N, no właśnie, ale chyba ludzie zaczęli oczekiwać czegoś więcej, a tym "więcej" jest odejście od komiksowego nurtu, które przecież i tak jest spore, czyż nie? To tak, jakby oczekiwać od skały zmienienia się w gąbkę. Słabo te "afery" pojmuję, naprawdę. Już NAWET mi ta Natasha tak nie przeszkadza, jak zaczęła co poniektórym "fanom".Zawsze śmieszyło mnie, że ludzie po obejrzeniu ekranizacji komiksu narzekali, że film jest mało realny i... zbyt komiksowy.
Dla popatrzenia przeboleję brak fabuły. Nowy obiekt westchnień, chyba mój luby mnie wygoni z domu jak sobie poczyta co wypisuję... :D
Popaczaj sobie na to klik, powyzdychać można i nie trzeba załamywać się brakiem sensu :P
I w ps- jak chcesz o coś spytać Yelene to pytaj, bo przypomniałaś mi, że pierwszy raz zapomniałam dać postać na bieżący tydzień.
James, czułeś się, jakbyś był głęboko w czarnej dupie? Drugi raz na pewno lżejszy, bo już wiesz, że nie ma żadnych tuneli ze światłem w oddali. Wiesz, z czym to się je. O umieraniu pogawędzić mogę, choć to temat bardzo nieprzyjemny, nie wiem jak dla ciebie.Cały czas czuję się jakbym był "głęboko w czarnej dupie", więc tak, raczej wiem z czym to się je.
Nie wiem też, czy lubię. Czasem tak, czasem nie. Zależy od humoru, a ostatnio mam zmienny. Jak cię wkurzę to mów, zamknę się bez problemu. A jak się nie zamknę, to ty się zamknij, wtedy zamknę się na pewno.
Posiadasz chyba przeważnie te negatywne, chociaż czasem przebłyśnie coś pozytywnego i to jest w tobie fajne, serio. Z tobą to jest tak, że jak poczujesz jakiś żal, albo poczucie winy (jak ostatnio) to przekręcić to można na pozytywną emocję, bo to raczej coś, czego wcześniej nie doświadczałeś w takiej skali, jak teraz - mylę się może? Czy nie? Myślę teraz trochę za bardzo abstrakcyjnie i nie wiem, czy rozumiesz, o co mi chodzi. W każdym razie jesteś na pewno postacią bardzo złożoną i dość skomplikowaną, Ameryki nie odkryłam.
Rozmawiać mogę, problemu nie ma, ale nie lubię się droczyć. Łatwo raczej zorientować się, że nie mam czegoś takiego jak poczucie humoru.
Dobrze chyba radzę sobie z hamowaniem wściekłości, gniewu czy choćby irytacji, bo musiałem dusić je w sobie od zawsze i ta umiejętność mi pozostała. Jakiś wewnętrzny żal czy smutek też był, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, czym było to uczucie. Z tymi pozytywnymi jest już znacznie gorzej, więc chyba racja.
N, hah, mnie tak samo! I jeszcze ludzie się dziwią, że czasami prawa fizyki nie są zachowane. No błagam.
OdpowiedzUsuńA widziałam te zdjęcie (błogosławiony instagram). Nikt mi nie wmówi, że ten gość wygląda na swoje 50 (51? Nie pamiętam) lat.
Jak sobie przypomnę o co chciałam zapytać, to się zgłoszę.
James, droczenie nie musi mieć wspólnego mianownika z poczuciem humoru. W sprawie umierania świadomie droczyć się nie zamierzam, zapewniam.
Zdziwię cię, bo masz. Potrafisz rozśmieszyć i nawet o tym nie wiesz.
Z perspektywy kogoś, kto dusił w sobie wściekłość bardzo długo (no nie tak długo jak ty, ale dwa lata w warunkach normalnego życia to całkiem sporo, nie?), mogę powiedzieć, że to nie ma najmniejszego sensu. I nie mówię tego, bo studiuję co studiuję. Tymczasowe hamowanie ok, ale ściskanie wszystkiego w środku powoduje, że w końcu dojdzie do wybuchu, kiedy przestanie się mieć miejsce na całą tę "żółć". A kiedyś zabraknie go na pewno i konsekwencje będą znacznie gorsze aniżeli wtedy, kiedy systematycznie i na bieżąco pozbywa się tego wszystkiego, co ciśnie się gdzieś w środku i chce wyjść. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak by wyglądał twój taki wybuch.
Jeśli jesteś dumny, niezależny, pewny siebie (nie w sensie patologicznym), czerpiesz z czegoś inspirację, potrafisz być wdzięczny, potrafisz zachować spokój, jeśli istnieje coś albo ktoś, co/kto może dać ci chociaż krztę radości, to nie jest z tymi pozytywami tak źle, jak mogłoby się wydawać, a jestem pewna, że niektóre z tych wymienionych emocji posiadasz.
Tak na marginesie: kiedy zacząłeś odkrywać czym są uczucia?