Właśnie, Natasha, wszyscy znamy tę historię o "nawróceniu", ale skoro już sama byłaś na jej miejscu, to co ci szkodzi okazać jej trochę współczucia? Korona by ci nie spadła, czyż nie? No chyba że dziewczyny nie chcesz pocieszać, tylko zwyczajnie masz zamiar nie okazywać żadnych uczuć, żeby ją czegoś o świecie nauczyć?
Ależ ja okazuję pewne współczucie, bo wiem jak to jest stracić ostatnią bliską sercu osobę. Nie oznacza to jednak tego, że od razu zacznę jej w pełni ufać, bo byłoby to nierozsądne. Steve to Steve, pomógłby każdemu, choćby miał przy tym zginąć. Ja taka nie jestem i wolę trzymać rękę na pulsie.
Każdy powinien nauczyć się tego, że czasem trzeba spakować słabości do pudełka i schować je głęboko do szafy. Takie jest już życie.
Zgadzam się, Yelena. Do niedawna sama miałam kota i wiem, że to naprawdę niezwykle wyrozumiałe stworzenia, powiedziałabym nawet, że z tymi swoimi fochami bardzo przypominają nas, kobiety :)
I może taka forma terapii rzeczywiście jest efektywna? Oczywiście, zakładając, że któryś kocur łaskawie zechce ci pomóc. ;) A czemu ty je tak lubisz? W dzieciństwie raczej nie było ci dane się cieszyć zwierzątkiem, z tego co wiem.
Znam jednego faceta, który potrafi strzelić bardziej dramatycznego i pełnego dąsów focha niż niejedna babka. Ma też dziwne upodobanie do dachów i potrafi zasnąć w niemal każdym miejscu. Jeśli oczywiście w ogóle to zrobi. Za to nie ma niestety kociego wyrozumienia i uroku.
Może i nie miałam kota w dzieciństwie, ale chciałam mieć. Podobała mi się ich niezależność, chodzenie własnymi ścieżkami, sposób bycia- ta odwaga i zaciętość, a także to, ze niemal zawsze spadają na cztery łapy. Psy łatwo wytresować i ułożyć pod swoją komendę, z kotami jest o wiele trudniej. To chyba tego im zazdrościłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz