N: Z przykrością żegnamy naszych uroczych chłopców, pozwalając im pobiec w stronę słońca, trzymając się za ręce, i wracamy do normalności.
***
październik
2016
/Jennifer Swann była
doskonała w swoim fachu i to na długo przed tym, jak Cipher zagościł w jej
życiu. To ułatwiło tylko kilka spraw, utrudniając w zamian kilka innych. Jenn nie należała jednak do
osób, które płakały nad przeciwnościami losu, zamiast wziąć się w garść i
zadziałać. Miała oczywiście kilka nieco depresyjnych epizodów, podczas których
próbowała zapić się na śmierć, jednak nie było to nic, z czym nie udałoby jej
się wygrać. Kilka razy zalała się w trupa, zniszczyła kilka nieskończonych
wynalazków i wzięła się w garść.
/Projekt
Spitfire, który Cipher chciał, żeby wznowiła, pomógł jej stanąć na nogi. Miała
misję, wielką misję, którą musiała wypełnić. Nie chciała, nie mogła, musiała.
Kiedy wreszcie uda jej się wprowadzić wszelkie aktualizacje, jej mały HEX
wreszcie będzie idealny. Brakuje jej tylko kilku danych, a algorytm, który
pomoże jej wykończyć system, będzie gotowy.
Ludzie myślą, że mają władzę nad technologią, ale tak naprawdę to technologia ma władzę nad nimi. Smartfony, tablety, laptopy, odtwarzacze, liczniki kroków, zegarki, inteligentne samochody, alarmy, systemy płatności – technologia jest wszędzie, to niezaprzeczalny fakt. Uzależniła ludzi od siebie, zawładnęła nimi.
/A ona zawładnęła nią.
/Wystarczyło
jedno mrugnięcie, by zniszczyć każde zabezpieczenie. Pstryknięcie palcem, by na
jej koncie pojawiła się siedmiocyfrowa sumka. Mogła zrobić wszystko. Mogła
odpalić atomówki, wykradać rządowe dane, kontrolować nazistowską maszynkę do
zabijania, którą podrzucono jej do opieki. O ile Jenn nic do niego nie miała, o
tyle Cipher był przeciwny pomaganiu mu, nie przepadał za takimi typami, co było
jednym z powodów wznowienia Projektu Spitfire, który rozpoczął jej ojciec – Joe
Swann, i na rękę były mu problemu z nanoczipami w jego głowie. Jenn także. Nie
musiała sama niczego inicjować, jak wymagał Cipher. Wystarczyło, że nie zrobi
niczego, a sprawa sama powinna niedługo się rozwiązać. Wszystko wskazywało na
to, że komuś nie na rękę zaczęło być to, że ktoś taki jak Barnes i jemu podobni
wciąż chodzili po świecie. Ich wojna już się skończyła, przestali być
potrzebni.
/Stosując starą, dobrą zasadę po nitce do kłębka, udało jej się dotrzeć do kilku przestarzałych i zapewne już nieaktualnych baz Departamentu X, do skanów dawnych archiwów, do danych, które zamerykanizowana Czarna Wdowa wypuściła do sieci po akcji w DC. Szybko zorientowała się, co jest na rzeczy. Ktoś próbował po kolei pozbyć się wszystkich adeptów. Bez żadnego konkretnego schematu, bez kierowania się chronologią czy przynależnością do danego podugrupowania. Wszystko wydawało być się chaotyczne, prowadzone całkowicie wybiórczo. Wszystko poza projektami Winter Soldier i Zephyr. W ich przypadku sprawę ułatwiało niemal identyczne rozmieszczenie nanoczpów – w przypadku Winter Soldiera było ich jednak więcej, by proteza mogła odpowiednio funkcjonować – co pozwało im na zdalne pozbycie się problemu. Konieczne było jedynie posiadanie odpowiedniego sprzętu – co nie było problemem, biorąc pod uwagę ilość porzuconych lub/i zapomnianych baz Departamentu X i Hydry; a także znajomość kodów pozwalających nie tylko na aktywacje, ale również na namierzenie, dezaktywowanie lub nawet zdalne zniszczenie nanoczipów.
