Hej N :D Jak się domyślam Capa 3 już oglądałaś. Jestem bardzo ciekawa jak wrażenia :)
Ja czuję niedosyt, o ile to nie jest rozczarowanie. Miałam nadzieję, że fabuła skupi się jednak na ustawie i na konflikcie między drużynami, a tutaj jedna walka i po wszystkim. To jednak był wątek drugoplanowy i bardzo nieprzemyślany. Pozostałe wątki bardzo przewidywalne. Motywy Czarnej Pantery, to że zostanie poruszony temat zabójstwa Howarda i Marii, a już najbardziej to mnie zawiodły motywy Zemo. Po raz kolejny ten sam wątek wałkowany w kółko i w kółko. I tak oto był konflikt, ale nie o ustawę, ale o Bucka i to mnie zawiodło. Czekałam na mocny film z wieloma zwrotami akcji. Do tego Steve zapałał uczuciem (jakże niespodziewanym) do Sharon. Czy tylko ja miałam wrażenie, że zwrócił na nią uwagę, jak się dowiedział, że jest spokrewniona z Peggy? Facet nawet nie wie jak babka ma na imię, przez dwa lata się nią nie interesował, a tu nagle bum i jest miłość. Strasznie naciągane to było. No cóż... może oczekiwania były zbyt duże, ale czego można się było spodziewać po Zimowym Żołnierzu? Podsumowując: za dużo wątków (niepotrzebny wątek innych Zimowych), bardzo przewidywalny i naciągany. Dobry początek filmu i w sumie tyle mogę powiedzieć. Z każdą kolejną minutą było tylko gorzej. I czy tylko mi było szkoda Tony'ego na końcu? :(
Ale są też plusy. Pan Stan nie wyglądał tak źle jako wersja pusz up. Coraz bardziej lubię niektórych bohaterów, a niektórych coraz mniej ^^. I Buckowi odpadła ręka :D
A no i Bucky został zamrożony, a normalnie gada? Możesz wyjaśnić?
/Osobiście jestem tym filmem rozczarowana, bo spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Zmarnowany potencjał wielu postaci (np. Sharon czy Rossa), momentami dziurawa fabuła i wiele fabularnych nonsensów. W mojej ocenie nadal jest to film całkiem dobry, na pewno lepszy od AoU, ale jednocześnie o wiele gorszy od CA:WS.
/Wątek ze "szwadronem śmierci" skopany całkowicie. Widać, że jest to przeniesiony do MCU Projekt Zephyr (z którego pochodzi m.in. Leo), ale skopali ten wątek.A mogli pokazać, że komory są puste i wykorzystać Uśpionych w jakiś inny sposób.
/Przez większość filmu czułam, że oglądam "Avengers 3", a momentami wręcz IM4, nie zwieńczenie trylogii Capa. Za mało Kapitana w filmie o Kapitanie, a kiedy już się pojawiał, niemal nieustannie miał kamienną twarz, a jego emocje trzeba było wyczytywać pomiędzy wierszami. Gdzie się podział ten świetny Rogers z CA:WS? Gdzie głębia tej postaci? Czemu nie zaznaczono dlaczego Bucky jest tak bardzo ważny dla Steve'a, że on jest gotów oddać za niego życie? Byłam na filmie z kimś, kto nie zna MCU zbyt dobrze i zwyczajnie nie rozumiał, czemu Steve zachowuje się (cytuje teraz) "niemal obsesyjnie na jego punkcie".
/A podział w Avengers? Jaki to tak naprawdę podział, skoro wszyscy żyją i mają się dobrze, a Steve już wyciąga rękę w stronę Tony'ego?
/Ale za to Zemo wypadł lepiej niż się spodziewałam, Pantera był boski, Natashy nie trzeba było oglądać zbyt często, Sam wymiatał, Clint był kanoniczny jak nigdy, Karpov był takim sukinsynem, jakim być powinien (chociaż wiele to nie zrobił). Pan Stan dał popis paczenia, trzeba mu to przyznać, ale i tak przyćmił go RDJ.
/Scena po napisach - co to w ogóle miało niby być? Bucky przez cały film zachowuje się dobrze (czasem niemal o wiele zbyt dobrze i normalnie), uśmiecha się, żartuje, jego programowanie ponownie udało się złamać, a ten zamiast próbować się jakoś leczyć (w końcu jest w Wakandzie, do diaska!), pakuje się znowu do komory? I co, to ma go jakoś cudowanie uleczyć? Odroczenie problemu i tyle. I jeszcze ta piosenka podczas napisów - "Left Hand Free". Bardzo zabawne, ha ha.
/Jeśli chodzi o bloga i Bucky'ego - całkowicie zignorowałam scenę po napisach i od tego momentu blog staje się już zupełnym AU, bez usilnego łącznia się z MCU i wątkami z "Agentów...".
