka podciąga się, pokazując kawałek nagiej skóry, przeciętej przez grubą bliznę, ciągnącą się ukośnie od pępka w dół i znikającą za materiałem spodni. Odwracam wzrok, zatrzymując go na jej twarzy.

— Racja. — Przygryza dolną wargę, uśmiechając się samymi kącikami ust. — Powinniśmy więc się cieszyć, że póki co tego nie zrobili. Ściany były niedawno odmalowane — zaczyna lekkim tonem — byłoby trochę żal, gdyby...

— Co zrobisz, gdy mnie znajdą?

/Zamiera.

— Co?

— Co zrobisz, gdy po mnie przyjdą? Kiedyś, prędzej albo później, przyjdą, wiesz to, i musimy przestać udawać, że to jakaś odległa przyszłość. Minęły dwa tygodnie, a my nie mamy planu. Mogą przyjść jutro. — Rozkładam ramiona. — Co zrobisz?

/Milczy przez chwilę

— Nie musimy zmieniać planu, Jimmy. Przecież brak schodów pożarowych nie jest dla ciebie żadnym problemem, poradzisz sobie. Zrobimy wszystko, co będzie konieczne.

— Wszystko, co będzie konieczne?

— Wszystko, co konieczne. Wiesz to.

/Więc co, gdybym powiedział ci, żebyś strzeliła mi w głowę, zrobiłabyś to?

/Jej oczy rozszerzają się lekko, ale poza tym jej twarz nadal jest idealną, pozbawioną emocji maską. Jak zawsze wtedy, gdy przestaje się uśmiechać, często zbyt wesołym, sztucznym uśmiechem, rzadziej tym prawdziwym, przygaszonym, niemal gorzkim. Przez chwilę mierzymy się wzrokiem, a potem pochylam się, uśmiechając pretensjonalnie.

— Zmiękłaś, Belova. Nie tego cię uczyłem.
/Unosi głowę, posyłając mi ostre spojrzenie, mówiące, że jestem bliski przekroczenia cienkiej granicy.
— Radzę ci się pohamować — mówi ostrzegawczym tonem, krzyżując ramiona.—  Stąpasz po cienkim lodzie i wierz mi, nie chcesz, żeby się złamał. — Kręci głową, odpychając się biodrem od kanapy. — Przez te wszystkie lata zdążyłam wyrobić sobie porządne plecy, więc nie muszę martwić się o to, że zmiękłam. A tobie — pauzuje na chwilę — dam dobrą radę, James. Nie próbuj prowokować nikogo z tej nielicznej grupki ludzi, która nie chce wpakować cię do piachu... a raczej na stół laboratoryjny, bo może się to dla ciebie źle skończyć. A tego nie chcemy. Prawda? — Przekrzywia lekko głowę, uśmiechając się.

/Zaciskam szczękę, badając jej twarz wzrokiem. Każdy padający cień, kładący nacisk na rysy twarzy, drobne blizny przecinające łuk brwiowy i płytkie, delikatne jeszcze jak pajęczyna zmarszczki w kącikach oczu, które pogłębiały się zawsze, gdy uśmiechała się naprawdę. Upewniam się tym, że nie jest w pełni poważna.

— Nie, nie chcemy. Przepraszam — dodaję po krótkiej przerwie. Przecieram twarz dłońmi, robiąc krok w tył. — Naprawdę. Moja wina. Nie chciałem. — Odwracam się i kręcę głową, a włosy opadają mi na twarz. — Moja wina.

/Słyszę, że wzdycha, najpewniej starając się w pełni uspokoić.

— Przestań to powtarzać, James. Jesteś tylko człowiekiem. Ludzie nie są idealni, popełniają błędy, czasem powiedzą o jedno słowo za dużo. Zdarza się. Dlatego nie warto się tym wszystkim przejmować — przekonuje. — Coś cię gryzie, wyrzuć to z siebie. Ale — podkreśla — zrób to w sposób, który nie wyprowadzi mnie z równowagi. Więc?

/W odpowiedzi wzruszam tylko ramionami i siadam na podłodze, opierając się plecami o oparcie fotela. Podciągam kolana bliżej klatki piersiowej i podpieram na nich wyprostowane ramiona.

— Po prostu masz rację — przyznaję po chwili. — Wiem, że nie jestem żadnym... że jestem tylko... aż człowiekiem. Czasem chciałbym być jakąś maszyną albo potworem, bo wtedy to wszystko nie byłoby takie przerażające — mówię i przekręcam głowę w bok, by na nią spojrzeć. Siada po mojej lewej stronie, krzyżując nogi w łydkach i patrzy na mnie. Nie nachalnie, krępująco, a całkowicie naturalnie, niemal zachęcająco. — Wiesz, o czym mówię, prawda?

