28 kwietnia 2016

ASTRID LÖFGREN

N, trochę mnie dziwi takie zakończenie. Nie tego się spodziewałam, zupełnie nie, także ja się nie pogniewam, jeśli olejesz film i pójdziesz swoją drogą. Niby okej, w końcu troszkę zakrawa to o jakąś troskę też o innych, nie tylko siebie, ale z drugiej strony nie mam pojęcia, jak miałoby mu to pomóc. To taki jakby powrót do punktu wyjścia. Sądziłam, że będą próbować go jakoś naprostować dzięki dostępnym metodom, początkowemu dozorowi, że sam będzie tego chciał. Może i byłby oporny, ale prędzej czy później bariera by się przełamała. Wciąż nie widziałam, ale tak mnie korci, że oj. Białe ciuchy i uśmiech? Toć to aniołek.
Już w sumie nie wiem. Niby da się odczuć, że najprawdopodobniej Steve za tym stoi, ale z drugiej strony Sam też pasuje. 
/Mnie nie tylko dziwi takie zakończenie, ale też mi się ono nie podoba. Wydaje mi się, że Bucky'm nie tyle kierowała troska o innych, ale zwykły strach przed własnym umysłem. Jego powinno się leczyć i to zaraz (mają taki sprzęt, ale nie mogą załatwić mu psychiatry?), a nie wkładać go z powrotem do lodówki. Zignoruję tę scenę (w sumie muszę, bo inaczej musiałabym zawiesić bloga) i zrobię to po swojemu. 
A jeśli chcesz zobaczyć zdjęcie (nie filmik, a jedno zdjęcie) uśmiechniętego Bucky'ego w białym podkoszulku, to jest tutaj: klik
/Wydaje mi się, że to jednak Steve. Sam mógłby nie dać Bucky'emu rady.
Wanda, jaka była różnica między doktorem Garnerem a tym kolejnym specjalistą?
/Doktor Garner miał inne podejście. Zupełnie inne. Znał SHIELD od podszewki, dostrzegał wady i zalety tego wszystkiego, potrafił nas zrozumieć jak nikt inny. Był nie tylko kolejnym lekarzem, współpracownikiem, był jak przyjaciel. Pomagał Nieludziom w pogodzeniu się z mocami, ze zmianami, nieodwracalnymi zmianami w życiu, i robił to w taki sposób, że nie można było nie wierzyć w jego zapewnienia, że wszystko jakoś się ułoży. Miał w sobie to coś. Po prostu. 
James, ale byś pokochał w innych. No właśnie towarzystwo miałam na myśli. Odpuściły trochę te „senne ataki”?
Bucky powiedział, że coś lubi. Nie dowierzam. Dlaczego według ciebie gazeta jest lepsza niż inne środki masowego przekazu?
I tak będę zdania, że najlepsze jest optimum. Wtedy jest najkorzystniej. Ale jeśli wystarcza ci minimum, to okej, bylebyś się na tym jednak nie przejechał.
A już myślałam, że nie trafiłam, taka trudna zagadka. Brakowało ci czasami normalnego jedzenia? Teraz zapominasz o nim, więc teoretycznie wtedy w ogóle mogłeś nie ogarniać, że coś takiego istnieje i jest potrzebne, bo na przykład byłeś aż tak bardzo otumaniony – sorry, nie mam innego słowa. Jak więc było w praktyce?
/Zależy od dnia. Czasem zasnę i śpię spokojnie, więc pozwalam sobie nawet na te kilka godzin snu, a czasem budzę się po kwadransie i jestem wyczerpany bardziej niż przedtem. Koszmary, te wszystkie wspomnienia zwyczajnie nie dają mi spać.
/Sam nie wiem. Po protu wolę coś czytać, trzymając papierową gazetę w dłoni, a nie wgapiając się w ekran komputera.
/Jak się przejechał? Póki co jakoś ciągnę, daję radę, więc nie jest źle. Będę trzymał się z daleka od optimum, bo jeszcze organizm by się przyzwyczaił, a tego nie chcę. Niech nie wymaga zbyt dużo.
/Przez większość czasu wiedziałem tylko to, co pozwalano mi widzieć. Nie brakowało mi jedzenia, bo nawet nie zdawałem sobie sprawy z jego istnienia. Jasne, coś tam, gdzieś tam mi świtało, ale jednak nie zaprzątałem sobie tym głowy.

