N, a później Bucky przeczytałby książkę o sobie, na którą nie wyraził nawet zgody, i co wtedy? Zrobiłam się jak Bucky bardziej niż myślę, więc już nie liczę na żaden optymizm w kwestii ochrony barmanów.
Gdyby wygłaszał mowy o zajebistości Ameryki na spotkaniu mojej rodziny to jeszcze pół biedy. Znacznie większą krzywdę wyrządziłby sobie, gdyby zaczął zachwycać się nad wspaniałością Mateczki Rasiji. Tak, biedny.
Mam takie nieodparte wrażenie już od jakiegoś czasu, że odpuszcza. Obserwuje, dopytuje, okej, ale co dalej? Jakby stał w miejscu, jakby mu wciąż coś umykało. Może to tylko wrażenie, bo jak mówisz – wszystkiego nie da się pokazać na raz.
Łączę się z nim w bólu.
/Wystarczyłoby po pijaku podsunąć mu jakiś druczek, twierdząc, że chce się autograf, a zgoda pisemna już by była. Poza tym, spokojnie można by spisać jego życiorys, pozmieniać imiona i miejsca, i wydać to jako książkę. Z odpowiednim piórem mógłby wyjść z tego całkiem niezły horror.
/W takim razie wystarczyłoby pilnować, by na rodzinne spotkanie nie przytargał ze sobą Bucky'ego. Wtedy można by uniknąć zachwytów nad wspaniałość rosyjskiej wódki kultury.
/Steve będzie miał nieco do powiedzenia na ten temat w następnej notce, więc może to nieco rozjaśni sytuację, a przynajmniej mam taką nadzieję.
/Tylko mu tego nie mów, bo jeszcze się biedny zapowietrzy, tak będzie zaprzeczał, że wszystko jest przecież okej.
Steve, są też ludzie, którzy potrafią oddzielić problemy własne od cudzych i tymi cudzymi nie przejmują się bardziej niż to konieczne.
Zacząłeś trochę powątpiewać, że to wszystko się wreszcie kiedyś skończy?
/Tak, wiem, w końcu wielu ludzi pracuje w taki sposób. Jednak naprawdę nie czuję potrzeby, by zajmować im czas, który mogą poświęcić komuś, kto bardziej tego potrzebuje. Udało nam się już nawet znaleźć kilku sprawdzonych lekarzy, ale Bucky odrzuca ich na starcie, zanim nawet zdążę pokazać mu ich karty.
/Cóż, kiedyś na pewno się skończy. Tylko pytanie kiedy i w jaki sposób.
Bucky, a najlepiej to przeczekaj.
Uważasz, że nic?
/Fakt. Gdybym skoczył, nie byliby zbyt szczęśliwi. Dopiero co poskładali mi nogi, nie mogę znów ich połamać. To byłoby niewdzięczne.
/No tak, ja tam uważam, że wszystko jest dobrze. Dlaczego miałoby nie być?
N, no to ktoś musiałby się naczekać na podpis. Upicie Bucky’ego nie zajęłoby przecież kilkunastu minut. Że też jeszcze nikt tego nie spisał i nie wydał w formie innej niż komiksy.
OdpowiedzUsuńWierzysz, że by go nie przytargał? Złudna nadzieja. Bucky musiałby być naprawdę w poważnej niedyspozycji.
Jeśli mówisz, że masz nadzieję, to wiem, że się wyjaśni.
Spokojna głowa, nie powiem. Ale jak mnie zdenerwuje, to powiem i niech się zapowietrza.
Steve, no i to jest właśnie dość błędne podejście. Tak to będziecie do usranej śmierci, za przeproszeniem, wybierać lekarza. A Bucky się cieszy, bo zyskuje tym czas. Tylko chyba nie wie, że jednocześnie go traci.
Bucky, miło, że o tym pomyślałeś.
Bo u ciebie „tak” znaczy „nie”, „dobrze” znaczy „źle”?