3 kwietnia 2015

#1 Bucky

N: Nie wiem czy jutro będę mieć dostęp do neta, więc wrzucam dziś :)
***


04.04.15
Wpis 1

Nie wiem od czego miałbym zacząć.
 Drogi dzienniczku? To zbyt infantylne pieprzyć to 
 Pisać miałem zacząć już kilka dni temu, ale nadal uważam to za głupotę. Ale dobra, skoro i tak mam tracić czas, można potraktować to poważnie.
 Ta, więc; nie ma co liczyć na to, by to coś trzymało się kupy
 Za czasów zimnej wojny istniała pewna teoria. W jej założeniu pojedynczy agent w odpowiednim miejscu i czasie... i ze stosownymi umiejętnościami byłby bardziej skuteczny aniżeli cała armia*. Ktoś działający w cieniu, cicho zmieniający historię. Duch.

 Czasem budzę się w środku nocy i czuję się, jak na chwilę przed hibernacją. Nie wiem, co ma się  za chwilę wydarzyć, ale niesamowicie się boję. Coś zimnego pełznie mi wzdłuż kręgosłupa i próbuje wydrzeć wspomnienia z najdalszych zakamarków mojego umysłu. Coś każe mi się skupić.
 Wiem, że to skutki uboczne. Pamiętam choler Fennhoffa, a jeszcze lepiej wszystko, co próbował mi wmówić- że to wszytko wina Steve'a, że gdyby pozwolił mi wrócić do domu, do niczego by nie doszło, że to przez niego straciłem rękę i niemal umarłem, że byłem dla niego bezwartościowy, niechciany, że naprawdę znaczyłem coś tylko wtedy, gdy trafiłem w ręce Zoli.
 A najgorszym wspomnieniem był moment, w którym się poddałem i przestałem z tym walczyć- moment, w którym dotarło do mnie, że tym razem Steve już mi nie pomoże, bo jest mart- już go nie ma. To sprawiło, że tęskniłem za nim jeszcze bardziej, bardziej niż myślałem, że w ogóle mogę. To on wiązał mnie z realnym światem, utrzymywał na powierzchni... Co pozostało mi bez tego? Nic.**
 Powiedziano mi o tym może tygodnie, może miesiące po pogrzebie- nie wiem, straciłem wtedy jakiekolwiek poczucie czasu. Zresztą, jak mieć je w celi bez okien? Potem już nie wiedziałem, kim jest facet, który czasem pojawiał się w mojej głowie, ale nie potrafiłem pozbyć się myśli, że ten ktoś gardziłby tym, czym się stałem i co robiłem. 
 Może Sam ma rację, może rzeczywiście nie byłem wtedy sobą? Ale, cholera, pamiętam niemal wszystko z tego życia- budzenie się w chłodni, bycie programowanym, wysyłanie na misje, krzesło, Pamiętam, jak załatwiało się sprawy- pośredników, sygnały, kody, bazy w miejscach, których nikt by nie podejrzewał. To czas sprzed Zimowego Żołnierza jest dla mnie bardziej obcy- to zwykły zlepek wyrwanych z całości elementów, których nie jestem w stanie skleić w całość.

 Pranie mózgu miało pewien haczyk; prawdziwy "ty" nadal tkwił gdzieś tam w środku. To jak... bycie pasażerem na gapę we własnym umyśle, własnym ciele. Jakaś mała część twojego "ja" jest ciągle świadoma, obserwuje wszystko i nieustannie stara się uwolnić, ale zawsze przegrywa. Raz za razem, nieustannie.

 Tak mi się przynajmniej wydawało. Teraz wiem, że nie miałem racji.
 Dziś mija 365 dzień bez Hydry- pieprzny rok i nadal nie potrafię w to uwierzyć. Można by zapytać -czymże jest rok, gdy postawimy go przeciw dekadom? Nie jestem filozofem, nie zamierzam tego roztrząsać. Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam, ale dla mnie jest czymś kurewsko wielkim. Zupełnie nowym etapem, który sprawił, że mogę nazwać się człowiekiem i powiedzieć, że nazywam się James Barnes i zrobię wszystko by kiedyś być znów z tego dumnym.

Buc- 
J. B. Barnes

***
Jutro jest równy rok od premiery CA:WS w USA, więc właśnie tą datę uznałam za tą, w której dzieje się fabuła filmu :)
Wykorzystałam w notce dwa cytaty "prawdziwego" Bucky'ego:
*Bucky Barnes, TWS #1 ** Bucky Barnes, CA v.6 #23

1 komentarz:

  1. Ostatnim zdaniem mnie kupiłeś, Barnes, oj kupiłeś.
    To trochę tak, jakby ktoś albo coś zostawiło ci otwartą furtkę, może nieświadomie. Furtkę, która prowadzi do tego "dawnego" ja. Furtkę, przez którą mogą wrócić wspomnienia, albo przez którą ty możesz przejść i wyciągnąć ręce po przeszłość. To naprawdę zaskakujące, że tak wiele pamiętasz. Widocznie metody tych... nie powiem kogo, nie były tak doskonałe, jak mogłyby się wydawać. W sumie to, że wiele pamiętasz, najbardziej chyba świadczy o tym, jak silnym jesteś człowiekiem, serio.
    Mam nadzieję, że tym razem się nie poddasz i że będziesz walczył. O siebie przede wszystkim.
    Gratuluję ci tego roku. Po prostu.

    OdpowiedzUsuń