— Dawniej wiedziałam. — Kiwa krótko głową. — Ale ktoś w końcu wytłumaczył mi, że do niczego mnie to nie doprowadzi, bo jesteśmy ludźmi i nic tego nie zmieni. Tak, wiem, że zrobiłeś wiele złych rzeczy, ale musisz z tym żyć — pochyla się i zaciska dłoń na moim lewym przedramieniu. — Wiem, że będziesz się obwiniał, to naturalne, ale możesz mi uwierzyć, że z czasem będzie lepiej. Nie wymażesz tego ze swojego życiorysu, nie ma takiej opcji, ale z czasem zrozumiesz, że to nie ty jesteś potworem i sobie wybaczysz. Ale musisz spróbować, Jimmy, bo...

— Możesz tego nie robić?

/Mruga szybko, chwilowo tracąc rezon.

— Czego?

— Nie nazywać mnie Jimmy'm. Nie cierpię tego przezwiska od dobrych osiemdziesięciu lat i raczej nie zapowiada się, żeby się to zmieniło.

— Dobrze. Więc jak mam się do ciebie zwracać? — pyta, wiedząc, że jest to tylko pretekst do zmiany tematu. Oczywiście, że to wie.

/Zastanawiam się przez chwilę, opierając głowę o oparcie fotela.

— Bucky.

/Kiwa tylko głową, uśmiechając się tak, jak tylko ona potrafi, i nie powraca do tematu. Po prostu siedzi, nadal zaciskając palce na moim przedramieniu.

***

6 komentarzy:

  1. "(...) które wdaje (...)" - wydaje.
    "Przecież brak schodów pożarowych nie jest dla ciebie żadnym problemem, poradzisz sobie bez problemu." - nie za dużo tych problemów?
    Gdzieś jeszcze było "wiec" zamiast "więc".

    Tak w ogóle to chyba umarłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, poprawiłam błędy. Prócz "wiec", bo nie mogę go wyłapać.

      I jest tak źle, że aż umarłaś :P?

      Usuń
    2. "(...)są mieszkania, wiEc ściany są cieńsze, mają koło... góra piętnastu centymetrów grubości" - znalazłam!

      Rozczuliło mnie te "Bucky" pod koniec, chociaż podejrzliwość nakazuje mi myśleć przez chwilę, że powiedział tak po prostu dlatego, że "Bucky" denerwuje go mniej niż "Jimmy". Jest bardzo dobrze.

      Usuń
    3. Poprzednie błędy wymieniłaś w kolejności, wiec szukałam tego przeklętego wieca w dalszej części tekstu, nie na samym początku. To wyjaśnia, dlaczego nie mogłam go znaleźć.

      A kto powiedział, że nie chodzi o oba te powody? I o jeszcze tuzin innych, bo to Winnie, a on lubi wszystko komplikować.

      Usuń
    4. Bo mi się przypomniało jak już tamte wypisałam, przepraszam.

      Z nim to jest tak, że chodzi o wszystko i nic. Wszystko, co się da, skomplikuje z własnej woli, a potem prawi o "pechowej gwieździe". Ech, i weź tu bądź mądra.

      Usuń
  2. "Kiedyś, prędzej albo później przyjdą, wiesz to i " - dwa przecinki jeszcze są potrzebne, po "później" oraz po "wiesz to". Niezła zdanie strzeliłaś ;p
    "Mogą przyjść jutro — rozkładam ramiona. " - kropka przed myślnikiem i "rozkładam" dużą literą, gdyż nie odnosi się to dokładnie do wypowiedzi Bucky'ego.
    "— Więc co, gdybym powiedział ci, żebyś strzeliła mi w głowę, zrobiłabyś to?" - trochę to zdanie za długie. Radziłabym oddzielić ostatni człon pytajnikiem, całość brzmi wtedy naturalniej w intonacji:
    "— Więc co, gdybym powiedział ci, żebyś strzeliła mi w głowę? Zrobiłabyś to?"
    Teraz przeczytaj obie wersje, intonując w głowie lub nawet lepiej - na głos - i zadecyduj, to taka sugestia tylko ;p
    "Nie tego cie uczyłem." - cię
    "Wiesz o czym mówię, prawda?" - przecinek po "wiesz" potrzebny.
    "uśmiechając się tak, jak tylko ona potrafi i nie powraca do tematu." - i tutaj przecineczek po "potrafi".

    Yey, nadrobiłam zaległości ^^
    Zgadzam się z Astrid - to "Bucky" na końcu jest rozczulające, nawet biorąc pod uwagę tysiące powodów mniej lub bardziej rozczulających, które mogą się za tym kryć. Ta część jest przyjemna, fajnie pokazuje subtelne zmiany zachodzące w panu Barnesie - mi na przykład ta prowokacja Yeleny na początku się podoba, to jakaś iskra charakteru, chociaż niekoniecznie przyjemnego, jakiś taki przebłysk, no, coś! (bo nie umiem wyjaśnić, o co mi chodzi) - jednakże muszę przyznać, że #19 spodobało mi się bardziej. No, bo ja lubię sceny z emocjami i naprawdę bardzo ładnie udało Ci się to opisać, nawet błędów nie było! ^^

    P.S. Przepraszam, że tak raz odpisuję, raz nie - nie potrafię zachować stałości w czymś, zero systematyczności we mnie. Pracuję, tworzę i w ogóle chyba wszystko zrywami, tak mam, niestety, ale zaglądam regularnie! ^^

    OdpowiedzUsuń