N, napisałem "próbę" mojego nowego opowiadania. Czy mogę Ci to podesłać? Jest tego mało, ale jedno Cię ucieszy, występuje już Barnes. :)Na maila, tak? Jeśli można to chętnie :)
Winniego nigdy za wiele ^^ Polski fandom i tak cierpi na jego niedobór.
Bucky, co robisz, gdy wszystko wokół Ciebie staje się takie... złe. A to zło Cię atakuje?
Wojna sama w sobie jest zła, prawda?Ciągle próbuje znajdować jakieś pozytywne strony i wierzyć, że to wszystko dobrze się skończy. Staram się nie dać temu złu przejąć kontroli. Pociąganie za spust stało się znacznie prostsze niż było, ale i tak nie mogę przestać modlić się o wybaczenie każdego wieczoru.
Hmm... masz tu, odpisz co sądzisz na blogu. Dobrze?
OdpowiedzUsuńTe cholerne stwory przyglądały się jej. Nie potrafiły opuścić Christine. To dlatego przez większość dni nie spała, bo istoty nie dawały snu, jakiego pragnęła. Ponieważ uważały, że była jedną z nich.
Poczuła się jak idiotka.
Usiadła na łóżku i stała się jednością z ciemnością.
Nie miała wyjścia. Przecież to była tylko wina Chris.
- Cześć, Chris – rozległ się głos za kobietą. Z wielką niechęcią obejrzała się za siebie.
- Już wstałeś, James? Gdzie twoje nogi spiszą o czwartej nad ranem? – zdziwiła się. Fakt. Nikt za zwyczaj o tej godzinie wstaje.
A on nadal stał w drzwiach. Kobieta oderwała się zza dziennika i podeszła do Buckyego Barnesa.
Stał przed nią w „ładnym nie ładzie”. Lekkim zarostem oraz poszarpanymi włosami.
Panował półmrok.
- Przyszedłem do ciebie – odparł z lekkim uśmiechem.
Christine parsknęła. Niezwykły progres w naszej relacji, Bucky, pomyślała.
- Tyle lat już się znamy, a ty dopiero o mnie pomyślałeś. Mam ci… - przełknęła ślinę, przeniosła wzrok na podłogę, a po chwili znów spojrzała w oczy Jamesa. – podziękować?
Czuła łzy w oczach. Nie miała pojęcia jak się zachować. Tak. Pierwszy raz.
- Jesteś uwięziona w swoim bólu gorzej niż zwykle…
- A to ty nie lepszy, co? – Chris skrzyżowała ręce na piersi, głupi. Głupi żołnierzyk się wymądrzał.
- Ja przynajmniej z kimś rozmawiam, od czasu do czasu, w przeciwieństwie do ciebie.
Zapanowała cisza.
Barnes otarł swoją metalową dłonią twarz.
- Jest coraz gorzej? Te rodziny nie dają ci spokoju?
Ups.
Trafiłeś. Brawo.
Nogi się ugięły pod Chris. Oparła się o ścianę, nie mogła w pewien sposób słuchać tych słów.
- Coś im jest. One po prostu… nasilają się, Bucky – głos kobiety drżał, tak samo jak ręce, które wplotły się w rude włosy Christine. – Jednak dlaczego ja narzekam? Przecież jestem Banshee. A dla takich jak ja to normalne.
Jednak minęło 155 lat, a ja nadal sobie tego nie uświadomiłam.