/Jednak ten, kto próbował tego dokonać, nie mógł ich znać. Nie tylko tych, które Jenn zmieniła. Może wyrywkowo, na pewno nie w całości, co usprawiedliwiałoby nieudolność jego działań. O ile pozostali adepci ginęli w wyniku zaaranżowanych zdarzeń losowych – wypadków, pożarów, chorób, czy o wiele rzadziej – strzelanin będących wynikiem napadów, o tyle sprawa z super-żołnierzami miała się już inaczej. Mieli zostać wyeliminowani szybko i bez niepotrzebnych szkód. Coś poszło nie tak, chyba że… Tak naprawdę wcale nie chodziło o wyeliminowanie, a jedynie o unieszkodliwienie i spowolnienie. Tak, to ma o wiele więcej sensu. Jednak… Nanoczipy można było wyśledzić bez większego problemu, jeśli wiedziało się, czego się szuka. Więc dlaczego ci, którzy próbowali dotrzeć do żołnierzy, jeszcze tego nie zrobili?
/Wiedziała, że po wypuszczeniu danych Hydry do sieci, odbywać zaczęły się nielegalne aukcje, podczas których zakupić można było nie tylko sprzęt czy archiwa, ale również informacje dotyczące miejsca pobytu oraz kody aktywujące uśpionych agentów – w tym tych z Projektu Zephyr. Najbardziej poszukiwana była jednak czerwona księga Aleksandra Lukina, która zawierała nie tylko wszystko, co potrzebne było do kontrolowania Winter Soldiera, ale także informacje o miejscach położenia dawno zapomnianych już baz, oraz klucz do karbonowego syntezatora, który powstrzymywał moce Red Deatha – częściej w papierach nazywanego Omegą Red – przed zabiciem samego Rossowicza. Który ostatnio zniknął im z radaru, co, musiała przyznać przed samą sobą, było niepokojące. Zdecydowanie nie wydawał się być przyjaznym typem i najchętniej zobaczyłaby go zamkniętego na cztery spusty w celi na najniższym piętrze wakandyjskiego więzienia, tuż obok Katriny van Horn, znanej również jako Man-Killer.
/Wystarczyło śledzić tylko aukcje i wkroczyć, kiedy książka wreszcie pojawi się na jednej z nich.
/Potarła kark, czując to
nieprzyjemne, choć znajome mrowienie. Cipher dawał jej znać, że ktoś się
zbliża, wykrywając odbezpieczenie drzwi.
/Okręciła
się na krześle, nie wyłączając monitorów, w żaden sposób nie próbując ukryć
tego, czym się zajmowała. Wiedziała, że nie jest to konieczne. Informacje i
kody przewijały się przez ekrany z taką prędkością, że nawet ktoś taki jak jego wysokość T’Challa nie dałby rady ich
odszyfrować. A nawet jeśli dałby radę, co mógłby jej zrobić? Spełniała przecież
jego prośby. Wybrała tylko nieco
okrężną drogę, która przyniesie korzyści także jej.
— Witam waszą wysokość! — Uniosła w jego stronę kubek z kawą.
Niedoprawioną niczym od dobrych dwóch tygodni, należałoby dodać. — Właśnie
skończyłam skan interfejsu.
/T’Challa
splótł palce za plecami, stając u jej boku i przyjrzał jej się z uwagą. Nie
chodziło o jej lekceważąca postawę, zdążył się już do niej przyzwyczaić, a
jedynie o to, że spodziewał się… czegoś ważniejszego.
— Rozmawialiśmy już o tym.
Informowanie mnie o każdym postępie zdecydowanie nie jest konieczne.
/Wskazała
kubkiem w jego stronę, ulewając przy tym
kilka kropel kawy.
