30 marca 2016

Mexx

Ava: A co sądzisz o Bucky'm w sensie wyglądu? Co prawda nie powinno oceniać się ludzi po wyglądzie, ale to nie znaczy, że nie można czerpać przyjemności z patrzenia :D
/Nie jest źle. Patrzenie na niego nie boli, jest całkiem niebrzydki, ma fajne oczy. Nie można zaprzeczyć, że jest obecnie najlepiej wyglądającym facetem... W swoim roczniku.

Astrid Löfgren

N, słowiańska solidarność. Hm, zastanówmy się i spróbujmy znaleźć racjonalny powód. Jedyny, jaki mi przychodzi do głowy to taki, że oswajali dziewczęta z "językiem wroga". Tak, wiem, głupi.
I zbyt idealny w nieidealnym świecie i własnym życiorysie.
Z tego co pamiętam, to AA było jakby trochę mniej dynamiczne i czasem mniej ciekawe. Jak obejrzałam klip do trzeciego odcinka, to się trochę zdziwiłam, nie powiem, bo fajnie się zapowiada.
/Należałoby jeszcze dodać, że ta wizja została przywołana przez dziewczynę, która pochodziła z europy wschodniej, z byłego blogu wschodniego, z kraju, w którym widać było komunistyczne pomniki, więc pewnie rosyjski był jej bliższy od angielskiego. Ale czego ja oczekuję? Tam każdy nordycki bóg i każdy kosmita mówi płynnym angielskim. I za to pochwała należy się "Daredevilowi", gdzie słychać jednak też inne języki. 
/Cóż, gdyby był taki idealny, nie dorobiłby się takiego życiorysu :P
/AA momentami bywa strasznie infantylne i bardziej żenujące niż zabawne. Ale trzeba jednak przyznać, że coraz rzadziej, bo z każdym sezonem poziom idzie jednak w górę.

/I, o mój boru, Bucky wygląda tak bardzo źle - klik, klik. Jak ofiara nadużywania botoksu.
Ava, z tym to już mi chodziło bardziej ogólnie - sorry za pominięcie tego faktu. A opowiedział ci coś o sobie?
Oprócz umysłowej kontroli masz jakieś alternatywy panowania nad nimi?
/Coś tam powiedział. Biografii to bym co prawda z tego nie poskładała, bo ciężko połączyć wyrwane z kontekstu fakty i fragmenty jakiś większych historii, ale niektóre z nich są naprawdę ciekawe.
/Kiedy jeszcze siedziałam w SHIELD, potrafiłam używać mocy tylko za pomocą rąk, więc kazano mi nosić specjalne rękawice, które mogły to blokować. Tylko, że z czasem zaczęło się to rozrastać i teraz mogę robić to za pomocą całego ciała. Ale rękawice i swój floret, który została pode mnie dostosowany, nadal mam, bo lepsze to niż nic.
James, zapewne na błędzie się nie nauczyłeś i już następnej zimy radośnie zrobiłeś to samo. O ile nie chwilę po wyzdrowieniu. Całkiem spore ziarno.
No wiadomo. Chyba kręgosłup i głowę, żeby robić za warzywko, nie?
Popraw mnie, jeśli źle zrozumiałam: nie dręczy cię sumienie za ludzi, na których otrzymywałeś rozkaz, czy to w woju, czy w Hydrze. Tak?
Zdarzyło się jakoś niedawno, że jednak zrezygnowałeś? Starcia twarzą w twarz prowokujesz, czy po prostu tak czasem się dzieje, z zaskoczenia, że tak powiem?
Te twoje "wcale" mówi wszystko. Nie zmuszam, nic nie musisz.
/Wcale, że nie. Na pewien czas całkowicie rzuciłem palenie. Głównie dlatego, że zwyczajnie nie było mnie na nie stać, bo przez chorobę byłem mocno w plecy z funduszami, ale nie paliłem, więc się liczy.
/Mam wymieniać po kolei wszystkie nerwy, które trzeba sobie uszkodzić, by doznać paraliżu, a które, by doznać porażenia? To jakiś egzamin, czy co? Wystarczy wiedzieć, że to nie są fajne stany, i że lepiej postarać się przy popełnianiu samobójstwa, by zabić się na dobre. Koniec tematu sposobów na pójście na tamten świat? Tak? Świetnie, bo jeszcze znowu się zachęcę, by spróbować.
/Ta, coś w tym stylu. Na użeraniu się z wyrzutami sumienia daleko nie zajdę, więc po co mi to? Mogę się pomodlić za tych ludzi - przynajmniej za niektórych, mogę być przerażony tym wszystkim - czasem naprawdę potrafi to w człowieka uderzyć, mogę zarzucać sobie naprawdę wiele, ale w gruncie rzeczy to w większości ich wina, nie moja, prawda? To ich powinno dręczyć sumienie, nie mnie. 
/Ostatnio jakoś nie miałem za bardzo... chęci do tego, by skreślić kogoś z listy, więc nie było za bardzo okazji do rezygnacji, ale raz mi się zdarzyło. Stwierdziłem, że jeśli strzeliłbym do celu, kiedy przebywał z rodziną to albo musiałbym zająć się też całą resztą, albo zabić go na oczach jego dzieciarni, więc stwierdziłem, że dobra, mogę zrobić to innym razem.
Wolę jednak unikać starć twarzą w twarz, jeśli jest to możliwe. Jeśli nie jest, staram się skończyć to tak szybko, jak się da. A zazwyczaj się dość szybko, bo oni zwyczajnie nie są wstanie tak naprawdę mnie uszkodzić.

