#1 N, a gdyby zaczął opowiadać swoje żale? Barmani by nie wytrzymywali i odchodzili, a nowi nie zdążaliby nawet do niego dotrzeć, bo już musieliby odejść.
Babć i ciotek może ideał, ale gdyby dziadkowie i wujkowie dowiedzieli się o jego nazi-zapędach, ustawiłaby się kolejka, bo każdy chciałby mu sprzedać kulkę w łeb, a przynajmniej sierpowego, i to nic, że ich kości byłyby przez to pogruchotane. Zresztą babcie i ciotki też mogłyby się wpychać w kolejkę. Steve’a należałoby więc traktować jak skarb i trzymać w ukryciu.
#2 Steve zbyt szybko i łatwo odpuszcza, nie lubię go za to. Przecież Bucky ma wypisane na czole, jak bardzo źle z nim jest. Sam zresztą też wydaje się taki... Nie wiem, nadto pobłażliwy? Dystans dystansem, zrozumienie zrozumieniem, ale zaczyna dramatycznie brakować im stanowczości.
I zdecydowanie nie lubię faktu, że Bucky zaczyna tracić pamięć.
/Gdyby zaczął opowiadać swoje żale, jakiś student (np. dziennikarstwa) czy początkujący pisarz dorabiający w barze mógłby na tym skorzystać! I wszyscy byliby szczęśliwy. Trochę optymizmu, nie bądź jak Bucky!
/W sumie fakt. Nawet nie chodzi o jego nazi-zapędy, ale jakby na rodzinnym zlocie, wśród dziadków i wujków zaczął wygłaszać jedną ze swoich przemów)wiesz - God Bless America i te sprawy), też mógłby się narazić. Biedny Stevie.
/A kto powiedział, że Steve odpuszcza? Jego ostatnią ukazaną w tekście reakcją jest dopytanie czy wszystko jest w porządku i zorientowanie się, że coś jest nie tak. Jest podejrzliwy, ale zarówno on, jak i Sam wiedzą, że ciągnięcie za język w przypadku Bucky'ego nic nie da, bo i tak niczego im nie powie. Może to raczej wywołać efekt odwrotny od zamierzonego, bo - jak sama się pewnie zorientowałaś - Bucky wiele rzeczy odbiera jako atak na jego osobę. Trzeba mieć inne podejście, trochę uśpić czujność skubańca. Ale pokazanie wszystkiego w notce byłoby zbyt piękne i zbyt proste, to nie taki blog :P
/Mogę ci zagwarantować, że Bucky nie lubi tego faktu jeszcze bardziej.
Steve, jeśli prościej ci mówić o ciężkich sprawach w ten sposób, to dlaczego chcesz to ograniczać?
Może więc warto przestać wypatrywać końca?
/Prościej jest mi o nich mówić, ale to nie oznacza, że ktoś chce o nich słuchać. Ludzie mają własne problemy, nie muszę dokładać im własnych.
/Nie wypatruję końca samego w sobie. Chcę znaleźć chociaż jakiś drogowskaz, wskazówkę, która wskazałaby nam do niego drogę, zamiast prowadzić nas w kolejny ślepy zaułek. Chociaż coś. Coś, co choć podniosłoby morale.
Bucky, sorry, już tak mam, że zawsze zwrócę uwagę, ale na twoje szczęście nie zawsze to głośno powiem. To, że widelec to widelec.
A ty jesteś szybszy, więc mógłbyś wziąć krótki rozbieg i w coś walnąć. Efekt może byłby podobny do ciosu Steve’a.
I chyba zacznę cię błagać na kolanach, żebyś w końcu komuś powiedział, co się z tobą dzieje.
/Jeśli wziąłbym rozbieg i w coś walnął - na przykład w tę... no, w ścianę, najpewniej skończyłbym z głową po drugiej stronie. Więc dzięki, ale nie. Już wolę skądś skoczyć. Rozbieg się przyda.
/Mam powiedzieć, co się ze mną dzieje? A co się dzieje?
N, a później Bucky przeczytałby książkę o sobie, na którą nie wyraził nawet zgody, i co wtedy? Zrobiłam się jak Bucky bardziej niż myślę, więc już nie liczę na żaden optymizm w kwestii ochrony barmanów.
OdpowiedzUsuńGdyby wygłaszał mowy o zajebistości Ameryki na spotkaniu mojej rodziny to jeszcze pół biedy. Znacznie większą krzywdę wyrządziłby sobie, gdyby zaczął zachwycać się nad wspaniałością Mateczki Rasiji. Tak, biedny.
Mam takie nieodparte wrażenie już od jakiegoś czasu, że odpuszcza. Obserwuje, dopytuje, okej, ale co dalej? Jakby stał w miejscu, jakby mu wciąż coś umykało. Może to tylko wrażenie, bo jak mówisz – wszystkiego nie da się pokazać na raz.
Łączę się z nim w bólu.
Steve, są też ludzie, którzy potrafią oddzielić problemy własne od cudzych i tymi cudzymi nie przejmują się bardziej niż to konieczne.
Zacząłeś trochę powątpiewać, że to wszystko się wreszcie kiedyś skończy?
Bucky, a najlepiej to przeczekaj.
Uważasz, że nic?