— Ten postęp to zdecydowanie coś innego. Gruby kaliber — wyjaśniła,
odpychając się stopą od biurka. Okręciła się na krześle kolejny raz,
odstawiając kawę na blat, i założyła rękawice do wizualizacji holograficznej,
które automatycznie się włączyły. Kopnęła krzesło, odsuwając je na bok
pomieszczenia i pstryknęła palcem, gasząc część świateł. — Kiedy zabrałam się
za analizowanie próbki, którą dostarczył mi Ant-Man oraz odczytów, które udało
mi się wyłapać, cała ta sprawa wydawała się być jasna. Jednak… Odczyty oraz
wprowadzone dane były niemal identyczne z tymi z Nowego Jorku z 2012 roku.
Jestem więc skłonna stwierdzić, że ktoś próbuje tutaj pukać do bardzo
szczególnych drzwi. — Spojrzała na niego uważnie, przywołując wizualizację
energii Tesseractu z Nowego Jorku oraz Moskwy. — Z jakiegoś powodu Hydra chce
dotrzeć do tego, kto przysłał tutaj Lokiego oraz Ultrona…
— Ultrona? — przerwał jej i mimo pełnego
spokoju, w jego głosie zabrzmiała nutka zdziwienia. — SI Starka?
/Jenn się
zaśmiała, a jej śmiech przypominał ten, jakim dorosły może skwitować głoszone
przez dziecko, bezsensowne teorie.
— Ultron to nie SI. I na pewno nie
Stark go stworzył. — Spojrzała na niego z rozbawieniem. — To znacznie
przewyższa jego umiejętności.
— Skąd ta teoria?
— To nie teoria. To fakty.
Rozebrałam części robotów, które próbowały dotrzeć do waszych złóż, przebadałam
interfejs… Zresztą, spójrz tylko. — Przywołała wizualizację resztek interfejsu
jednego z robotów Ultrona, które udało jej się odratować. — To nie zwykłe SI. Połączenia
przypominają neurony. One zdawały się myśleć,
a ja… Nie mam na to żadnego wpływu. — Wzruszyła ramionami, wskazując w stronę
wizualizacji. — Nie wiem czym tak naprawdę był Ultron, ale to nie sztuczna
inteligencja, a jednym, co zrobił Tony Stark, było uwolnienie istoty, którą
ktoś stamtąd — wskazała w górę — tutaj przysłał. A nie zrobił tego w pokojowych
celach. Kto wysłał Lokiego na Ziemię?
Kto dał mu berło z Kamieniem
Nieskończoności tylko po to, żeby odbił dla niego inny Kamień i dostarczył oba z
powrotem? Kto utracił Kamień Umysłu i
Tesseract? Dlaczego ktoś miałby tak
zaryzykować? — pytała, zmniejszając wizualizację i osuwając ją na bok.
— Chyba, że nie ryzykował —
zauważył T’Challa. — Ponieważ miał plan „B”.
/Jenn znów
się uśmiechnęła.
— A może nawet plan „C”.
/T’Challa
ściągnął brwi.
— Vision?
/Jennifer
kiwnęła głową, przyznając mu rację.
— Możliwe więc, że miał także plan
„D”. Ultron nie zniszczył Ziemi ani jej obrońców, a ich interwencja udaremniła
mu ewolucję. Choć część Ultrona nadal musi być w Visionie. Jednak nie tylko nim
bym się martwiła. — Spojrzała na niego znacząco, mając nadzieję, że chwyci jej
tok myślenia.
— Wanda Maximoff?
/Jenn
pstryknęła palcami w jego stronę.