29 marca 2016

Astrid Löfgren

N, chyba nie oglądałam AoU z dubbingiem, już nawet nie pamiętam - brawo ja - więc wierzę ci na słowo, że akurat to wypadło dobrze. Dziwiłabym się mocno, gdyby dubbing nie miał nic wspólnego z rosyjskim brzmieniem. Zresztą - ten sam problem był w CA:TWS.
Dowód na to, że za wady też można lubić.
Dawno temu oglądam AA, o EMH już nie wspominając, więc chyba czas zabrać się do nich od nowa. 
/Tak, akurat to wypadło dobrze, bo Polacy nie dość, że dodali rosyjski akcent Madame B. to jeszcze przetłumaczyli "again" na rosyjski, nie polski. I tutaj mam ochotę zadać pewne pytanie - dlaczego wizja Rosjanki, z czasów jej szkolenia przez Rosjan w Rosji, toczyła się po angielsku :P?
/Gdyby nie miał wad, byłby zwyczajnie płaski i nieciekawy. A w jego przypadku są to jeszcze akurat takie wady, które można lubić.
/EMH miało okropną kreskę, ale za to fabularnie biło jednak AA na głowę.
Ava, to, co przemilczasz jest tym, czego nigdy w życiu nie wyjawisz?
"Jonizowanie metali" brzmi jak czarna magia. Jest jakaś umiejętność, którą szczególnie lubisz, i jakaś inna, której nie lubisz, czy raczej wszystkie traktujesz na jednakowym poziomie?
/Nie wszystko. Jakoś nie czuję potrzeby mówić mu zupełnie wszystkiego, bo i po co? Rzeczy, które akurat są nieistotne, mogę zachować dla siebie. Tym bardziej, że z niego też nie jest wylewny gość, a jakoś nie bardzo widzi mi się taka jednostronna otwartość. 
/W sumie to nic ciekawego, wszystko sprowadza się do zmiany elektronu w jon dodatni albo ujemny, czy jakoś tak. Ale "jonizacja metali" brzmi jednak krócej. I bardziej bajerancko. 
Większość wspomnień związanych z tymi umiejętnościami czy zdolnościami - jak zwał, tak zwał, nie należy jednak do zbyt przyjemnych, i jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad tym, którą z nich lubię najbardziej. Każda ma raczej plusy i minusy. Takie rażenie prądem chociażby - bardzo przydatne, ale czasem wymyka mi się z pod kontroli. Czasem też przypadkowo niszczę jakieś urządzenia. Szczególnie często zdarzało się to przy telefonach. Co, nie ukrywam, bywa jednak frustrujące.
James, problem wielu palaczy: ubrać się czy jednak "a tam, to tylko kilka minutek, nic się nie stanie".
Można też po prostu skoczyć na głowę. Jak dla mnie to żadna z metod nie jest prostsza od tej drugiej.
Zgubiłam się. Mówisz o rozkazach w Hydrze czy na wojnie też?
Nawet ta przerażająca liczba nie jest w stanie chociaż trochę cię pohamować? Ani chęć przestania, wręcz potrzeba jakiejś zmiany? Nic, kompletnie nic?
Dzięki za wyjaśnienie, nie wiedziałam. Skoro zacząłeś, to chyba jest w tym jakiś pierwiastek ważności, a że poprzestałeś na "nieważne", to może uciekasz.
/A żebyś wiedziała, że dokładnie tak było. Okazało się jednak, że zeszło mi trochę dłużej, niż przypuszczałem. I było znacznie zimniej, niż się wydawało. Ale hej, jednak nie umarłem, więc nie ma tego złego. Choć nie można zaprzeczyć, że w powiedzeniu palenie może zabić, jest jednak ziarno prawdy.
/Jeśli skaczesz na główkę, jest jednak całkiem spore prawdopodobieństwo, że się nie zabijesz, a tylko połamiesz sobie kręgosłup i do końca życia będziesz robić za warzywko. A to raczej gorsze od śmierci.
/Rozkazy to rozkazy. Kiedy na wojnie mówią ci, że masz iść i zabijać ludzi - idziesz i zabijasz ludzi. W imię wolności, ojczyzny i innych wielkich słów. Kiedy w Hydrze mówią ci, że masz iść i zabijać ludzi - idziesz i zabijasz ludzi. W imię rozkazu i jakiś bzdur obranych w wielkie słowa. 
/Zależy od sytuacji. Kiedy sam dobieram sobie cel, przygotowuję się do tego i czekam na odpowiednią okazję - wtedy jeszcze mogę zmienić zdanie i nie naciskać na spust. Z kolei jeśli dochodzi do starcia twarzą w twarz, to czasem... ym, miewam tak, że pstryczek w głowie się przełącza i ten mniej milusi ja chwyta za stery. Wtedy nie ma zmiłuj, nie ma hamulców, zapewnienia, że więcej tego nie zrobię jakoś tracą na znaczeniu, a ważne jest tylko to, by żaden z przeciwników nie miał więcej szansy wstać. Wtedy liczą się tylko resztki dawnego programowania, nie kolejne liczby, które dopiszę do listy. Nie cierpię tych momentów, nienawidzę czuć się jak pasażer na gapę we własnym ciele i dlatego staram się unikać takich starć jak tylko mogę.
/A nie możemy poprzestać na "nieważne"? Muszę się tłumaczyć? Jakoś nie mam ochoty. I wcale nie uciekam.