Film jest dobry, ale nie tak dobry jak większość oczekiwała, niestety. Będąc w kinie czułam się jakbym była na drugiej części AoU. Fajnie, że nawiązują do poprzednich części, bo inaczej nie miałoby to żadnego sensu, ale co drugie zdanie słyszeć o Sokowii to lekka przesada :/
OdpowiedzUsuńCo do Steve'a to się zgodzę. Po WS bardzo go polubiłam i ta sympatia utrzymała się nawet po AoU, a teraz Rogers znów spadł w rankingach i to daleko, a ja naprawdę nie chciałam już więcej wspominać tego spiętego Steve'a z TFA, a tym bardziej przygłupa jakiego z niego zrobili w pierwszych Avengersach -_-
W ogóle zastanawiam się o co był ten podział. O ustawę, czy o sprawę z Bucky'm? Rozumiem, że Tony, Wdowa i Vision walczyli w swojej sprawie, bo umowę podpisali, ale Pajączek został zwerbowany tylko dlatego, by wzmocnić oddział. Nic do tej sprawy nie miał i ona go nie dotyczyła. Chciał się wykazać, więc przystąpił na propozycję Tony'ego. Nie wiadomo jaką podjąłby decyzję, gdyby trochę bardziej zorientował się w sprawie. Tak samo Pantera. Ustawa nie za bardzo go interesowała. Chciał tylko się zemścić i tyle, a kiedy prawda wyszła na jaw, zmienił strony :/
Co do drużyny Capa to już w ogóle jakiś odlot. Mam wrażenie, że oni w ogóle zapomnieli o ustawie, a Cap zwerbował ludzi w zupełnie innej sprawie, jaką był Bucky, jego niewinność i inni Zimowi Żołnierze. Na pewno nie stworzył drużyny, by byli dla niego poparciem w sprawie ustawy i by walczyć o swoje racje w tej kwestii. Clint stwierdził, że rezygnuje i ustawy nie podpisał, ale nagle mu się odwidziało, bo Cap potrzebuje pomocy. Trochę słaby argument jak na to by zostawić żonę i dzieci, tym bardziej, że wiedział ile ryzykuje. Scott to już w ogóle wpakował się w coś, nie mają o niczym pojęcia... po raz kolejny zresztą. Ich zadaniem było asekurować Capa i Bucka, żeby mogli odlecieć tam gdzie mają lecieć i powstrzymać resztę Zimowych.
Nie tego się spodziewałam po Civil War, o ile ten film w ogóle powinien się tak nazywać :/ Brakowało mi tej walki ideologii, tego jak każda drużyna chce udowodnić swoją rację, ile są gotowi poświęcić, by postawić na swoim i do czego mogą się posunąć. Idąc do kina miałam nadzieję, że zobaczę mroczniejszą stronę Capa oraz reszty załogi, a potem przebudzenie i świadomość tego do czego się dopuścili. W CW dochodziło do rozpadów rodzin, wieloletnich przyjaźni, wielu na tym bardzo dużo straciło. Przed seansem wiele czytałam o komiksowej wojnie, a teraz widzę, że to był błąd, bo ustawa i wojna drużyn to raczej wątek poboczny, a może i nawet epizodyczny.
UsuńSzkoda Rodney'a, dostał w głupi sposób, bo Vision zapałał głębszym uczuciem do Wandy, która go posłała kilka kilometrów w głąb :/ Walczyli tak jakby im się nie chciało.
Jeśli chcieli zrobić film, jak Steve biega za Bucky'm i chce go oczyścić z zarzutów mogli go zrobić. Skupić się na Rogersie, jego uczuciach i przyjaźni między panami, co by też pozwalało rozszerzyć wątek Rumlowa i Sharon. Bardzo chętnie poszłabym na taki film i byłoby to odpowiednie zakończenie trylogii. Mogli darować sobie wątek z Civil War, który i tak zjechali na całej linii i pozostawić go na kolejną część Avengersów, chociażby za dwa lata. Więcej bohaterów, ciekawsze wątki, więcej możliwości na wciągającą, nie spłaszczoną historię, bo na Infinity War można jeszcze poczekać.
Jak dla mnie to Sharon w ogóle w filmie mogło nie być, zbędna postać, tak samo zresztą, jak w Zimowym Żołnierzu, a skoro już ją wcisnęli, mogli jakoś jeszcze uwiarygodnić. Przecież ona i Steve się w ogóle nie znali, a tu nagle bum i big love. Brakowało mi takiej typowej historii miłosnej jaką mieli Steve i Peggy. No i jeszcze chemii pomiędzy aktorami też brakowało :/ Wielkim rozczarowaniem był dla mnie Crossbones. Nie popisał się zbytnio :/ Mogli wykorzystać jego potencjał. Minusem też jest Pająk, który strasznie irytował i błagałam, by w końcu ktoś go uciszył. Prawie się udało Falconowi, więc ma u mnie ogromnego plusa. Jeden żartowniś (czyli Scott) w takim filmie by wystarczył, a przez ten podrzędny humor i gimnazjalne odzywki Pająka czułam się, jak na Avengersach.