— Bingo. Jej moce pochodzą od
Kamienia, w którym zamknięty był Ultron. — Wyświetliła jej kartę, którą
wyciągnęła z danych Starka. — Jak wiemy
z papierów panny Maximoff, ona i jej brat kilka lat temu podjęli dobrowolną
współpracę z Hydrą, która była w posiadaniu berła Lokiego. Działania jej i oraz jej brata doprowadziły do śmierci lub wycofania się z branży kilku
kluczowych naukowców - w tym mojego ojca, pracującego wtedy nad Projektem
Spitfire, jak zapewne wiesz, a także do śmierci wielu cywilów, strat
materialnych w Johannesburgu i Sokovii, oraz do utraty poparcia dla działań
Inicjatywy Avengers — mówiła, przewijając kolejne zdjęcia. — Apogeum jej działań przypada na maj, kiedy jej nieprzemyślana interwencja w Lagos dała
władzom zielone światło na wprowadzenie Protokołu oraz doprowadziła do rozłamu
Avengers, którzy to udaremnili atak Lokiego w 2012 roku. Przeszkoda została
pokonana, plan „D” zakończył się sukcesem. — Wyrzuciła jej kartę do wirtualnego
kosza, splatając ramiona na piersi.
/T’Challa zamilkł
na dłuższą chwilę, zastanawiając się nad tym, co powiedziała Jennifer.
— To już tylko teoria — odezwał się
po chwili.
— Każde odkrycie poprzedzone jest
teorią, wasza wysokość — odpowiedziała. — Musisz jednak przyznać, że coś w tym
jest. Podesłałam ci moje notatki. — Zamrugała, przesyłając dane. — Spokojnie,
żadnych osobistych porachunków. Jedynie wyniki osobistej ciekawości. I geniuszu
— dodała, nie siląc się na skromność.
— Zgaduję, że znalazłaś także
jakieś rozwiązanie.
/Klasnęła.
— Czekałam aż o to zapytasz. Owszem,
mam. Projeckt HEX.
— HEX?
— Human eXperimental. Część Projektu Spitfire. Zbroja
potrafiąca się adaptować w zależności od otoczenia i umiejętności przeciwnika.
Zdolna pokonać każdego nadczłowieka. Póki co
— zaznaczyła — tylko ja mogę kontrolować ją zdalnie, w innym przypadku
potrzebny jest pilot. Jednak właśnie pracuję nad… programem wspomagającym.
— Programem wspomagający? — Jego
brew nieznaczenie się uniosła. — Sztuczną inteligencją? Zostały zakazane…
— Po incydencie w Sokovii —
dokończyła za niego. — Wiem, co robię. Nikt nie wie tego lepiej ode mnie.
— Nie ośmielę się zaprzeczyć. —
Uśmiechnął się. — Nie sposób jest jednak całkowicie wyzbyć się obawy. Chociaż…
— Wizja posiadania kilku takich
ochroniarzy jest kusząca, prawda? W obecnej sytuacji nigdy nie można być pewnym
tego, kto tak naprawdę jest twoim sojusznikiem.
/Uśmiechnęła
się, widząc sposób, w jaki T’Challa na nią patrzy
/Wiedziała,
że mało kto jej ufa, ale nie przejmowała się tym. Sama też by sobie nie ufała. Już nie.
— Słyszałam,
że chcesz, żebym poleciała z tobą na kolejne spotkanie w sprawie Protokołu,
Stark ma tam być, prawda? — zagadnęła, nie przejmując się tym, że właśnie
przyznała się do podsłuchiwania króla.
T’Challa skinął głową. — Mam wkraść się do systemu? Shakować jego zbroje?
Olśnić go swoimi umiejętnościami?
/T’Challa
zaśmiał się, kręcąc głową.
— Jeśli w opinii ciągnącej się za Anthonym Starkiem jest choć ziarno prawdy, nie musiałabyś nawet otwierać ust, by go olśnić, Jennifer.
/Jenn
parsknęła. Cos w tym było.
— Chcę jedynie — kontynuował. —
Żebyś w razie potrzeby służyła mi wsparciem.
/Pokiwała głową,
doskonale wiedząc, co ma na myśli.
/Mrowienie
na karku nasiliło się, gdy tylko pomyślała o przeczesaniu danych Starka.
***
/Oparła się
o barierkę tarasu, mrużąc oczy. Musiała złapać chwilę wytchnienia.