Mexx

N: 1) Ulubione fandomy? 2) Ulubiony rodzaj fan fiction? 3) Najbardziej znienawidzony rodzaj ff? 4) Dwa ulubione ff i dlaczego? 5) Dwa ff, które przyprawiły cię o ból głowy/ zniesmaczenie i dlaczego? 6) OC - tak czy nie? Dlaczego? 7) Jaki ff chciałabyś przeczytać, ale nigdy się na niego nie natknęłaś? 
1) Zbyt dużo tego nie ma - Marvel, Vikings, OUaT,
2) Cóż, taki choć trochę kanoniczny :P? A tak poważnie to ciężko mi powiedzieć. Lubię ff z rodzaju tych rozważających co by było gdyby (np. gdyby Cora nie porzuciła Zeleny), lubię te, które kontynuują fabułę danej książki/filmu (np. co działo się z Lagerthą i Bjornem przez te pięć lat, gdy nastąpił przeskok czasowy) , lubię łatki, które wyjaśniają pewne nieścisłości (np. co robił Clint, gdy upadało SHIELD).
3) Wszelkiej maści PWP, slashów ze sztywnym podziałem ról na to całe seme i uke, Omegaverse, bezsensownych pairingów. 
4) Pierwszym będzie zdecydowanie "The man on the bridge" - Tony jest tak kanoniczny, że Whedon mógłby się uczyć, a Stucky jest przedstawione w tak nienachalny i tak "aww" sposób, że urzekło mnie jak żadne inne.
Drugie? Tu będzie już chyba trochę trudniej, ale "And I Am Always with You". Za przedstawienie całego procesu Bucky-Winter Soldier-James, a także za to, że Steve wreszcie naprawdę zatańczył z Peggy.
5) Tutaj mam tylko jednego kandydata - II wojna światowa, Auschwitz, bliźniacy z Tokio Hotel (gdzie jeden to Hauptscharfuehrer, a drugi to polak-więzień obozu, który biega z długimi włosami) jeden to radośnie uprawiający gej seksy. To jest... Nope.
6) W zdecydowanej większości jestem na nie. Najgłębiej siedzę w fandomie Marvela i uważam, że zdecydowanie nie potrzebuje on OC. Marvel ma tyle postaci, że wystarczy wejść na pierwszą z brzegu wikię i tam będzie można znaleźć bohatera idealnego dla siebie, a do tego kanonicznego. Osobiście używam tylko takich postaci (z jednym, jedynym wyjątkiem - Isayevem, którego skleiłam z kilku różnych postaci, bo tak było po prostu łatwiej) i czasem aż nie wiem, kogo wykorzystać, bo tak wielki jest wybór (a przecież całkowicie odrzuciłam mutantów!). Problemem OC jest także to, że zazwyczaj są one kreowane na postaci, które są jak najbardziej naj we wszystkim - mają najpotężniejsze zdolności, są super piękne, inteligentne (czego często w sposobie wypowiedzi i zachowaniu tak naprawdę nie widać), przebojowe, itd. itp. Na pierwszy rzut oka w Marvelu niby roi się od tego typu bohaterów, ale przy bliższym spojrzeniu można wyłapać ich wady i problemy. 
7) Nie mam pojęcia, naprawdę. Chętnie przeczytałabym ff, które pokazywałoby, co sprawiło, że tak piękna, waleczna i dumna kobieta jak Lagertha wyszła za Sigvarda, który traktował ją tak... no, jak ją traktował. Czy kierowała nią tylko troska o syna i o to, by zapewnić mu jak najlepszy byt, czy było w tym coś jeszcze? Czy Sigvard zachowywał się tak od samego początku? Niestety, nie do końca zostało to rozwinięte w serialu.

Mexx

Och, no tak, faux pas z mojej strony.
I muszę przyznać, że uwielbiam tego Bucky’ego. Jest zdecydowanie inny od reszty, taki dość nieszablonowy. W większości ff robi za love interest dla Steve albo jakieś autorskiej bohaterki, zachowuje się jakby nic mu się nigdy nie stało albo wręcz przeciwnie, zachowuje się jak dziecko które za chwile ktoś będzie musiał przewinąć :/ A ten tutaj kręcił się koło pięknej kobiety, już sądziłam, że wątku romansowego nie da się uniknąć, a tu zonk, nic takiego nie będzie miało miejsca, Bucky woli iść na barierkę xD
Podpiszę się, a co: Mexx
/Przez ten rok zdążyłam się przywiązać do mojego niestabilnego dziecka, więc naprawdę cieszę się, że przypadł ci do gustu :) 
/Jeśli chodzi o romanse - aktualnie Bucky jest ostatnią osobą, jaka powinna się z kimś wiązać, bo nie mogłoby wyjść z tego nic dobrego. Dla żadnej ze stron. Gdyby był to Steve, to pół biedy, bo facet dałby sobie jednak radę, ale autorki często wiążą Bucky'ego z młodymi, góra dwudziestokilkuletnimi dziewczynami (Dlaczego nigdy ze stateczną kobietą po trzydziestce, co?), które tak naprawdę nie mają nawet pojęcia w co pakują się, wiążąc się z kimś takim. 
/I tak, wątek romansowy nie doszedł do skutku właśnie przez barierkę, nie przez wyeliminowanie potencjalnego obiektu westchnień. Tak właśnie było :P