1 komentarz:

  1. N, o tym też pomyślałam. Takie typowo unikowe podejście. Chociaż można stworzyć do tego hipotezę, że po prostu boi się zmierzyć sam ze sobą, z tym co zrobił i już nie tylko umysł wzbudza strach, ale też to, że coś może się zmienić. Krio jest czymś, co dobrze zna i chce to wykorzystać, na innych, własnych zasadach, co z kolei daje mu poczucie kontroli (kij z tym, że ją traci w momencie pełnego zamrożenia, no ale w końcu sam zdecydował, nie?) Tylko, że taka teoria zaczyna kuleć w momencie, kiedy weźmie się pod uwagę relacje. W końcu je nawiązał, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo gdyby nie, to raczej na sojusz byłyby marne szanse. A takie relacje to jednak motywacja. Plus jeszcze doza zaufania, którym reszta musiała go obdarzyć, skoro w ogóle go do siebie dopuścili. Jest niebezpieczny, owszem, ale gdyby naprawdę był aż tak niestabilny, że lodówka byłaby jedynym rozwiązaniem, i to niemal non stop, w dodatku gdyby bezmyślnie atakował wszystko i wszystkich i radośnie biegał z karabinem w imię niczego, to podejrzewam, że mimo wszystko nikt by się z nim nie patyczkował. Nawet Steve. Musiał być więc moment, w którym się przełamał. W tym jest, a raczej był, potencjał. Może w filmie dostaniemy logiczne uzasadnienie jego motywacji, że pomyślę sobie: kurczę, faktycznie lepiej, jeśli pójdzie do lodu, ale póki co mam wrażenie, że Bucky miał w głowie „A, zamrożę się, po co mam się męczyć? Powiem, że dla dobra ludzkości, uwierzą. To wcale nie przez to, że się boję przyszłości”. Już pomijam fakt, że zrobił to dla włosów. Liczyłam na coś na kształt interwencji kryzysowej, a nie takie trochę pójście na łatwiznę.
    Nie wytrzymałam i obejrzałam. Do końca miałam nadzieję, że mnie okłamano w kwestii rąsi. Biedna rąsia. Cóż mogę powiedzieć… Miałaś rację, że ten uśmiech łamie serce.
    No właśnie też bardziej pasuje mi do tego Steve, ale jakoś świta też w głowie myśl, że Sam mógł wykazać się sprytem i osobiście wepchnąć rąsię w imadło.

    Wanda, i tak największa zasługa jest w twoich rękach. Założę się, że nie mówili ci dokładnie, co masz robić, a sama musiałaś to odkryć dzięki ich wskazówkom.
    A w grupie dobrze się odnajdujesz? Nic się nie zmieniło?

    James, ooo, to nowość. Nie pochwaliłeś się, że dajesz już radę spać dłużej.
    Tak, że ciało się zbuntuje, bo „jakoś” i „niezbędne minimum” to już będzie zdecydowanie za mało. Wzrost tolerancji i te sprawy. Jak z alkoholem: pijesz ileś tam, a po jakimś czasie musisz pić więcej, żeby osiągnąć wcześniejsze efekty. Całe szczęście, że nie jesteś uzależniony od jedzenia, więc może taki wzrost tolerancji cię ominie. Ale ty się z tym swoim organizmem nie lubisz. Swoją drogą – dlaczego nie chcesz?

    OdpowiedzUsuń