9 maja 2015

#6 Bucky

Testuję nowy sposób pisania Bucky'owych notek. Lepszy ten czy poprzedni?

***
"Nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza..."

 Część mnie od początku mówiła, że to zły pomysł, ale stopy same zaprowadziły mnie do tego miejsca. Podciągnąłem kołnierz tak wysoko jak tylko dałem radę i starałem się wtopić w cień. Kościół był niemal pusty i skąpany w cieniu, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że sama moja obecność tutaj była wielkim bluźnierstwem. Że nie zasługiwałem nawet na to, by tu przebywać, ale nie potrafiłem zmusić się do tego, by odejść.
 Coś trzymało mnie w miejscu. Jakiś wewnętrzny spokój, który pozwolił mi przymknąć oczy i choć na chwilę zrelaksować mięśnie. Starałem się przypomnieć sobie choć jedną z modlitw odmawianych przez Steve'a i choć przed oczami widziałem obraz tego jak klęcząc pochylał głowę, składał dłonie do modlitwy i prosił swego Boga o łaskę, nie byłem w stanie.

 Próbowałem modlić się wiele razy. Znałem nawet fragmenty, ale słowa nie potrafiły przejść mi przez gardło. Nie miałem do tego prawa, zgrzeszyłem zbyt wiele razy, złamałem zbyt wiele przykazań, by prosić o wybaczenie. Jednak teraz, stojąc w domu innego Boga, wpatrując w ludzi modlących się za dusze zmarłych i zaginionych w gruzach, nie mogłem powstrzymać cichego szeptu, który opuścił moje usta:

- A będziesz miłował Boga twojego całym sercem twoim, i całą duszą twoją, i całą mocą twoją. I niechaj będą słowa te, które przekazuję ci dzisiaj na sercu twoim...- przełknąłem gulę tworzącą się w gardle i starałem przypomnieć sobie dalszą część- Strzeżcie się, aby nie dało uwieść się serce wasze, abyście nie odstąpili i nie służyli bogom innym i nie korzyli się im...

  Miałem ochotę gorzko zaśmiać się z własnego doboru słów. Czy mogłem wybrać gorzej? 
 Pokręciłem tylko głową i odepchnąłem łokciami od ściany o którą się opierałem. Zrobiłem to widocznie niezbyt delikatnie, ponieważ z lekkiego wgłębienia utworzonego przez moją lewą rękę, odpadł tynk. Zmieliłem przekleństwo w zaciśniętych ustach.

- Wiesz, synu, jest pewna modlitwa mająca dodawać ludziom sił, gdy znajdują się w sytuacji, której nie mogą zaakceptować...

 Na dźwięk cichego głosu dochodzącego zza moich pleców, poderwałem głowę i automatycznie napiąłem mięśnie. 
 Zero zagrożenia. Z pozoru.
 Starzec był zbyt słaby, choć mogły być to tylko pozory. Drżące dłonie opierał o zdobną, drewnianą balustradę i wolno, bardzo wolno, schodził w dół skrzypiących schodów. Jak mogłem go nie usłyszeć
 Uśmiechał się lekko i patrzył na mnie przyjaznym wzrokiem.
  Tylko gra.

- Siła tej modlitwy bierze się z wejrzenia w ludzką naturę. Tak wielu z nas nie zgadza się z losem, który został nam dany, ale jednocześnie tak bardzo boi się bronić tego, co właściwe. Tak wielu z nas, poddaje się zwątpieniu, gdy stanie nad tym najtrudniejszym, niemożliwym z pozoru, wyborem- starzec stanął przede mną i uniósł głowę, by spojrzeć w moją twarz. Wydawał się być tak kruchy- tak prosty do wyeliminowania- tak stary, choć mógł być przecież młodszy ode mnie.- Dobrą wiadomością dla tych ludzi jest to, że Bóg zawsze ich usłyszy i odpowie na ich modlitwy, choć czasem nie tak, jak by sobie tego życzyli... Co dręczy ciebie, synu?

- Jestem złym człowiekiem- odpowiedziałem odruchowo, a on tylko pokręcił lekko głową.

- Wiesz dlaczego dzielimy ludzi na dobrych i złych, dziecko?- spojrzał mi w oczy i przeniósł wzrok na ołtarz.- Bo nikt nie chce przyznać, że w każdym człowieku, drzemie jednocześnie miłosierdzie i okrucieństwo. Nie można jednoznacznie stwierdzić, kto jest tym złym, a kto tym dobry, bo nigdy tak naprawdę nie wiemy z kim mamy do czynienia. Pozostaje tylko nadzieja na to, że dobro zwycięża.

- Dla niektórych nie ma już nadziei. Jestem już zbyt... zatruty od wewnątrz- mruknąłem poprawiając kołnierz.

- Dlaczego tak uważasz? Każdy jest świadomy tego, że zło istnieje, prawda? Gazety przepełnione są opowieściami o napadach, zaginionych bez śladu dziewczętach czy zbrodniach pochłaniających wiele ofiar. Niektórzy ludzie nie zwracają na to jednak uwagi, odwracają wzrok i zajmują własnymi sprawami, ponieważ sądzą, że zło nie przyjdzie do ich domu. Niestety dając na nie ciche przyzwolenie, wpuszczamy je do środka. Każdy może skończyć jako ofiara zraniona przez błędne decyzję innych ludzi, ale zawsze nadchodzi czas, gdy musimy pozbierać się i kontynuować naszą podróż...- wziął głęboki oddech-... ale jeśli nie możemy zrobić tego sami, musimy znaleźć tę jedyną osobę, która będzie mogła nas uzdrowić, wziąć nasze krzywy na własne barki. Szkopuł jednak w tym, synu, że nigdy nie możemy przewidzieć, kto ma lekarstwo na naszą chorobę ani kiedy się pojawi- uśmiechnął się lekko.- Nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza, bo tego Pan miłuje, kogo karze, chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje*.
***
*Hbr 12,5

1 komentarz:

  1. N, chodzi o formę (dodawanie dialogów) czy głębszą treść? Mi się podoba!

    James, jak mogłeś nie usłyszeć? Zamyśliłeś się chyba, ot co. Dała ci coś rozmowa z tym księdzem/panem/kimkolwiek on był?
    Znowuż na temat religii niewiele powiem, ale dobrze, że się tam znalazłeś. Tak myślę. Kościół ma siłę, ogromną i potężną.

    OdpowiedzUsuń