Film ma też swoje plusy i jest ich nawet sporo. Dobrze pokazali Clinta. Pomimo powodu, dlaczego wziął udział w pojedynku, to ukazali go naprawdę dobrze. Więcej takiego Clinta w filmach. Kolejny plus to zdecydowanie Antek. Spodobał mi się już w swoim solowym filmie, ale teraz był jeszcze lepszy. Zabawny człowiek, ale nie w denerwujący sposób. Szkoda mi go było, jak go do więzienia wpakowali (po raz kolejny :/). Czy on w ogóle wiedział dlaczego? Ktoś go o tym poinformował? I Tony... Mój ukochany Tony. Najbardziej to mi jego szkoda w tym filmie. Facet na wyrzuty sumienia, baba nie chce go widzieć, drużyna się od niego odwróciła, najlepszy kumpel o mało nie zszedł z tego świata, a jeszcze na własne oczy widział śmierć rodziców. Nie dziwię się jego reakcji. Był w szoku i to było wręcz naturalne. Ale dobrze, że Steve go powstrzymał, bo prędzej czy później Tony by się opamiętał i zrozumiał co zrobił, bo jak na to nie patrzeć to Bucky jest niewinny. Ale nie podobało mi się w jaki sposób to zrobił. Scena gdy wbił tarczę w reaktor była przerażająca i to nie w pozytywnym sensie. Do tego Tony był nadzwyczaj poważny, spokojny, a to nowość, że nie rzucał na lewo i prawo swoimi żarcikami. Miło go było takiego oglądać. Do tego jak najdłużej się dało starał się, rotować sytuację i robił wszystko, by nikt na tym nie ucierpiał, był skłonny do negocjacji nawet w sprawie Bucka (do pewnego momentu), ale Steve robił wszystko, by go nie zamknęli i po co? Po to, żeby Bucky na własne życzenie znów wszedł do lodówki. Chyba tego już nie mam siły komentować. I Falcon... Coraz bardziej go uwielbiam, równy facet i podobały mi się jego sceny z Bucky'm. Do tego genialny Avengers, sprawdza się w swojej roli z tymi dronami. Jego też mi było szkoda, miał wyrzuty sumienia, a on tak naprawdę najmniej zawinił.
Czarna Pantera wymiatał. I chyba już nic więcej mówić nie muszę. Dobre wprowadzenie bohatera :D I Wdowy było mniej niż się zapowiadało. To też jest plus, bo nie wypadła najlepiej. Była nijaka, nawet nie denerwująca i ironiczna, po prostu nijaka. A jej cała "zdrada". No dobra, zatrzymała Panterę, ale jak ona niby miała zatrzymać dwóch super żołnierzy? Ktoś o tym pomyślał? Naciągane to trochę. Gdyby szpiegowała dla Steve'a i wszystkich wodziła za nosy, to jest zdrada, a to to jest nic w porównaniu do tego na co ją stać. I tak w ogóle to co się z nią stało? Jak nigdy wyparowała dość wcześnie :D Zemo był dobry jako ten zły (chyba rozumiesz ;)), ale szkoda, że taki motyw. Żeby nie było, że jestem bez serca, to faceta rozumiem, stracił rodzinę, całe swoje życie, a Avengersom za to nic i się wkurzył, ale ten motyw jest już zbyt oklepany. Niech go powielają w kryminałach lub thrillerach, a nie w Marvelu. Po wyjściu z kina miałam wrażenie, że już gdzieś to było. Wielka sprawa, zagadka, a tu nagle zemsta i nagle mnie olśniło, Lewiatan, Peggy i zemsta na Howardzie. Jeszcze bardziej poczułam się rozczarowana. Sam wątek nastawienia ich przeciwko sobie bardzo dobry, ale motyw już nie. Mogliby się wysilić na coś bardziej oryginalnego :/ I dlaczego prawie wszyscy wypadli świetnie, a Steve nie?
UsuńFilm jako film był dobry. Początek niesamowity. Szczególnie pierwsza scena. Gdy tylko zobaczyłam datę, aż mnie ciarki przeszły, a pod nosem mamrotałam "tylko nie to, tylko nie to". Pomimo tego, że śmierci Howarda nie chciałam widzieć, to jednak te sceny były niesamowite. Akurat jego jednego musieli uśmiercić na śmierć :/ I zresztą cała pierwsza część filmu bardzo mi się podobała, byłam zachwycona, tylko potem coś zaczęło się psuć i niestety z sali wyszłam zniesmaczona, a szkoda. Mógł być naprawdę niesamowity film. Zmarnowali potencjał :/
I co rozumiesz przez "Pan Stan dał popis paczenia, trzeba mu to przyznać, ale i tak przyćmił go RDJ."? Wyjaśnij proszę :)
Się rozpisałam... Przepraszam N, nie chciałam :(
Usuń