N: Wszystkie bajery, które pojawiły się w tym tekście, są oparte na tych komiksowych.
***
październik 2016
/Nowemu uniformowi Sama
bliżej było do zbroi, niż do jego starego munduru. Jego ramiona w całości
zostały zasłonięte, tak jak i głowa, która wcześniej była nieokryta i
odsłonięta na urazy. Dzięki temu jedyną odkrytą częścią jego ciała pozostawała
twarz, a raczej jej część od nosa do podbródka.
/Kolorystyka kombinezonu
została odwrócona, zdecydowanie dominowała teraz ciemna, przydymiona czerwień,
niemal burgund, którą przełamywały jedynie czarne wstawki na ramionach, piersi
i udach, oraz czarne buty i rękawice.
/Nie dało się ukryć, że Sam
cieszył z niego jak dziecko z nowej, drogiej zabawki.
— I kto teraz rządzi, co? — spytał, okręcając się, i
automatycznie rozsunął maskę zakrywającą oczy. — Dawaj, Barnes, powiedz to.
/Bucky prychnął, wciąż
obracając w prawej dłoni jeden ze śrubokrętów.
— Co jeszcze? Wyskoczysz z pytaniem „Kto jest twoim
tatuśkiem”? Och, nie obrażaj się. Ty nim jesteś — dodał, uśmiechając się
niewinnie, widząc spojrzenie Wilsona.
— Człowieku, nie cierpię cię. — Wskazał palcem w
jego stronę. — Przyznaj, nie jesz, bo żywisz się dręczeniem mnie. Dręczeniem
nas wszystkim. Jesteś wampirem energetycznym, facet.
/Bucky zaśmiał się,
podrzucając śrubokręt, by złapać go za moment, gdy ten wykona trzy obroty w
powietrzu.
— Czyli awansowałem z roli wrzoda na tyłku?
— Nie — odpowiedział w pełni poważnie, choć po
wyrazie jego twarzy łatwo można było odczytać, że zdecydowanie taki nie jest. —
Po prostu ciągniesz na dwa etaty.
/Bucky chciał odpowiedzieć,
otworzył już nawet usta, jednak nie potrafił wydobyć z siebie dźwięku, kiedy
drzwi rozsunęły się przed wchodzącą do laboratorium Jennifer.
— Widzę, że nowy strój leży idealnie — rzuciła,
lustrując Sama wzrokiem. Ten rozłożył ręce na boki, okręcając się wokół, i
wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Testowałeś skrzydła?
— Nie, nie chciałem niczego przypadkiem uszkodzić. —
Wskazał na porozstawiane wokół stoły i urządzenia, których nazw nawet nie znał.
— Nie wiedziałem czy ich rozpiętość jest taka sama i wolałem tego nie
sprawdzać.
/Jennifer pokręciła głową,
przysuwając sobie stołek w pobliże Bucky’ego, siadając po jego lewej.
— Ich maksymalna rozpiętość to cztery i pół stopy,
więc wystarczy, że cofniesz się o krok i niczego nie uszkodzisz — mówiła,
przysuwając bliżej stojące na pobliskim blacie szkło powiększające i
nakierowała soczewkę na odkryty staw barkowy protezy. — Przewidziałam to i
przesunęłam kilka rzeczy. — Zerknęła na niego. — No dawaj, spróbuj. Chcę
zobaczyć twoją minę. Cały system kontrolowany jest myślą poprzez cybernetyczny
obwód w masce, więc wszystko będzie działać jeszcze sprawniej niż przedtem —
dodała jeszcze, chwytając małe cążki, by odłączyć sztuczny obwód zastępczy,
który założyła protezie jakiś czas temu. Teraz nie będzie już potrzebny.
— Dobra, ale jak coś wybuchnie, to nie będzie moja
wina.
/Rozłożył skrzydła,
otwierając usta z wrażenia. Nawet Bucky uniósł brwi, zaskoczony widokiem
potężnych, emitujących czerwoną poświatą skrzydeł, które niczym nie
przypominały tych, których używał jeszcze nie tak dawno.
