Yelena, Zima coś bąknął, że gdybyś skontaktowała się z SHIELD, mogłabyś zostać uznana za zdrajczynię. To prawda? I tak samo, gdybyś nie zgłosiła tego co się wydarzyło. Przestaję mu wierzyć, więc wolę się dopytać.
Masz przynajmniej pretekst do skopania mu tyłka albo wyegzekwowania kosztów ewentualnej wymiany. To jakiś plus.
Jestem byłą agentką Departamentu, czyli prosto mówiąc- byłym radzieckim szpiegiem, który ma swoje na sumieniu. Zimowy Żołnierz mnie szkolił i raz już przyłapano mnie na współpracy z nim. To komplikuje całą sprawę, a fakt, że nowe dowództwo SHIELD jest trochę przewrażliwione na punkcie infiltracji z zewnątrz, raczej nie pomaga. Więc tak, w tym przypadku niestety muszę się z nim zgodzić.
Ja powoli zaczynam mu wierzyć coraz bardziej, ale wcale się nie dziwię. Zawsze coś zatai, czegoś nie dopowie, coś zbagatelizuje. To naprawdę bywa irytujące.
James, a po wytrzeźwieniu użalałbyś się dalej, bo za mało alkoholu, za krótko trzymał, za mało czasu, za bardzo masz przewalone, za dużo Yelena wymaga, a do tego nic nie możesz wymyślić, bo przecież taaaki jesteś beznadziejny. Tak, upicie się to genialny pomysł, niemniej jednak rozumiem, że w końcu chciałbyś na chwilę "odlecieć".
Nie, zupełnie nic nie stoi, no może oprócz tylko i wyłącznie ciebie. Nikt ci teraz nie wbija do głowy, że jesteś taki, śmaki i owaki. Mniej więcej powinieneś już trochę siebie znać, wiesz na co cię stać, a na co nie. Wprowadziłeś do swojego życia jakieś własne zasady. Wiara w siebie nie jest gwarancją sukcesów, ale jest motorem napędowym. Zaszedłeś bardzo daleko, więc nawet to mogłoby być zalążkiem tej wiary, że jednak nie jesteś beznadziejnym przypadkiem. Wiem, że są bariery, wiem, że to nie jest proste, ale udowodniłeś już innym i sobie przede wszystkim, że może być inaczej i to tak, jak ty chcesz, a nie tak, jak ktoś powie, że ma być.
Uparty osiołku.
Kiedyś nie piłem zbyt często, bo miałem do tego lekką awersję z dzieciństwa, ale teraz to nieistotne. Jeśli już zdarzało mi się upić, to robiłem to solidnie. Użalałem się, wyrzucałem z siebie wszystko, a potem było już lepiej. Teraz może zadziałałoby to tak samo. A poza tym, sama sobie dopowiedziałaś. Czasem każdy po prostu potrzebuje "odlecieć" choć na chwilę. Raz na jakiś czas, nie nagminnie.
Wszyscy i tak dobrze wiemy, że w końcu pozbieram się do kupy, bo zwyczajnie nie mam innego wyboru. Ponarzekam, postękam, poużalam się, a potem wstanę i zrobię to, co do mnie należy, choćby i miałoby to być oddanie się w łapu rządu. Potrzebuję po prostu czasu, by coś wymyślić. Tylko problem w tym, że nie potrafię tego zrobić i właśnie to dobija mnie najbardziej. Nie to, że spieprzyłem sprawę, a to, że nie potrafię jej naprawić.
Yelena, a więc cała ta sytuacja faktycznie wygląda na taką bez wyjścia. Niedobrze. Chociaż gdyby tak pokręcić i wymyślić jakąś historyjkę... choć pewnie to nie takie proste jak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńA do tego pójdzie tak okrężną drogą, że właściwie później nie wiadomo o co chodzi.
James, "raz na jakiś czas", ehe. Na pewno. Najpierw raz na pół roku, później raz na miesiąc, a następnie nie wiadomo kiedy dotrze do głowy taka myśl, że hej, to kurna działa, czemu nie nawalić się codziennie? A ty miałbyś co zapominać. To z jednej strony wielkie szczęście, że nie grozi ci szybkie upijanie się, a z drugiej mogłabym tego współczuć, o czym już mówiłam, bo jednak fajnie "raz na jakiś czas" dać sobie spokój z problemami. Trzeba mieć jednak do tego głowę.
A więc skoro wszyscy wiemy, że staniesz na nogi, to także wszyscy wiemy, że coś wymyślisz. Nie ogarniam tej sytuacji, co dokładnie spieprzyłeś i w ogóle, ale może trochę to wyprostujesz. Może jednak nie wszystko jest stracone.