Anonimowy

Panie Bucky, mam takie pytanie. Jeśli chodzi o twoją przyśpieszoną regenerację to jak szybka i skuteczna ona jest? Da radę np. odrosnąć ci urwana kończyna czy coś w tym stylu?
/Wiesz, bez obrazy, ale to jedno z najdurniejszych pytań, jakie można zadać facetowi, który nie ma ręki. Także łatwo można dojść chyba do wniosku, że nie, nie da rady. 
N: O zdolnościach Bucky'ego do samoregeneracji napisałam już trochę więcej tutaj :)

28 marca 2016

Astrid Löfgren

N, być może będzie lepiej, chociaż ja chyba się nie pokuszę o sprawdzenie. Nawet jeśli głos pasuje, to zbyt często brzmi cholernie sztucznie. W kreskówkach czy innych bajkach jest o tyle łatwiej, że wszystkie inne aspekty aktorstwa, typu mimika czy mowa ciała postaci, są zdecydowanie płytsze, i wychodzi to dobrze. W filmach niestety aktorzy dubbingowi rzadko kiedy potrafią wejść w rolę i "przejąć" grę. A szkoda.
Wielka uprzejmość z jego strony :P
Już myślałam, że to ja czegoś nie zrozumiałam, co w sumie nie byłoby zaskakujące.
No właśnie te dwa bieguny są najciekawsze - zachowanie i myśli. Niespójne i dużo o nim mówiące.
To z klipu do tego odcinka? Oglądałam parę dni temu i kojarzy mi się anioł stróż.
/Patrząc na to, jak wypadł dubbing Ultrona, gorzej chyba już nie będzie. Ale trzeba pochwalić polaków za jedno - w AoU, w scenie wizji Natashy, dołożyli rosyjskie akcenty, których brakowało w oryginale. Choćby to "Jeszczio raz" zamiast "Jeszcze raz", niby minimalna zmiana, ale jednak. I pozbawili bliźnięta Maximoff tego... wspaniałego akcentu. 
/Z Bucky'm jest tak, że jedno myśli, drugie mówi, a trzecie robi. A do tego często zamienia kolejnością dwa ostatnie z pierwszym, co w większości przypadków nie wychodzi mu jednak na dobre. Ale właśnie za to i za tę niespójność go tak lubię. I za pierdołowatość. I za łapkę. 
/Na necie można już znaleźć cały odcinek, sama oglądałam na vidto.me. AA podniosło poziom od pierwszego sezonu, ale niestety do EMH ciągle się to nie umywa. 
Ava, jak się żyje z panem marudą?
Jeśli miałabyś oszacować procent, w jakim jesteś szczera z Jimmym, to ile by wynosił?
Mogłabyś opisać pokrótce swoje umiejętności?
/Zasmakowałam już życia jako zakładniczka, jako uciekinierka i bezdomna, więc nie jest aż tak źle. Dajemy radę się dogadać.
/Jakieś osiemdziesiąt procent, w porywach do osiemdziesięciu pięciu? Nie mam po co go okłamywać, ale to nie oznacza, że nie mogę przemilczeć kilku rzeczy. On nawet nie udaje, że nie robi tego samego.