/Tak, Sam bez wątpienia był
pod wrażeniem.
— Jasna cholera — skwitował tylko, wsuwając dłoń w
czerwoną poświatę poniżej ramy skrzydeł. — To hologram?
— Nie do końca. To hologram z tak zwanego ,,twardego
światła’’, tworzonego przez emiter szeregowy zamontowany na głównej ramie. W
razie awarii, wysunięte zostaną zapasowe skrzydła, ale one niczym nie różnią
się od twojego dawnego sprzętu. — Machnęła ręką, nie odrywając spojrzenia od metalowego
stawu protezy Bucky’ego. — Jak mówiłam, system kontrolowany jest myślą poprzez cybernetyczne
połączenie w masce, co umożliwi ci wykorzystanie emitera to wytworzenia
pocisków. Tego nie próbuj tutaj
robić. — Zerknęła na niego znacząco. — Przetestujesz to na stali treningowej.
Reszta twojego uzbrojenia pozostała bez zmian, dodałam jedynie chwytaki
zamontowane w zarękawiach. Gogle mają standardowe wyposażenie – noktowizja,
termowizja, kąt widzenia trzysta sześćdziesiąt stopni, stukrotne powiększenie.
Do tego czujniki uniemożliwiające śledzenie satelitarne i zakłócające obraz w
podczerwieni. Każde z was takie dostanie. — Odsunęła lupę i okręciła się na
stołku, by spojrzeć na Sama. — Och, i zapomniałabym. Cały kostium pokryty jest
mikrowłóknem z dodatkiem vibranium, dzięki czemu odporny jest na ostrzał z
broni małego kalibru, jak nowy kombinezon kapitana Rogersa. Zabezpieczy też żebra od złamań po ostrzale z repulsora.
— Uśmiechnęła się, na co Sam się zaśmiał, zsuwając maskę i składając skrzydła.
/Jenn sięgnęła po stojące na
blacie pudełeczko i wyjęła z niego urządzenie przypominające sporych rozmiarów strzykawkę,
i naciskając na tłok wysunęła z niego wyjątkowo grubą igłę.
— Dobra… Chyba zaczynam się bać. — Bucky drgnął na jej
widok. To nie tak, że bał się igieł czy coś. Nie. Po prostu… Nie darzył ich
miłością. — Co to?
— Pomoże utrzymać cyberskórę w miejscu. Nie mogą
pojawić się żadne nienaturalne marszczenia, część blizn musi zostać zakryta —
wymieniała, nakreślając palcem niewidzialną linię dwa cale od miejsca, w którym
metal łączy się z ciałem Bucky’ego. — Spokojnie, będziesz mógł to zdejmować,
jeśli zechcesz wybrać poprzednią protezę. Pokażę ci, jak to zakładać. A to —
poruszyła strzykawką — to coś w rodzaju… magnesu.
— Okej… — powiedział, nawet nie starając się brzmieć
pewnie. — Czyli mnie to nie zabije.
/Igła może i miała sporą
średnicę, jednak same nakłucia okazały się o wiele mniej bolesne, niż Bucky się
spodziewał.
— Hej, a to co?
/Bucky spojrzał w stronę Sama
niemal w idealnej synchronizacji z Jennifer, która zerknęła za siebie,
zatrzymując igłę tuż nad skórą Barnesa.
/Sam trzymał w dłoni
ciemnoczerwony… hełm? Choć bardziej poprawne wydawało się być nazwanie tego czymś
pomiędzy hełmem a tiarą w kształcie szpiczastego, ostro zakończonego M.
— To dla Maximoff — rzuciła. — Zneutralizuje
działanie jakichkolwiek impulsów, które mogłyby ją rozproszyć.
/Sam przyłożył hełm do twarzy
i pochylił się, by przyjrzeć się swojemu odbiciu w jednym z blatów.
— Okej, kobieto, musisz naprawdę ją nienawidzić —
skwitował na co Jennifer uśmiechnęła się promiennie, wracając do pracy i
wkłuwając się w skórę Bucky’ego co pół cala. — Ale musisz zorganizować coś
takiego dla Barnesa, jemu i tak nic już nie zaszkodzi — dodał, chcąc odwrócić
jego uwagę od wbijanej w skórę igły.
