N, i Bucky będzie przy tobie czuwać dzień i noc <3 Później wspaniała rodzinka, ale też inne dramaty typu porwania i takie tam.
Senność ma prawo relaksować tylko i wyłącznie na wykładach.
Największy mankament filmowej Wdowy to jej idealność pod każdym względem. Makijaż wiecznie idealny, włos jakby pod toną lakieru, ciuchy się czasem ubrudzą, wiadomo, a krwi nie uświadczysz zbyt dużo, bo wiecznie jej wszystko wychodzi, mimo że nie ma wiele podstaw, by być tak idealną. Pepper to się należy jakaś nagroda. Nie wiem co by było, gdyby nie ona.
/Rodzinna sielanka z Bucky'm? Mam dziwne przeczucie, że po jakimś czasie wyskoczyłabym z okna albo popadła w alkoholizm. Nie jestem Steve'm, by być w stanie to znieść. Chociaż nie, chwila, przecież po spotkaniu swojej prawdziwej, jedynej miłości Bucky zawsze normalnieje i staje się wzorowym obywatelem. Więc byłaby sielanka.
/No ba, ona nawet po straceniu "pół litra, może litra krwi" wciąż wyglądała jak pani Scarlett ściągnięta z okładki. Włosy idealne (I nawet nie zaczęły się kręcić mimo wilgoci! Też chcę taką prostownicę,), makijaż idealny, dekolt i obcasy są obowiązkowe. Do tego szkolenie na Wdowę ukończyła zapewne w wieku 18-19 lat (na młodszą nie wyglądała), a w IM2 miała już lat 26 i od co najmniej kilku lat musiała pracować dla SHIELD, skoro Fury jej tak ufał. Więc ile podziałała jako ta straszna, ponoć legendarna Wdowa? Rok? Dwa lata? Trzy? Chyba, że przypisują jej "osiągnięcia" innych adeptek Red Roomu, wtedy ta opinia ma jakiś sens. Dlatego o wiele bardziej wolę taką Sif, która jest najlepszą wojowniczką Asgardu, a ponosiła na ekranie porażki, była brudna i poobijana. I dzięki temu jest bardziej prawdziwa. Jessica Jones także. Bo skoro Steve - super-żołnierz na ekranie zbiera baty, stęka z bólu, chodzi brudny, poobijany i pokrwawiony, a stojąca obok niego Wdowa wygląda idealnie, choć mierzy się z tymi samymi przeciwnikami, to coś tu jest nie tak i trudno mi traktować taką postać poważnie.
+ Dopiero niedawno odkryłam tę fuzję i cierpię z powodu tego, że jest to tam mało popularne AU. Winter opętany przez demona szukającego zemsty na winnych mógłby być materiałem na naprawdę dobrego ff. Zwłaszcza post-CA:WS!Bucky sprzedający duszę diabłu, by znaleźć odkupienie lub coś w ten deseń.
Steve, to urocze. Czerwienisz się, brakuje ci słów, te sprawy? Słodkie! Chyba i tak byś mu później wybaczył.
Dokładnie te sprawy. Mieszkałem obok Sharon... przepraszam - obok Kate, przez półtorej roku, z czego przez pierwszy rok udało mi się wypowiedzieć do niej kilka pełnych zdań, nie przerywanych zająknięciami i długimi "emm...", kiedy nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, by coś przekazać. A fakt, że odmawiała za każdym razem, kiedy próbowałem ją gdzieś zaprosić, nie pomagał. Chociaż w pewnym sensie pomógł, bo dał mi motywację do wzięcia się w garść.
Bucky, no raczej słowa znasz. Chyba że za każdym razem twoje pismo wygląda inaczej, to może być problem.Możemy przestać rozmawiać o moim pochrzanionym piśmie? Już wolę cholerne pieski preriowe czy coś.
A co miało wyjść?
N, no widzisz? Widzisz? Sprawiłabyś, że Bucky całkowicie by się odmienił, wyzdrowiał, a do tego robiłby ci śniadanie do łóżka i przygotowywał kąpiele z płatkami róż. Taki romantyk.
OdpowiedzUsuńZ ust mi to wyjęłaś. Może to pani Scarlett maczała palce w przeidealizowanym wizerunku Wdowy? Nie chciała brudzić rączek czy coś.
Pod warunkiem, że takie ff wychodziłoby spod doskonałych palców, bo to chyba ten rodzaj pomysłu, który łatwo spieprzyć. Aż ci chyba zarzucę wyzwanie :P
Steve, wiesz, to i tak było lepsze niż bezsensowny słowotok albo nachalne uczepienie się i nie dawanie spokoju. A tak w ogóle to chyba nie przeszkadza ci ta metrykalna różnica wieku ani pokrewieństwo Sharon i Peggy, nie?
Bucky, nie możemy, bo mi się bardzo temat spodobał. Nawet myślę, że chciałabym spróbować coś rozczytać. I się pytam, co miało wyjść?
No a tak w ogóle to zawodzę się ostatnio na pieskach. Znalazłam za to delfiny i wróciłam do surykatek. To masz dla mnie tę kanapę i świeczkę z surykatką?