/Pokrótce, tak? Ym, potrafię skutecznie razić ludzi prądem, paraliżować ich, a jeśli prześlę zbyt duże napięcie - nawet zabić. Mogę to robić przez kontakt z innym człowiekiem, ale czasem udaje mi się to zrobić na odległość. Potrafię zniszczyć urządzenia elektryczne, zakłócić ich działanie, potrafię ponoć jonizować metale, a przynajmniej tak twierdzili w SHIELD. Teoretycznie mogłabym też latać przy pomocy siły magnetycznej czy coś, ale jakoś wolę tego nie próbować. Poprzednie razy kończyły się zbyt boleśnie.
James, no ale chyba to nie było przy minus pięćdziesięciu i w dół?
Prostsza? Dlaczego prostsza?
Widzisz, "pragnienie śmierci" możemy zamienić na "strach przed życiem". Nie brzmi już jak dobra motywacja, co?
Ilość trupów za plecami nie wlicza się w sumienie czy poczucie winy, jak zwał tak zwał? Starasz się to oddzielić, a przecież chyba nie jest do końca tak, że to dwa odrębne "kryteria", zupełnie ze sobą niezwiązane. Jak myślisz, dlaczego nie potrafisz przestać?
Znów dlaczego: dlaczego nieważne?
/Nie, oczywiście, że nie. Fakt, trwała wtedy jedna z najzimniejszym zim w historii, no ale nie aż tak. A ja wychodziłem przez okno zapalić na schody przeciwpożarowe i nie kłopotałem się ubieraniem odpowiednio do warunków pogodowych, bo po co? 
/Łatwiej odciąć sobie dopływ powietrza, niż skręcić sobie kark umyślnie i własnymi rękoma. Można się przecież choćby powiesić, zaczadzić czy utopić, bo wszystkie te śmierci kwalifikują się do śmierci przez uduszenie. Chociaż podczas powieszenia się może dojść i często dochodzi do skręcenia karku, wiec może jednak to nie prostsza alternatywa? Wiesz, moja działka to jednak śmierci, w których czynnik sprawczy jest... odrobinę inny.
/Sumienie przestało mnie dręczyć już dawno, dawno temu. Kiedy się... obudziłem, wróciło ze zdwojoną siłą, ale teraz już wiem, że na zadręczaniu się tym wszystkim daleko nie zajdę. Nie robiłem tego dla własnego kaprysu, dla własnego widzimisię, ale ze względu na czyjeś rozkazy i to nie mnie tutaj powinny zżerać wyrzuty sumienia. A to, co robiłem na własny rachunek... tego nie żałowałem i nie żałuję. Ale nie zmienia to tego, że sama myśl o tym, jak ogromna jest to liczba, jest... no, psuje trochę humor, wiesz? 
Nie potrafię przestać, bo... zwyczajnie nie potrafię się pohamować. To jest czysty instynkt. 
