9 czerwca 2015

Astrid Löfgren

N, wolałam zapytać. Wielkie dzięki!
Oj tam, oj tam, na pewno wszystko wiesz tylko się nie przyznajesz :P
Tak, tak, Fresno :D
Znając swoje szczęście trafię na ten zły. Standardowo. 
W MCU Morita jest z Fresno, a w Ziemi z 616 z San Francisco, więc tak sam z niego Amerykanin jak z Capa. 

I tak bajdełejem, choć ledwo przechodzi mi to przez klawiaturę, muszę przyznać, że Loki nie jest aż tak wielkim, zadufanym w sobie dupkiem, jak zawsze sądziłam, ponieważ wiedział o rodzinie Bartona (choć scenarzyści już chyba mniej...) i nie wykorzystał tej wiedzy w żadnym celu.
Brawo!
Maria, a wydawał się taki wszechstronny i ujmujący. Hajsy to nie wszystko, a on biedny chyba sądzi, że jednak tak. Czasami tracę do niego całą sympatię przez te jego durne wynalazki. No, może nie takie durne w niektórych przypadkach. Na czym dokładnie polega teraz twoja robota?
Wszechstronny? Może. Ujmujący? Nigdy.
Niektórzy sądzą, że za pieniądze da się kupić wszystko. I sprowadzenie na ziemie często jest wtedy bolesne.
Tak naprawdę to zupełnie na tym samym, co robiłam w agencji. Zresztą, nadal pracuję w agencji, więc zmieniła się tylko nazwa firmy na czeku z wypłatą.
James, a powiedziałam, że to coś złego? Nie. To, że nie potrafię sobie tego wyobrazić w twoim wydaniu nie znaczy, że traktuję to jako bezapelacyjnie złe. Takie "zwyczaje" miały swoje solidne uzasadnienie, choć faktycznie, daleko temu do moralnego zachowania i Rogers miał rację. Nie dziwię się jednak, że swój urok wykorzystywali mężczyźni na równi z kobietami. Teraz jest podobnie, kiedy nie masz co do gara włożyć. Serio.
No nie ukrywam, że wolałabym jednak coś weselszego.
Stosy trupów, co? Takich obrazów się nie zapomina. Po głupim filmie dokumentalnym mam czasami przed oczami tych umierających i umarłych już ludzi, a co dopiero mówić, jeśli zobaczy się to na własne oczy... To zło całego świata. Jego kwintesencja.
Miał rację, nie miał racji, co za różnica? Jakoś nie narzekał, gdy udawało mi się przesunąć datę płacenie czynszu, a potem, gdy przynosiłem dodatkowe rację, a siebie coś nie osądzał. Żadnych granic nie przekraczałem, zwyczajnie potrafiłem dobrze zatrzepotać rzęsami. Tyle, nic poza tym.
Wtedy może i mógłbym "wykorzystywać swój urok", ale teraz raczej nie zrobiłbym kariery. Nie żebym miał jakiś garnek.
Miałem wtedy... drobny napad gniewu*. Widocznie to siedziało we mnie od zawsze, ale rzadziej wyłaziło na powierzchnię . Nie wiedziałem, ile tak naprawdę miałem wtedy siły, więc trochę przesadziłem i Steve musiał odciągać mnie siłą.
Może być o tym, jak znalazłem żonę Raymondowi? Może w trochę kiepski sposób, ale przeżyli ze sobą ponad sześćdziesiąt lat, więc nie byłem aż tak marną swatką.
*Bucky w pojedynkę urządził SS taką masakrę, że nie powtórzyło się to nawet za czasów Winter Soldiera. 
Wiedział, że jemu i Toro nie uda się uwolnić wszystkich więźniów, więc obiecał im, że przyjdą tu razem z odziałem. Obietnicy spełnić nie zdążył.

1 komentarz:

  1. N, och, serio? Ja bym prędzej założyła, że "nicnierobienie" z rodziną Bartona jest częścią jakiegoś planu. Może jednak faktycznie zmiękło mu serduszko. Jeśli tak, to aż jestem w szoku. Scenarzyści wiedzą lepiej, zapamiętaj! :P

    Łohoh, czyli Winnie stylem samemu sobie nie dorównuje? To było już po eksperymentach u Zoli, tak?

    Maria, przy bliższym poznaniu na pewno ujmujący już nie jest, ale póki się go zna tylko z czyichś opowieści i bardzo powierzchownie, można uznać go za budzącego sympatię. Tylko czekać, aż kawał metalu gruchnie o ziemię z nadmiaru zielonych na koncie.
    Też się zajmujesz "gonitwą" za "missing person" (ależ mi się ten zwrot spodobał :D) jak inni?

    James, a kto by narzekał na dodatkowy zastrzyk gotówki. Ciekawe czy Steve by się na coś takiego zdobył. Chociaż on to pewnie by się nawet nie obronił w razie czego, a gdyby uciekał, to biedny by się zasapał po paru metrach.
    Jeśli chodzi ci o blizny i rękę, to spoko, nadrabiasz buźką, więc byś sobie na pewno poradził. Gdybyś miał garnek, rzecz jasna. I to pusty.
    Zawsze mnie zastanawiało i w sumie dalej zastanawia, co czuli żołnierze, którzy w takich obozach "pełnili służbę". Czy czuli cokolwiek, kiedy ludzie na ich oczach umierali z głodu - już pomijając tych, których osobiście mordowali - czy kompletnie ich to nie ruszało, czy faktycznie działała machina autorytarna ich przywódcy, że aż ze strachu przed śmiercią bali się sprzeciwić, a może świetnie się spełniali w roli katów. Za cholerę tego nie pojmę i jak na złość nie ma kogo o to zapytać. Wcale się nie dziwię, że gniew znalazł ujście.
    Może być. Masz do wszystkiego talent, więc swatką nie mogłeś być marną.
    Ależ ja cię chwalę, niedobra ja.

    OdpowiedzUsuń