18 stycznia 2017

Astrid Löfgren

N, zazdroszczę pamięci. No więc w takim układzie ujawniają się nam kolejne bzdury.
Czyli jest dość nieoczywista, tak? Jak dla mnie brzmi nieźle.
Spoko loko, przyjdzie taki kryzys, że obydwaj będą biec do kogoś dorosłego (jak fajnie to brzmi <3) szybciej niż są w stanie sobie wyobrazić.

Ale że on miała wykształcenie? Czy chodzi o to, że ma takie umiejętności, jak psycholog, ale wykształcenia nie ma? Coraz gorsze te dzieła tak patrzę. Przeraża cię ta opkowa głupota w zakresie rozrodu? Mam dla ciebie coś lepszego. Idąc na pierwsze usg natknęłam się w przychodni na młodą babeczkę, stresowała się strasznie i jakoś wyszło, że zaczęłyśmy rozmawiać. Nawet nie masz pojęcia, jak zażenowana się czułam, kiedy zaczęła mi opowiadać, że na pewno jest w ciąży, bo dwa dni po współżyciu zaczęła mieć nudności, brzuch jej się powiększył, piersi też i jeszcze miała taką minę, jakby oczekiwała, że jej przytaknę i powiem, że tak, że to możliwe. I tak się wtedy w tym zażenowaniu zastanawiałam, skąd się to bierze. Ale już wracając do Hydry, to czegoś tak głupiego dawno nie było. Pomijając już bzdurność samego procesu zapłodnienia, to serio? Przecież to nieopłacalne. Musisz angażować w to jeden aktyw, drugi aktyw, potem jeszcze czekać te parę miesięcy na dziecko. Po co tyle zachodu dla jednego malca? I co to wnosi? Bo jeśli to nie żadne badania genetyczne, albo jakieś podłużne, a po prostu zachciało im się super-noworodka (który miałby robić co? Super-kupę?), to żadnego z tego pożytku by nie mieli. I wiesz? Lepiej dzierżyć w dłoni tytuł super suki, niż super kretynki, która tworzy takie oto twory i się obraża, bo ktoś jej ten kretynizm wytknie w kulturalny i rzeczowy sposób.
Jak dla mnie nie ma różnicy. 
/To nie pamięć, obejrzałam ten fragment na yt :P I coś mi tu nie pasuje. bo czy to czasem nie Sigurd wyskoczył z argumentem pt."to przez matkę wpadliśmy pod lód"?
/Książka nie jest długa, szybko się ją czyta, więc polecam zerknąć, jeśli znajdziesz kiedyś czas. Pod koniec jest niezły, fabularny twist dotyczący wątku otrucia.
/Buniu potrafi szybciutko dreptać, Steveunio też. I oczywiście Bucky będzie twierdził, że od początku powinni tam pójść!

/Córcia Doktorka miała szesnaście lat i umiejętności przerastające najlepszych psychologów. Oczywiście nie miała wykształcenia, bo po co, skoro przeczytała kilka książek? Nie uczyła się z nich, a przeczytała właśnie. A tata zamknął ją w celi z niebezpiecznym psychopatą, bo ma go przesłuchać. Przecież Loki zmanipulowałby takie dziecko raz dwa. A co do rozrodu - super-kupa <3 Strzelam, że autorce chodziło o wyhodowanie sobie super-żołnierzy, ale zabrała się za to w nielogiczny sposób. Mieliby zapłodnić kilka kobiet, czekać kilka miesięcy, żeby potem okazało się jeszcze, że dziecko nie dostało super-genów tatusia, bo coś tam? Nie lepiej wziąć jajeczko od ich najlepszej agentki czy tam genialnej pani naukowiec, żeby stworzyć sztucznie dziecko z jak najlepszymi genami?
/Wattpad niekiedy naprawdę mnie przeraża. Jak widzę, że dziecko - bo po sposobie wypowiedzi, słownictwie i naiwności oraz popełnianych błędach widać, że to podstawówka - piszę opowiadanie o tym, jak to Steve Rogers (ten 31-latek, któremu ciała użycza 35-letni pan Evans) zakochuje się w TRZYNASTOLATCE i nie widzi w tym nic niewłaściwego, ba! Sam się nawet cieszył, że Steve ma dziewczynę, to aż nie wiem jak to skomentować. Tak samo jak te wszystkie 16 i 17-letnie panie porucznik i panie pułkownik podczas drugiej wojny, te wszystkie super-duper Mary Sue i ich przygody okraszone rażącymi błędami ortograficznymi, te wszystkie bzdury o dwudziestolatkach z doktoratami, kiedy autorka nie potrafi sklecić nawet poprawnego zdania, te miłości zaczynające się od gwałtu... 
A teraz pokażę ci moją ulubioną rozmowę z Wattpada:
A najlepsze, że to nawet nie była autorka :P 
Steve, ludzie się zmieniają na przestrzeni lat, pod wpływem różnych zdarzeń. Ty też jesteś inny niż byłeś wtedy. Wyobraź sobie, że ktoś od ciebie wymaga (albo wierzy), żebyś był taki (że będziesz taki), jak 70 lat temu, i o tym wiesz. Wyobraziłeś sobie? No więc jakie to uczucie? 
 Bucky i ja to dwie zupełnie różne sytuacje. Przez ostatnie pięć lat jedynie przywykłem do nowego świata, postarzałem się, a Bucky... Wzięli jego osobowość i wywrócili ją na drugą stronę. Przyzwyczaiłbym się, gdyby nie to, że czasem zachowuje się dokładnie tak, jak dawniej. I ta okropna nadzieja, że kiedyś może wróci, znowu się budzi.
Bucky, no wiesz, każdy ma swoje indywidualne tempo i rytm.
 Pochwal mnie. Mama byłaby ze mnie dumna. Dojrzałem. 

1 komentarz:

  1. N, chyba Sigurd to powiedział, ale nie jestem pewna.
    Czyli jednak potwierdza się, że książki psychologiczne nie tylko leczą, ale magicznie wchodzą do głowy. Faaaajnie. No i właśnie. Pytanie też się nasuwa, po co im by były super-dzieciątka, pomijając super-kupę. No bo gdyby chodziło o odtworzenie serum, bo inaczej się nie da, to ok. Albo jeśli takie "hodowanie" miałoby pokazać, jak super-geny wpływają na rozwój, to też ok. Ale jeśli serum mają, to po co tworzyć super-dzieci i potem czekać parę lat, aż będzie można je wykorzystać, skoro można te serum podać dorosłym ludziom?
    Mam teorię, że one w te swoje super-inteligentne historie wkładają jakieś swoje fantazje i oczekiwania. Coś muszą przekładać na te "książki". Wyobraźnia wyobraźnią, ale to już są zwyczajne dziwactwa. Adolescencja, najgłupszy wiek. Dlatego też nie dziwi mnie ta agresja słowna. Stosowanie wulgaryzmów jest przecież takie dorosłe. Autorki mają swoje armie, nic na to nie poradzimy :P

    Steve, różne sytuacje, ale mechanizm jest podobny. Spróbuj wejść w jego buty a lepiej go zrozumiesz.

    Bucky, no, w jakiejś części dojrzałeś.

    OdpowiedzUsuń