13 maja 2015

Astrid Löfgren

N, hah, mnie tak samo! I jeszcze ludzie się dziwią, że czasami prawa fizyki nie są zachowane. No błagam.
A widziałam te zdjęcie (błogosławiony instagram). Nikt mi nie wmówi, że ten gość wygląda na swoje 50 (51? Nie pamiętam) lat.
Jak sobie przypomnę o co chciałam zapytać, to się zgłoszę.
Sprawdziłam, że stuknie mu 52 i na usta ciśnie mi się tylko: jak?
I przykro mi Buckyś, ale jeśli miałabym wybrać swojego ulubionego sierżanta Barnesa to byłby nim sierżant Leo Barnes <3
James, droczenie nie musi mieć wspólnego mianownika z poczuciem humoru. W sprawie umierania świadomie droczyć się nie zamierzam, zapewniam.
Zdziwię cię, bo masz. Potrafisz rozśmieszyć i nawet o tym nie wiesz.
Z perspektywy kogoś, kto dusił w sobie wściekłość bardzo długo (no nie tak długo jak ty, ale dwa lata w warunkach normalnego życia to całkiem sporo, nie?), mogę powiedzieć, że to nie ma najmniejszego sensu. I nie mówię tego, bo studiuję co studiuję. Tymczasowe hamowanie ok, ale ściskanie wszystkiego w środku powoduje, że w końcu dojdzie do wybuchu, kiedy przestanie się mieć miejsce na całą tę "żółć". A kiedyś zabraknie go na pewno i konsekwencje będą znacznie gorsze aniżeli wtedy, kiedy systematycznie i na bieżąco pozbywa się tego wszystkiego, co ciśnie się gdzieś w środku i chce wyjść. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak by wyglądał twój taki wybuch.
Jeśli jesteś dumny, niezależny, pewny siebie (nie w sensie patologicznym), czerpiesz z czegoś inspirację, potrafisz być wdzięczny, potrafisz zachować spokój, jeśli istnieje coś albo ktoś, co/kto może dać ci chociaż krztę radości, to nie jest z tymi pozytywami tak źle, jak mogłoby się wydawać, a jestem pewna, że niektóre z tych wymienionych emocji posiadasz.
Tak na marginesie: kiedy zacząłeś odkrywać czym są uczucia?
Skoro nie robię tego świadomie to chyba jednak go nie mam, nie?
Musiałem dusić w sobie to wszystko, bo nie miałem innego wyboru. Wściekłość to emocja, emocja to człowieczeństwo, oznaki człowieczeństwa to błędy, które trzeba było zlikwidować. Teraz mogę wpaść w szał i coś rozwalić, ale już tego nie potrzebuję. Już jako Zimowy Żołnierz potrafiłem skupić się na własnym oddechu czy biciu serca, by powstrzymać atak furii, a teraz mogłem to udoskonalić. Nadal nie jestem mistrzem zen, ale robię postępy. 
Nie potrafię podać konkretnego momentu, bo to nie było tak, że pewnego dnia się obudziłem i zacząłem rozumieć wszystko, co dzieje się wokół mnie. Łapałem się na tym, że coraz bardziej wszystko rozumiem, a niektóre rzeczy stają się coraz bardziej zrozumiałe. Działo się to stopniowo, choć pewnie było kilka przełomów, które pchnęły wszystko do przodu. 

1 komentarz:

  1. N, portugalska krew :D Leo Barnes, cóż za zbieżność.

    James, aleś ty czepliwy. To, że coś jest nieświadome nie znaczy, że tego nie ma.
    Duszenie w tamtych czasach całkiem zrozumiałe. Jeśli oddech ci obecnie pomaga, to szacuneczek. Mnie to nigdy nie przekonywało.
    Zapytam inaczej: to było zanim wyrwałeś się od Hydry, czy po?
    Przełomy, czyli że jakie?

    OdpowiedzUsuń