/Zazwyczaj coś jest nieważne z tego względu, że coś jest nieważne i mało istotne. Cóż więcej tu mówić?

Astrid Löfgren

#1 N, tego silenia się na mroczno-dramatyczny ton w tej scenie kompletnie nie rozumiem i za cholerę mi on nie pasuje do kontekstu chociażby, a do mimiki to już w ogóle. Ale i tak najbardziej wnerwiający jest głos Starka.
Odkąd natknęłam się na pana Stana powtarzałam, że te jego oczy kradną wszystko. Potrafi, skubany, bardzo wiarygodnie nimi grać. Zestawienie przepiękne.
Oo, to przybiję mu piątkę i złączę się w dole. Będzie mu raźniej.
Gdyby tak rzeczywiście było, to już widzę komentarze części odbiorców typu "Za taką pierdołę biedaka goni?!". Zachwytom nie będzie końca. 
#2 Trzysta pięćdziesiąt osiem dni to jak dla mnie prawie rok, a nie prawie dwa lata, więc wkradł się tu jakiś błąd czy to ja czegoś nie pojęłam?
Robi się coraz bardziej interesująco i chyba szykuje się wymiana informacji. Jak dla mnie wygląda to na próbę zbudowania czegoś na kształt strategicznego zaufania na zasadzie: ty powiesz coś mi, ja powiem coś tobie, chociaż stricte właśnie tym zapewne nie jest. Może bardziej idzie to w stronę wynegocjowania obustronnych korzyści.
Trudno cokolwiek przewidzieć, nawet po cichu przypuszczać, i właśnie to najbardziej lubię.
Winter Soldier do góry nogami na barierce niczym dziecko na trzepaku... Bezbłędne. Musiałam to powiedzieć.
/Pewnie będę się teraz powtarzać, ale co z tego - głos pana Hycnara w CA:WS naprawdę mi się podobał, pasował mi do Bucky'ego, nie przeszkadzał mi, co w przypadku dubbingu jest nowością, ale w CW brzmi przeokropnie. Jakby był na ostrym kacu :/ W przypadku Tony'ego to samo. Bonaszewski zazwyczaj brzmiał całkiem dobrze, ale tutaj też przekombinował i za bardzo silił się na dramatyzm. Ale mam wrażenie, że brzmią tak tylko na potrzeby zwiastuna, i że w filmie będzie już lepiej.
/W przypadku pana Stana jest taki problem, że on potrafi grać, chce się go oglądać, ale tak naprawdę nie bardzo ma się w czym, niestety.
/Cóż, za gorsze pierdoły skakali już sobie do gardeł. A raczej to Bucky skakał, a T'Challa był tym, który próbował to załagodzić. A do tego "Black Panter" jakoś nigdy nie mogło przejść Bucky'emu przez gardło, więc chłopak się starał i wymyślał koledze inne ksywki, np. klik i klik.