— Niech tylko odda mi rękę z powrotem, a tobie nic już nie zaszkodzi — burknął, z ulgą
zauważając, że Swann odłożyła strzykawkę i odsunęła się. Naprawdę nie cierpiał
igieł.
— Proteza jest już w pełni naładowana, więc
pozwólcie, że zostawię was na moment samych. — Wstała, kierując się w stronę
drzwi prowadzących na zaplecze laboratorium. — Mam nadzieję, że przez tę chwilę
nic nie spłonie — rzuciła jeszcze, zanim nie zamknęły się za nią drzwi.
/Sam odłożył hełm na miejsce,
przysuwając się bliżej Bucky’ego.
— Czy tylko dla mnie podejrzane jest to, że ostatnio
zrobiła się taka…
— Podejrzanie miła? — dokończył za niego Bucky,
wykrzywiając głowę i zerkając w pusty staw barkowy protezy, a potem dotknął
palcem jednego z małych, ostrych bolców, które przytrzymują protezę w miejscu.
— Dam ci dziesięć dolców, jak to dotkniesz. — Wskazuje palcem na kulę stawu na
samym środku.
— Nie włożę w ciebie ręki — skwitował, a potem dodał
szybko: — Skomentuj to w jakikolwiek sposób, a powiem Rogersowi, by cie walnął.
I mówię poważnie, to wszystko jest podejrzane.
/Bucky wzruszył jedynie
ramieniem, dalej dźgając palcem jeden z bolców. Nie wiedział, po co tak
naprawdę to robi, nawet tego nie czuł. Chyba chciał po prostu zając czymś ręce…
Rękę, znaczy, bo drugą zdał Swann już dwa dni temu, żeby mogła wprowadzić
wszelkie potrzebne aktualizacje, które mogłyby ułatwić mu walkę. Nie ukrywała,
że o ile proteza pokryta cyberskórą – pod którą znajdował się ochronny pancerz
z wysokowytrzymałej stali z domieszką niklowego superstopu i vibranium – w
założeniu ma być po prostu zastępczym ramieniem, o tyle proteza, którą wykonała
dla niego poprzednim razem, i którą teraz postanowiła zmodernizować, miała stać
się jego kolejną bronią. Zwiększona siła, znacznie podkręcony czas reakcji i
wyczulone czujniki stabilizacyjne, wyładowania elektryczne i EMP o zwiększonej
mocy, możliwość kontrolowania ramienia na odległość i zaprogramowania mu
kolejki działań przez minikomputer z ekranem dotykowym, zamontowanym w
przedramieniu i chronionym przez szereg łusek. Ba, będzie mieć nawet chrzaniony
port USB w palcu wskazującym.
/I to akurat nie jest głupie.
Będzie mógł podładować telefon w razie potrzeby. A tak poważnie – skoro dają mu
taką broń, musi być z nim już całkiem dobrze. Wiedział, że jego wyniki zaczęły
się stabilizować, a nawet poprawiać. Może nawet bardziej, niż mu mówili? To
wyjaśniłoby zezwolenie na opuszczenie Wakandy razem ze Steve’m. Chyba, że miało
mu się tak pogorszyć, że chcieli go trzymać jak najdalej od siebie. To też
możliwe.
/Bucky ściągnął brwi, coś
sobie przypominając.
— Nie miałeś czasem skończyć do Steve’a zaraz po
przymiarce? — spytał, zerkając na Wilsona.
/Ten na początek chciał
zaprzeczyć, jednak po jego twarzy przebiegł cień skupienia, a on sam wykonał
gest, jakby próbował uderzyć się otwartą dłonią w czoło, jednak w porę udało mu
się zatrzymać.
— Cholera, miałem. — Zamiast w czoło, uderzył dłonią
w udo. — Chciał obgadać tę sprawę…
— Rodzeństwa Chordów? Czy jak im tam było?