/Zerknęła w
bok, natrafiając na spojrzenie Bucky’ego Barnesa, siedzącego na tarasowej
barierce w sposób, który kojarzył jej się z samobójcami lub bawiącymi się na
drabinkach dziećmi. Siedział tyłem, odchylając się do tyłu pod tak dużym kątem,
że musiał spoglądać na nią do góry nogami, trzymając papierosa w ustach.
— Tu nie można palić, wiesz?
/Podciągnął się, wracając do
pozycji pionowej.
/Nie mogła
nie zauważyć pękniętych naczynek w jego podkrążonych oczach.
/Jak śmierć.
— Nie bądź tak posępny. Uśmiechnij
się.
/Spojrzał na nią jak na idiotkę, jednak drgnął i uśmiechnął się szeroko, choć część jego spojrzenia pozostała pusta.
— Zgaś tego papierosa. Siebie nim nie zatrujesz, ale powietrze tak. — Spojrzała na niego wyczekująco. — Zgaś go— powtórzyła. — Proszę.
/To było proste.
/Śledziła wzrokiem jego ruchy, patrząc jak gasi resztkę papierosa na środku swojej dłoni. Skrzywiła się, widząc powstały ślad. Wiedziała jednak, że szybko zniknie, i że James Barnes znosił gorsze rzeczy niż to.
/Tak, przekonanie go do tego było proste.
/Wiedziała, że potrafi być bardzo przekonująca, że jeśli odpowiednio się postara, Bucky Barnes nie będzie w stanie oprzeć się jej argumentom. Nie była w tym jeszcze idealna, wciąż stanowił dla niej niemałą zagadkę. Ale poćwiczy jeszcze nad tym, jest cierpliwa i ma wiele czasu. Może i wiedziała, że Cipher nie lubił takich typów jak Barnes, ale nie przejmowała się tym. Miała dziwne przeczucie, że naprawdę może go polubić.
/Jak mogła go nie polubić, skoro wiedziała, że jest – będzie – w stanie zrobić dla niej wszystko? Nawet przekonać Rogersa do tego, by jej zaufał, dopuścił ją bliżej do siebie i Maximoff?
/Mrowienie na jej karku nasiliło się, miała wrażenie, że za moment jej skóra zacznie płonąć.
/Cipherowi spodobał się ten pomysł.
***
Coś mi w tej Jennifer ciągle nie pasuje. Tak jak na początku wydawała się całkiem w porządku, tak teraz wokół niej rozrasta się strasznie lepka maź. Polubić to w jej mniemaniu sterować, co? Takie mam wrażenie. Bo hej, Bucky i uśmiech na życzenie? Bucky i zgaszenie papierosa? Przecież normalnie by się rozpłakał i zapalił drugiego. I staje się jasne, dlaczego tak bardzo zależy jej na czerwonej książce. Wierzę, że mu pomoże, ale zanim pomoże, najpierw on będzie musiał pomóc jej. Mam nadzieję, że moje rozumowanie jest mylne.
OdpowiedzUsuńI, o mamo, cudem uniknęłam wspomagania się słownikiem. Wszystkie techniczne rzeczy, choćby najprostsze, brzmią dla mnie jak szczyt terminologicznej piramidki.
Od początku jej nie lubię! I tego jak już zaczyna sterować Bucky'm, skoro i screeny i inne rzeczy robi bez mrugnięcia okiem, to tu też mogła to zrobić.. Chyba, że... ale to już jest [b]NAJCZARNIEJSZY[/b] scenariusz! - była ankieta odnośnie partnera dla Bucky'ego i było dużo głosów na laskę, czy to ONA? Why, why?!!!!!
OdpowiedzUsuńBiedny Steve, do tej pory razem dumamy dlaczego on nie wygrał.
Idę stąd.
Nie podoba mi się to. Jezu jeżeli ona może kontrolować Buckyego to będą kłopoty. I kim do jasnej ciasne jest Ciper? Dlaczego wszystkie w miare spoko postaci muszą moeć jakiś strasznie dziwny sekret
OdpowiedzUsuń