N, nie mogę się nadziwić, że tak to wszystko wygląda. Przecież z Sharon było tyle możliwości, tyle pomysłów można było wykorzystać, ale nie, bo po co. Wniosek jest taki, że w MCU jest wyraźny problem z rozwijaniem postaci kobiecych, czy to o romanse chodzi, czy o motywacje, i kończy się tym, że znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, jak gdyby nigdy nic.
Nie no, Stevie to oczywista oczywistość, o tajemniczych nieznajomych chodzi. Chłopak by nie miał życia, sama bym się o to postarała.
/Spójrz na taką Natashę - Russo już w dwóch swoich filmach gdzieś ją na zakończenie wysłali i nie wiadomo gdzie i po co poszła. W WS było to jeszcze jakoś wyjaśnione i na zakończenie filmu, a w CW zniknęła gdzieś w połowie i tyle o niej słyszeliśmy.
/W sumie zrozumiałe. Tak się Buckyś przed Steviem zapierał, a tu patrzcie państwo, Amor spłatał mu psikusa. Ale nie kuś mnie, bo naprawdę zacznę brać ten pomysł na poważnie, wszak Bucky'ego gnębić uwielbiam na wiele sposobów.
Steve, czyli nie ma szans, żeby wziął pod uwagę wszystkie okoliczności? Liczy się jedynie sam fakt, że przeciwstawiliście się władzy?
Bucky pomaga wam w tym jakoś? W końcu ma jakieś tam szczątki informacji, ale może nie chcieć się nimi dzielić. Nigdy z nim nic nie wiadomo.
/Dla Rossa liczy się głównie fakt, że przeciwstawiłem się jego władzy. Jest to coś, czego nie potrafi puścić w niepamięć. Prędzej obsesyjnie się tego uczepi i wykona kontratak, gdy tylko dostanie na to szansę.
/Buck mówi, że nie zna tego od tej strony i chyba nie ma powodu, by mu nie wierzyć. Może wyjaśnić T'Challi działanie programowania, przynajmniej na tyle, na ile jest w stanie, ale to tak naprawdę niewiele. Ale dzięki temu mamy chociaż coś.
Bucky, nie mam ochoty się domyślać. Równie dobrze mogłoby być „Bardzo chcę, marzę o tym, ale się boję i wiem, że kiedyś wreszcie będę musiał się przełamać”. I co by było, gdyby w moich domysłach tak to brzmiało? Znowu byś się rzucił, że sobie wymyślam nieistniejące rzeczy. Nie, nigdy więcej.
Pamiętasz, co chciałeś wtedy zrobić, gdzie lecieć?
A ty zawsze chcesz wszystko sam. Wyrównało się. Spróbowaliście się dogadać odnośnie pomocy? W sensie takim, żeby jasno określić, w czym rzeczywiście ta pomoc jest ci potrzebna, a w czym nie, i tego się trzymać.
I wtedy jest chujowo, ale ostatecznie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, nie?
/Będziesz mi to wypominać? Jestem grzeczny, tak? Nie rzucam się, nie jestem wredny... no, jakoś szczególnie, ale chociaż się staram, więc weź skup się na tym, co?
/Nie było żadnego konkretnego rozkazu, który kazałby mi gdzieś lecieć. Miałem po prostu... narobić szumu i zwrócić uwagę na siebie. Cóż, raczej się udało.
/Nie, nie dogadaliśmy się, bo nie widzę takiej potrzeby. Nie chcę jego pomocy, dość się już napomagał. I tak, chcę wszystko sam.
/Akurat z tym "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" mógłbym się spierać.
N, Natasha taka trochę tajemnicza jest, więc może jej znikanie ma budować wizerunek czy coś. Ale racja, to niemal to samo.
OdpowiedzUsuńOj tam, na takie gnębienie by nie narzekał, nie oszukujmy się. Byłby raczej zachwycony. Oczywiście dopiero po fali szoku, niedowierzania i obrzydzenia, że się zadurzył w przyjacielu.
Steve, więc ewentualne spotkanie twarzą w twarz prędzej skończyłoby się czyjąś śmiercią, skoro on nie chce odpuścić i ty też nie, niż załagodzeniem sytuacji?
W jaki sposób T'Challa próbuje te programowanie poznać?
Bucky, nie, nie będę. I nie zmuszam cię, żebyś był grzeczny, nie rzucał się i nie był wredny. To twoja dobra wola, a mi już wszystko jedno.
A Steve'a zaatakowałeś tym helikopterem, bo...?
Tak to właśnie jest, jak się dwa uparte osły spikną.
No też bym się spierała, ale ciii, nie psujmy pocieszającej puenty.