14 czerwca 2016

ASTRID LÖFGREN

N, ale że calutką notkę? Już czekam <3
Patrzę na te całe Avengers Academy i nie dowierzam. Większego shitu dawno nie widziałam. Ale odnośnie Winniego i jego piosenek: „Winter is horrible, but we'll be fine, 'cuz we'll face it together 'til the end of the line." Awww.
Nie musiałaś skupiać się na fabule to i machnęłaś pięć tysi, wszystko w porządku! No i to jest Stucky, a nie jakieś love story. Nie mogę przestać się z tego podśmiewać. 
/Może nie pojawi się w najbliższym czasie, bo trzeba wyjaśnić kilka innych spraw, ale gdzieś ją wepchnę. Wszyscy tego potrzebują, a Bucky to już zwłaszcza. 
/Chyba nikt nie udaje, że ta gra jest czymś więcej niż zwykłym, pełnym mikropłatności skokiem na kasę. Albo to: klik i klik.
/Cóż, a więc od dziś koniec z notkami mającymi fabułę! Przykro mi chłopcy, ale czas się pogodzić, poprzepraszać, łyknąć kilka niebieskich tabletek i zabrać się do roboty, bo N chce nastukać więcej tekstu. Tylko nie wiem jak Wakanda jest nastawiona do takich rzeczy. 
/I znalazłam też coś takiego - klik. I tak ta scena powinna się skończyć :P!
Scott, stanąłeś po stronie Capa, ale tak właściwie to dlaczego? Ze względu na jakąś sympatię do niego, antypatię względem Starka, czy o co chodziło, że zgodziłeś się dołączyłeś do sporu? No i jak tam twoja rodzinka, bezpieczna?
/Zgodziłem się, ponieważ hej, Kapitan Ameryka chciał mojej pomocy. Kapitan Ameryka. Jemu się nie odmawia. Zwłaszcza, jeśli jakiś czas temu włamało się do jego bazy, ukradło coś i skopało tyłek jego kumplowi. Zwłaszcza wtedy. Wiedziałem też, że jeśli zajmą się Avengers, z czasem przypomną sobie o zniszczeniu Pym Tech i o Ant-Manie, zwłaszcza, że Corss obiecał im sprzedaż podobnej technologi. Sądziłem, że jeśli teraz dołączę do Kapitana, może uda się to powstrzymać. Jak widać, nie wyszło. Ale mam pewność, że Pym zadba o moją rodzinę, zwłaszcza o Cassie, więc to mi wystarcza.
Steve, jeśli dobrze kojarzę, to ten sam doktor, który pomagał Wandzie, zgadza się? Gdyby teraz ktoś zapytał, odpowiedź byłaby ta sama?
Szkoda, że się tak nie uprze, żeby dać komuś sobie profesjonalnie pomóc. 
/Pomagał nam wszystkim. Często spotykał się też ze mną po Waszyngtonie, kiedy sytuacja nieco się uspokoiła. Przez pierwsze kilka tygodni miałem... pewne problemy, które Sam nazwał kiedyś zaczątkami obsesji. Osobiście uważam, że było to zbyt wielkie słowo, ale bywały jednak dni, w których czytałem teczkę Bucky'ego raz za razem i obwiniałem się za wszystko. Z czasem jednak zrozumiałem, że to nie jest wyjście i niczego tym nie osiągnę. Największa w tym zasługa Sama i doktora Garnera. Pewnie dałby radę pomóc też Bucky'emu, choć minimalnie, ale... Cóż, niestety nie pomoże już nikomu. 
/Teraz odpowiedziałbym, że nie. Wtedy podchodziłem do tego inaczej.
/Co mogę zrobić? Miałbym go zmusić? Postawić ultimatum? To nie jest wyjście.
Bucky, okej, nie mam pojęcia, jak to rozumieć i co mi chcesz przez to powiedzieć. Nie wiem, czy się obrazić, odroczyć obrażenie do czasu, kiedy mi łaskawie wyjaśnisz kontekst, w jakim to mówisz, nie lubić Boga jeszcze bardziej, czy może sądzić, że to jakiś żarcik, którego złożoności mój malutki, głupiutki - jak na blondynkę przystało - mózg nie jest w stanie pojąć.
A jeśli nie ma z czego zapłacić, bo nie jest Starkiem, i nie może też iść do więzienia, bo na przykład uaktywniło się przeogromne zagrożenie i każde moce są potrzebne, a jeśli by poszedł, to zwolnienie warunkowe nie wchodziłoby w grę ze względu na rodzaj przewinienia? To chyba nie może być tak proste, choć proste wyjście byłoby pewnie najlepsze. Tak w sumie to w Waszyngtonie wiele nie narozrabiałeś. Może być, ale nie pogniewam się, jeśli skonkretyzujesz.
/A rozumiej to sobie jak chcesz, proszę bardzo, wolna interpretacja. Mam zabronić ci się obrażać, czy co? Stwierdziłaś, że mam cię nie wkurwiać, bo Bóg nie pomoże, więc luźno przywołałem to, co mój dziadek mawiał o wkurzonych kobietach. Przynajmniej jakoś tak to leciało, nie pamiętam dokładnie. Żadnego drugiego dna tu nie ma.
/To najlepiej posłać mu kulkę w łeb, szczęśliwa? Skoro nie można posłać takiego samozwańczego herosa do więzienia, ani nie można ukarać go w żaden sposób, bo może, może kiedyś pojawi się jakieś "przeogromne zagrożenie", to dlaczego ci nazywani przestępcami mają być karani? Może oni też kiedyś będą potrzebni, a tu - niespodzianka? - nie można ich wypuścić na warunek? Poza tym, dlaczego gość, który napadł choćby na Nowy Jork - to tylko luźny przykład - miałby zostać skazany, a ci, którzy rozpieprzyli część Johannesburga i Sokovię nie? Szkody były dużo większe, zginęło więcej ludzi. Może najlepiej wszystkich puścić wolno i poklepać po główce?
/I co mam tu konkretyzować? Włącz internet albo telewizję, a sama się dowiesz. Raczej nie musisz szukać długo, by dowiedzieć, że niektórzy podejmują... bardziej radykalne środki walki z Nieludźmi i im podobnymi.   

1 komentarz:

  1. N, Bucky potrzebuje rozpaczliwie.
    Że to dialog jakiś? Cóż, bardzo… Sensowny. I ciekawy. O tak, ciekawy na pewno. Nie mogę patrzeć na tę gwiazdę.
    Przynajmniej będą mieli rozrywki co nie miara :P A Wakanda jakoś to przeboleje. Będzie musiała.
    Ciekawe jaki byłby efekt, gdyby przerobić większe fragmenty filmu tak, żeby większość widzów była zadowolona. Ale tak, tak to powinno było się skończyć, tylko nikt o tym nie pomyślał :(

    Scott, chyba już o tamtej akcji wie, czy jeszcze nie? A już próbują się dobrać do Pym Tech, wiadomo coś? Tak w ogóle to jak się podoba Wakanda? I z kim najlepiej trzymasz?

    Steve, zależy jak Sam „obsesję” rozumiał. Ale w sumie nic dziwnego, że tak się zachowywałeś. Komukolwiek na twoim miejscu byłoby trudno się odciąć i wyważyć to wszystko. Pozostaje mieć nadzieję, że znajdzie się ktoś podobny do doktora Garnera.
    Nie, zupełnie nie. Nic by to nie dało. Sam musi chcieć, wtedy dopiero będzie miał realne szanse. Co nie zmienia faktu, że mógłby się w końcu na to uprzeć.

    Bucky, to się obrażam. Nie stwierdziłam, że masz mnie nie wkurwiać, bo Bóg nie pomoże. Chodziło o to, że tobie Bóg nie pomoże mnie znieść bez irytowania się. Bo chyba się zirytowałeś, nie? Dlatego musiałeś go wezwać.
    No właśnie dlatego tak ciężko jest cokolwiek w sprawie sprawiedliwości zrobić. Cokolwiek, co by miało ręce i nogi. Silną rolę odgrywają tu motywy działania. Czymś innym jest, jeśli ktoś atakuje miasto z premedytacją, a czymś innym jeśli szkody powstają wskutek szeroko pojętej obrony, choć skutki są porównywalne. Granice są mocno zatarte i moim zdaniem właśnie dlatego zapanowało popadanie ze skrajności w skrajność.
    A może chcę się dowiedzieć od ciebie, bo tobie bardziej w kwestiach rzetelności informacji ufam niż telewizji czy Internetowi?

    OdpowiedzUsuń