5 czerwca 2017

Stucky notka

N: Jak mówi tytuł - stucky notka, czyli nadszedł czas na comiesięczny tydzień Stucky.

***
Bucky lubił wakacje. Sęk w tym, że nieczęsto miał okazje, by się na nie wybrać.
Tak naprawdę, ciężko było mu przypomnieć sobie ostatni urlop, na którym naprawdę udało mu się zrelaksować, na którym wszystko poszło zgodnie z planem, i które nie zostały przerwane w połowie telefonem informującym ich o tym, że świat się wali. Później okazywało się, że sytuacja nie była aż tak straszna, i że w sumie można by poradzić sobie i bez nich, ale i tak wracali przez myśl, że co, jeśli by odmówili, a okazałoby się, że jednak byli niezbędni? Łatwiej było jednak zrezygnować z wakacji, niż żyć ze świadomością, że byli niemal współwinni tragedii.

Dlatego nie był jakoś szczególnie optymistycznie nastawiony, do obiecanek Steve’a, że tym razem będzie inaczej. Że tym razem o wszystko zadbał, że załatwił wszystko. Jakiś ciężko było mu w to uwierzyć, jednak  starał się wykrzesać z siebie wystarczające pokłady optymizmu, by nie urazić Steve’a. Tego nie chciał, broń Boże. Było po prostu odrobinę… sceptycznie nastawiony do tego planu.
Dlatego pozwolił się Steve’owi spakować – nie mógł w końcu wiedzieć, czy ma pakować zimowe swetry, buty do wspinaczki czy krem na opalanie… – wepchnąć do samochodu – niemal siłą wypchnięty za drzwi przez te niewdzięczne potworki, których wychowaniu poświęcił życie okraszone potem, łzami i plamami na ulubionej kanapie… – i wywieźć na lotnisko.

I w sumie powinien spodziewać się tego, gdzie wylądują.

— Steve, tak szczerze… — zaczął, kiedy dotarli już na miejsce, a on sam przechodził się po drewnianym tarasie otaczającym domek, w którym się zatrzymali. Był mały, drewniany, zbudowany na sporym podwyższeniu, widocznie stylizowany na rozpoznawalne, tubylcze chatki. — Wywiozłeś mnie tutaj, żeby gapić się na mój tyłek w obcisłych kąpielówkach, co?

— Raczej liczyłem na to, że bez nich — zażartował w odpowiedzi, stając w drzwiach. Jednym barkiem wsparł się o framugę. — Długo szukałem takiego miejsca, jak to. W pobliżu mili nie powinno być nikogo.

Bucky uniósł brew.

— To raczej nie oferta jakiegoś hotelu — stwierdził, obracając się tak, by móc patrzeć na Steve’a, opierając się przy tym biodrami o drewnianą barierkę. Choć obawiał się wesprzeć o nią tak naprawdę. Mogła nie wytrzymać jego wagi. — Jak to załatwiłeś i gdzie mnie wywiozłeś, huh?

— Zaczynając od końca – nie mogę ci powiedzieć, żebyś mi nie uciekł. O reszcie nie mogę powiedzieć. To moja słodka tajemnica. — Mrugnął do niego.
Bucky przewrócił oczami.

— Steve, nie jesteśmy już dziećmi. Dawaj, powiedz mi.

— Przykro mi, nie mogę. To tajemnica, co poradzę? — Wzruszył ramionami. — Chyba, że…

— Chyba, że…?

Steve udawał, że przez chwilę się nad tym zastanawia, zanim machnął jednak ręką i powiedział:

— Nie, nie mogę ci powiedzieć. — Pokręcił głową. — To tajemnica.

— Steve… — jęknął niemal cierpiętniczo. — Znowu się na mnie mścisz?

Steve uśmiechnął najszerzej, jak potrafił, odpychając się od framugi, żeby wrócić do środka.
Bucky łatwo mógł się więc zorientować, że ma nieco racji. Dlatego krzyknął za nim:

— Może być jednak i bez nich, jeśli wtedy mi powiesz! — Zanim odbił się od barierki i ruszył za nim.

***

1 komentarz:

  1. Hahahaha to musiała być piękna scena jak dzieciaki Bucky'ego wypchnęły xD kotów nie ma - myszy harcują i coś czuję że tyczy sie to i dzieciaków i rodziców xD
    Steve tak śmiało proponuje chodzenie i pływanie bez kąpielowek? On się dobrze czuje? Nie za długo był na słońcu? :p

    S: Powiedziałeś mu?
    B: Karma wróciła, co?

    OdpowiedzUsuń