— Też. Chciał pogadać o tym dzieciaku… Baldwinie,
który jakimś cudem przeżył wybuch w Stamford. Człowieku, media niedługo go
zlinczują — mówił, pocierając kark. — Ani słowa o Nitro, całą winę zrzucili na
niego.
/Bucky prychnął.
— Szok. Kto by przypuszczał, że znajdą sobie kozła
ofiarnego, zamiast przedstawić sprawy takimi, jakimi są. — Spojrzał na Wilsona
z politowaniem. — Mam ci przypomnieć, że do teraz nie sprostowali sprawy z ONZ?
— Nie musisz. I tak rozmawiamy o tobie przez
dwadzieścia trzy godziny na dobę. — Uśmiechnął się do niego, wiedząc, że Barnes
raczej nie zrozumie tego po swojemu.
— I sytuacje nie są identyczne? Wiesz dlaczego? — spytał i kontynuował, nie
czekając na odpowiedź: — Ty masz nas i jesteś tutaj, a Steve rzuci się na
każdego, kto postanowi ci zaszkodzić. I ty to wiesz. On nikogo takiego nie ma.
/Bucky zaczepił paznokieć
palca wskazującego o jeden z bolców, z trudem powstrzymując się od podważenia
go. Chciał to zrobić, cholera, chciał.
Nie chciał za to znów zniszczyć sobie kolejnego paznokcia.
— Wiem, wiem. Dzięki ci Boże, za zesłanie nam tego
palanta, Rogersa, i takie tam…
/Sam wzniósł lekko oczy ku
górze, ale szybko się opanował.
— Czuję, że będzie chciał go wyciągnąć. Knuje coś
głupiego, dlatego najpierw chce pogadać ze mną…
— Żebyś zjechał jego durny pomysł? — wtrącił.
— Zapewne. Ale i tak mam przeczucie, że spłynie to
po nim jak woda, a potem i tak zrobi swoje, znowu w coś wdeptując.
/Bucky pokręcił głową.
— Nie, nie zrobi tego. Steve to palant i idiota, ale…
Nie wplącze się taki syf, pociągając innych za sobą, jeśli wie, że nikt tego
nie popiera. To palant, nie dupek — zdążył jeszcze dodać, zanim Swann wróciła,
niosą w rękach protezę.
/I cóż, Bucky musiał
przyznać, że wyglądało to nieco… makabrycznie, ponieważ proteza naprawdę
wydawała się być doskonałą imitacją prawdziwego ramienia, a cyberskóra, która
miała zasłonić jego metalowy bark i część blizn, wisiała smętnie, jak zdarta z
czyjegoś ciała. Fakt, że na komendę Swann zaczęła poruszać palcami, wcale nie
pomagał.
/Ale i tak Bucky nawet nie
ukrywał, że jest pod wrażeniem.
/Włoski, błękitnawe linie
żył, nawet poruszające się ścięgna dłoni, które mógł zaobserwować, gdy palce
protezy drgnęły. Dostrzegł nawet kilka piegów i drobnych blizn, małych
zadrapań, które sprawiały, że proteza nie była nierealnie idealna, niepasująca
do jego ciała.
/To było…
/Przesunął palcami po
przedramieniu protezy, którą Swann położyła na blacie obok, odkrywając, że
ramię nie tylko wyglądało jak prawdziwe, ale przypominało je także w dotyku.
Nie było idealne, można było się połapać, że coś jest nie tak, że ludzka skóra
ma inną fakturę i jest cieplejsza, jednak… Ramię wyglądało jak prawdziwe.
/Sam stanął bliżej,
pochylając się, by lepiej przyjrzeć się protezie.
— Łał, Barnes, w końcu będziesz miał cześć ciała, na
którą będzie można patrzeć bez… Dobra, nie patrz tak na mnie, przecież wiesz,
że żartuję. — Uniósł dłonie w obronnym geście, prostując się. — Ile może ci
zająć podłączenie tego wszystkiego, Jenn?
— Chwilkę. Samo zamontowanie ramienia to kilka sekund
— mówiła, podsuwając sobie stołek i siadając jak najbliżej lewego barku Bucky’ego.
