Odpowiedź na komentarze pod postem: klik
/Zacznę od końca - pisząc "Pan Stan dał popis paczenia, trzeba mu to przyznać, ale i tak przyćmił go RDJ.", miałam na myśli to, że choć pan Stan znowu pokazał, że świetnie potrafi grać spojrzeniem (co od dawna nazywam po prostu "paczeniem", podłapałam to chyba od Astrid), RDJ przyćmiewał go w ich wspólnych scenach. W końcówce wystarczyło jedno jego spojrzenie, by zrozumieć wszystkie te emocje, które targały Tony'm. Downey przypomniał wreszcie, dlaczego jest tak świetnym Tony'm i co ważne - przestał wreszcie grać Starka z automatu, co można było zobaczyć w poprzednich filmach, gdzie wydawał się być niemal znudzony rolą.
/I mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, że znowu przekleję fragment swojej wypowiedzi, ale pisałam o tym już tyle razy i na tyle sposobów, że już nie wiem, jak miałabym to obrać w inne słowa. A więc: Osobiście spotkałam się z opiniami, że Natasha została w tym filmie schrzaniona (i nie ukrywam, że mnie one ucieszyły), ponieważ nie tylko była nijaka i prowadzona w kiepski sposób (Śmieszy mnie to, że to ona miałaby powstrzymać dwóch super-żołnierz, bo ciekawe w jaki to niby sposób? Nie dałaby rady jednemu z nich, a co dopiero dwójce.), ale też pojechała wręcz kwintesencją zdrady i to nie raz. Stark dobrze jej wygarnął, bo gdyby nie ona, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Steve zachowywał się nie lepiej - Stark wyciągnął do niego rękę, chciał mu pomóc, chciał chronić Bucky'ego w granicach narzuconych przez prawo, ale Cap cały czas odrzucał te przyjazne gesty. I dla mnie to on jest odpowiedzialny za eskalację konfliktu. W tym filmie Steve przeszedł niemałą przemianę i momentami miałam wrażenie, że ten człowiek tylko pozuje na takiego dobrego za jakiego się go uważało, że próbuje ukryć i usprawiedliwić czysto egoistyczne pobudki pod płaszczykiem niezszarganej opinii, że naprawdę jest w stanie zabić Starka. Poza tym, wymawiając posłuszeństwo ONZ stawia samego siebie ponad prawem. Właściwie mówi "Avengers mogą robić co im się podoba, przekraczać wszelkie granice i nie ponosić odpowiedzialności za swoje pomyłki, bo ja tak mówię."
I yep, po filmie jestem jeszcze bardziej #TeamIM niż przedtem i moja miłość do Bucky'ego zdecydowanie tego nie zmienia. Zwłaszcza, że Bucky z CW nieszczególnie mi się podobał i im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem na nie. Ratował go głównie pan Stan, który swoją grą dopowiadał to, na co zabrakło miejsca w scenariuszu.
/Za to wręcz odwrotnie jest w przypadku Zemo. Im dłużej o nim myślę, tym bardziej mi się podoba. To jest człowiek, którego można zrozumieć i któremu niemal można było kibicować. Zemo nie był kolejnym antagonistą, który szukał chaosu i władzy nad światem, a raczej antybohaterem szukającym zemsty na tych, przez których stracił bliskich, a którzy nie ponieśli za to żadnych konsekwencji. Tylko szkoda, że nazwano go Zemo, bo ze swoim komiksowym odpowiednikiem nie ma nic wspólnego.
/A jeśli chodzi o Sharon - mam wrażenie, że Marvel miał na nią jakiś pomysł, ale ostatecznie z niego zrezygnował i wyciął połowę scen. Bo gdzie stój Sharon z promo artów? Gdzie jej broń? Gdzie jej walka z Natashą? Gdzie jej wyjście na kawę ze Steve'm? Gdzie ta jej zapowiadana "bassowość"?
/I co tu dużo mówić - nie spodziewałam się, że będę musiała to powiedzieć, ale jestem strasznie zawiedziona CW i niemal żałuję, że poszłam na ten film do kina. Strasznie się rozczarowałam, bo zdecydowanie nie tego oczekiwałam po filmie mającym w podtytule "Civil War".
O Boże. Po twojej wypowiedzi mi ulżyło. Serio. Sądziłam, że tylko ja mam takie zdanie, ale cieszę się, że tak nie jest. Wczoraj pierwsze co zrobiłam to przeszukałam internet co do opinii o CW i choć natknęłam się na negatywne to pozytywnych było znacznie więcej, aż zaczęłam twierdzić, że coś ze mną jest nie tak. Nawet po AoU wyszłam z kina zadowolona, bo co by nie powiedzieć o drugiej części mi ona przypadła do gustu bardziej niż pierwsza. Nawet IM3 za pierwszym razem (choć oglądałam na laptopie) był fajny, potem w przypadku obu filmów cała otoczka "wspaniałości" znikła, ale po wczorajszym seansie naprawdę byłam zawiedziona.
OdpowiedzUsuńI choć lubię całą drużynę Capa, poszczególnych członków mniej lub bardziej, to od samego początku byłam za Tony'm bo to Tony, a ja mam do niego słabość i do aktora też, ale po filmie jestem po jego stronie nie tylko, że IM i że RDJ, ale dlatego, że Stark w filmie był naprawdę w porządku, a w oczach wielu, był po prostu tym złym, a chciał dobrze dla wszystkich.
A zachowanie Steve'a opisałaś tak, jakbyś siedziała mi w głowie. Jestem rozczarowana jego postacią i to bardzo :( To nie ten Steve z WS i nie ten Steve na którego czekałam. Co do Bucky'ego to mam takie odczucie jak przy Thorze w AoU, był ale coś brakowało, przemknął przez ekran, nie pozostawiając za wiele, z tą różnicą, że Bucka lubię, a Thora trochę mniej :D
I jeśli Tony ma być tak prowadzony do końca pracy pana Downey'a z Marvelem to jak najbardziej za. Tylko obawiam się, że w końcu spotka go ten sam los co Steve'a :/
Co do paczenia się zgodzę. Stan ma do tego niesamowity talent, a role dramatyczne to jego majstersztyk, nie ma co, popisał się. Jednak Robert bije całą obsadę na głowę moim zdaniem. Aż miło było na niego patrzeć. IM mi się już znudził i chciałam w końcu zobaczyć go w nowej roli, ale jeśli ma grać takiego Starka to niech gra jak najdłużej, ja mogę poczekać :D
I jak twoim zdaniem go odmłodzili? Wypadł lepiej od Natashy w AoU w wersji o prawie 30 lat młodszej o.o Zastanawiam się, czy nie użyli do tego jakiś starych nagrań Juniora i nie stworzyli go komputerowo. Znając dzisiejszą technologię, czego nie :)