Okee to ja się może wypowiem najpierw o twoim blogu:
jaaaa... Nigdy nie będę mieć takiego talentu. Prolog był żywcem wyjęty z jakiegoś horroru ;o ogólnie to rozerwane czółko numerku Dwadzieścia Dwa będzie mi się przypominało, jak tylko zobaczę naszą kochaną (taa, jasne) Natashę. Tylko jedna uwaga: ,,Rozmawiali ze sobą, śmiali się, a wrzask i dźwięk łamanych kości przeszywał powietrze i odbijał echem od ścian sprawiając, że jej klatka piersiowa zacisnęła się, nie mogąc wziąć najmniejszego oddechu." - klatka piersiowa sama się zacisnęła i nie mogła wziąć oddechu? To Yelena nie mogła wziąć oddechu, przez swoją klatkę piersiową, a nie klatka Yeleny nie mogła wziąć oddechu. Bucky w tym rozdziale taki niby groźny, ale smutno mi się zrobiło jak czytałam o tym jego kagańcu. I o krwi która do niego spływała.
Pierwszy rozdział najbardziej zaskoczył mnie śpiewem Jamesa. Cóż... spodziewałabym się wszystkiego ale nie śpiewu. Większych błędów nie wychwyciłam ;)
No więc ten... Drugi rozdział rozłożył mnie na łopatki. Z wielu powodów. Yelena i jej monolog wewnętrzny były tak cudowne i osobiste, a jednocześnie wzuszające i przerażające że... łaaa. Tak samo jak jej ,,robak" A ta przemówka Bucky;ego o broni... cóż, było się tego po nim spodziewać. Ogólnie ten rozdział miał takie podłoże psychologiczne, a odczucia Yeleny były takie... nie umiem tego opisać! Ale teraz się tak zastanawiam... albo oglądasz za dużo filmów, albo Bucky ma na ciebie taki wpływ, albo jesteś serio psychopatycznym mordercą który czatuję przez internet żeby sobie ulżyć :D Ten rozdział jest taki właśnie żywcem wyjęty z jakiegoś filmu grozy albo horroru. Rozważ pisanie scenariuszy do horrorów... I ta końcóweczka: cudo! Te oczy Jamesa <3
No więc ten: za plagiat do więzieniaa!! ;\ Idioci są wszędzie!
Masz natychmiastowo zamieścić dalszą część tego ff! Jest świetne, nie ma błędów, a fabuła jest miodzio!
N udał ci się ten dawny Bucky <3 Szczeniaczek jakich mało, oczka wielkie i tylko brakuje obróżki! (może jakiś subtelny prezent od Ventolin? ;D) Ale to ma'am! Umarłabym jakby chłopak tak do mnie mówił. Umarła. Ale on by umarł jakby mówił tak do wszystkich, jak nasz szanowny Jamie.
Tak, tak Howard, to będzie coś wielkiego! <3
Alee długi komentarz! ;)
I tak mam nadzieję że nie wydam całej kasy przeznaczonej na książki na czekoladę :D
/Zacznę od tego: Czy naprawdę nikt nie lubi Natashy? Cóż, ja nie ukrywam, że nie darzę jej zbytnią sympatią i numer 22 nieprzypadkowo otrzymała taki a nie inny kolor włosów. I nie ukrywam, że miałam przyjemność z pisania tej sceny. Ale to pewnie dla tego, że mój wewnętrzny psychopata przejął stery :P
/Ale wróćmy do meritum. "Mój" Bucky jest mieszanką smutnego szczeniaczka, którego dostaliśmy w MCU z wściekłym psem, które nie raz mogliśmy oglądać w Ziemi 616. Głównie wzoruję się jednak na tym drugim- stąd przykładowo ten z tyłka, za przeproszeniem, wyjęty śpiew, który nijak ma się do sytuacji. Zwyczajnie nie wszystko poukładało mu się w głowie tak jak trzeba i w jednej chwili wpadnie w szał, bo ktoś zwrócił się do niego nie takim tonem jak trzeba, a chwile później będzie potulny jak baranek. Radzę się więc przygotować na więcej scen typu "wtf, Barnes?".
.A jeśli chodzi o błędy to nawet nie ukrywam, że mam z tym spory problem, robię ich sporo i część z nich zobaczę dopiero, gdy ktoś pokaże mi je palcem (znów cześć, Rakshasha!) i powie dlaczego jest to nieprawidłowe.
.Cóż, ostatnimi czasy jedynymi filmami, a raczej serialami, które oglądałam, były "Gotowe na wszystko" i "Dawno, dawno temu", więc raczej to nie z nich zaczerpnęłam wenę twórczą. Pozostaje więc opcja o byciu psychopatycznym mordercą. A myślałam, że nikt się nie zorientuje...
I zapomniałabym, najbardziej rozśmieszyłaś mnie stwierdzeniem "nie ma błędów" :D
.Co jak co, ale obróżka z napisem "Jeśli mnie znalazłeś, zwróć proszę królowej Ventolin" by mu się przydała. Facet tak często się w coś wplątuje, że wyprowadzenie go na smyczy to nie głupi pomysł.
Buckyś traktuje ma'am jako zwrot grzecznościowy, ale bez obaw, bo do najważniejszych kobiet swojego życia zwraca się już inaczej- przytoczę tutaj choćby to jego "ma", którym określał panią Barnes. I nadal określa, należałoby dodać :)
Ma jest zdecydowanie takie... znów urocze! To takie uczuciowe i wyjątkowe. Ja do swojej mamy mówię maman, i nawet nie wiem skąd mi się to wzięło ;)
OdpowiedzUsuńObróżkę trzeba rozważyć... Veeentolin! Słyszałaś?! To była BARDZO subtelna aluuzjaa!! ;D
Twoje ff jest na bardzo wysokim poziomie, i nie rozumiem czemu ,,nie ma błędów" tak cię rozśmieszyło.
Ło ty morderco, jeden!
Dziś jest szesnasty! Czyli wchodzi stary Bucky, tak? A do 26 zostało dziesięć dni! N pamiętasz kwestię czekolady? Nie mogę za dużo zjeść bo się w sukienkę nie wcisnę ;P
Jeśli już mogę too:
Bucky (ten stary ma się rozumieć) hejka! Gdzie jesteś? Który jest u ciebie? Jak się czujesz? Powiedz coś, takiego w twoim sarkastyczno - uroczym stylu! Prooszę :)