Zamontowała ramię – to tylko włożenie i przekręcenie, któremu towarzyszyło
ciche kliknięcie zamykających się bolców – pozostawiając je jednak nieaktywnym.
— Muszę tylko dopasować skórę…
/Przyłożyła jej krawędź dwa
cale od miejsca, w którym metal łączył się z ciałem Bucky’ego, w który wszczepiła
to "coś w rodzaju magnesu", jak mu powiedziała, i dociskała ją
fragment po fragmencie, zasłaniając nią metal i część blizn na jego barku i
piersi. Na sam koniec przygładziła jeszcze cyberskórę dłonią, a potem odsunęła,
pozwalając protezie działać.
/Bucky poruszył ramieniem,
pozwalając sobie na ciche westchnienie ulgi. Ramię było lekkie, zręczne i co
najważniejsze – wygodne.
— Widzisz tę podłużną bliznę na wewnętrznej stronie
przedramienia? — spytała, a Bucky przekręcił ramię i kiwnął głową, dostrzegając
bliznę. — Podważ ją lekko czubkiem kciuka.
/Bucky wykonał jej polecenie
i drgnął, ze zdziwieniem obserwując, jak część przedramienia się unosi, a potem
otwiera, ukazując niewielki ekran.
— Błagam, powiedz, że nie ma tam Internetu — rzucił
Sam. — Wtedy dotarcie do niego będzie już całkiem niemożliwe.
/Jennifer uśmiechnęła się,
kręcąc głową.
— Nie, nie. To służy tylko do kontroli nad czujnikami
imitującymi czucie. Można je całkowicie wyłączyć lub ustawić jego poziom —
mówiła, przesuwając palcem na boki, poruszając suwakiem, a Bucky naprawdę
zauważał różnice w odczuwaniu dotyku jej nadgarstka na protezie czy zimna
blatu, na którym oparł rękę. — Do tego dochodzi funkcja hologramu. — Dotknęła
palcem jednej z ikona na ekranie, a potem wybrała jeden z kilkunastu dostępnych
obrazów, powiększając go i zmniejszając na zmianę, by wybrać jedno z poleceń na
bocznym pasku.
— Bez jaj…
/Bucky zerknął na sama, a
potem podążył za jego wzorkiem. Ruchy palca Swann na ekranie zgrane były z
ruchami obrazu skórze protezy. W końcu wyjący wilk, w którego bok idealnie
wpasowywała się czerwona gwiazda, znalazł swoje miejsce na jego bicepsie.
/Od razu rozpoznał w tym
kreskę Steve’a.
/Wyjący palant.
***
No i Swann jeszcze bardziej wydaje mi się dziwna, niż wcześniej. Ale my nie o tym.
OdpowiedzUsuńZrobienie z protezy nieidealnej wersji prawdziwej ręki było chyba strzałem w dziesiątkę. Dla Bucky'ego, oczywiście.
No i zauroczył mnie wyjący wilk. Nie sam wilk, ale gest Steve'a. Smutne to, jednocześnie pocieszające.
I mógłby mi ktoś wyjaśnić, co to EMP? Proszę? :P
Aww Steve zrobił - narysował dla Bucky'ego tatuaż <33333333 awwwww
OdpowiedzUsuńNo i 90-x-latek bojący się igieł? No, no.. Why not xD Ja tam jak krew oddaje to aż sama na to patrzę, moje żyły się uśmiechają i pielęgniarki lubią się w nie wkłuwać xD
No i po Twoich studiach i technikum śmiem twierdzić, że to Twój ulubiony rozdział xD
Dalej Jen nie lubię xD
Docinkami Buckyego i Sama ten tekst zdobywa moje serce. Ubustwiam ich. I znowu nie podoba mi się Jenefer. Od razu kiedy się pojawiła w pomieszczeniu włosy staneły mi dęba. Ta jej szczodrość jest podejrzliwa. Oraz nie za bardzo zrozumiałam te jej tłumaczenie czym jest twarde światło.
OdpowiedzUsuńNa początku Bucky kategorycznie odmówil syntetycznej skóry a teraz jest pod wrażeniem. Ja chyba nigdy go nie zrozumiem.