4 października 2016

Astrid Löfgren

N, a po co ostrzegać? Trzeba trochę skomplikować sobie życie. Bo przecież jest za mało skomplikowane. I okej, nie uwierzyłabym, gdybyś mi tego nie pokazała. Steve… coś ty ćpał?
Oho, no to będzie ciekawie. 
/No tak, bycie poszukiwanym zbiegiem, który zadaje się z grupą byłych przestępców (z których jeden współpracował z SHIELD, co ukrywa i o czym wie tylko Bucky) i ukrywa fragment Kosmicznej Kostki, który przybrał postać czterolatki, jest dla Bucky'ego za mało hardcorowe. On potrzebuje więcej. Musi mieć duszę masochisty, innego wyjaśnienia nie ma. Ale jak Steve spierze mu tyłek, znów będzie płacz.
Steve, dlaczego nie może być jego biologicznym synem? Może. Skoro zamrażali i rozmrażali Bucky’ego, to ze spermą też by sobie poradzili. Zola był przecież geniuszem i mimo że te pięździesiąt-sześćdziesiąt lat temu proces krioprezerwacji dopiero wkradał się do medycznych łask, on mógł mieć już to opanowane. No i skąd pewność, że jest zwykłym dzieckiem? 
/Zola był geniuszem, to niezaprzeczalny fakt, jednak czy zdecydowałby się użyć swoich genów, by stworzyć sobie królika doświadczalnego? Nie dowiemy się tego, póki Maria nie prześle mi wyników testów, o co ją prosiłem. Póki co, nic nie wskazuje też na to, by jego DNA w jakimkolwiek stopniu różniło się od ludzkiego. Moje czy Bucky'ego różnią się znacząco. 
Bucky, chyba wolę nie wiedzieć, jak wyglądały kiedyś.
Poważnie, bo teoretycznie to dziecko w przyszłości mogłoby stać się podobne do ciebie na przykład. Przejść podobne piekło. I jako dorosły mógłby nie mieć takiego Steve’a, który by o niego zawalczył. A tak może będzie skazany na SHIELD. Niemniej rozumiem twoje stanowisko. 
/Źle. Moja dziecięca trauma. Ale to chyba nie opowiadaniem o niej miałem poprawić ci humor?
/Okej, to już podpada pod granie na emocjach. Ale to rozumiem. Tylko co, jeśli ten dzieciak w przyszłości wyrośnie na drugiego Zolę, bo ma to w genach? A jeśli nie, a ja i tak bym go w nim widział i nie potrafił pokochać i w końcu byśmy się wzajemnie znienawidzili?

1 komentarz:

  1. N, bo to Steve. Steve piorący mu tyłek rani jego serduszko (i tyłek) za każdym razem, jak bardzo masochistyczne by nie było. A potem pociesza. I na tym Bucky'emu zależy.

    Steve, jeśli traktowałby swoje potomstwo jako przedmiot doświadczalny, a do tego prowadziłby baaardzo szerokie badania nad dziedzicznością inteligencji to myślę, że nie miałby nic przeciwko. No ale na razie to dobre wiadomości o tym DNA.

    Bucky, no nie.
    Absolutnie nie bierz tego, co mówię, jako przekonywanie przez „granie emocjami” do wzięcia dziecka pod opiekę. Żeby nie było. Nie wyrósłby na drugiego Zolę. Inteligencję może miałby w jakimś stopniu podobną, ale nie poglądy. No chyba, że coś by się zadziało, że postanowiłby w końcu zostać nazistą, ale to też raczej nie przez geny. I myślę, że mimo wszystko byś malca pokochał. Może raczej, że są na to spore szanse. Ale nie ma sensu się zmuszać, bo i ty byłbyś nieszczęśliwy, i Steve, a już najbardziej ten chłopczyk.

    OdpowiedzUsuń