/Wiesz, wyższa matematyka :P Dodawanie to taka trudna rzecz i poległam, bo zapomniałam dołożyć jeszcze trzystu sześćdziesięciu pięciu dni. 
/Co tak naprawdę siedzi w głowię Bucky'ego, wie tylko on sam. I to też pewnie nie do końca. Wie, że taką wymianą informacji może jednak coś dla siebie ugrać, więcej zyskać niż stracić, więc z tego korzysta. A czy wyjdzie na tym dobrze, czy źle - któż może to wiedzieć?  
/Miałam kilka wersji tej notki, ale wiedziałam, że barierka musi się w niej znaleźć. Ot, chłopak huśta się na barierce i jeszcze chwila, a zacznie ciągnąć koleżankę za warkoczyki, ale jednocześnie nadal rozważa w głowie sposoby na to, jak można by go zabić, i jest gotowy ruszyć do ataku i posłać na drugą stronę każdego, kto stanie mu na drodze. A potem wrócić na swoją barierkę. A patrząc na to, że nawet pan Stan nazwał ostatnio Bucky'ego "niestabilnym dzieckiem", widocznie się wpasowałam.

/Plus Avengers Assemble 3x03 jest tak bardzo Stucky - te ich "Nie mogę stracić cię ponownie" i "anioły stróże". 
James, takie bagatelizowanie byłoby całkowitym brakiem wyobraźni.
Więc chodziło ci o skręcenie karku czy o uduszenie? Bo to przecież nie to samo. Zadanie sobie śmierci własnymi rękoma i to w taki sposób wymagałoby chyba czystego jej pragnienia, już nie tylko zmotywowania się.
Przestałeś robić to, co dotychczas czy to tylko niechcenie? Cóż, można zatem powiedzieć, że znalazłeś się w punkcie, w którym zaczęło ci czegoś brakować. Skoro ją dopuszczasz, bo nie masz co zrobić z życiem, to zakładam, że masz jakieś oczekiwania. Jakie?
/Albo głupotą. Połączoną z całkowitym brakiem wyobraźni. Wiem z autopsji, bo tak załatwiłem sobie zapalenie płuc w '37 albo '36.
/Wiem, że to przecież nie to samo. Ale jeśli nie spieprzy się sprawy, skutek będzie ten sam, więc w sumie jaka różnica w tym, jak się to zrobi? Chociaż dobra, uduszenie się to jednak prostsza alternatywa.
Jeśli chodzi o mnie to jeszcze jakieś dwa lata temu, gdyby powiedziano mi, że mam skręcić sobie kark, skręciłbym sobie kark i to bez większego zawahania. Jeśli kazano by mi strzelić sobie w łeb, strzeliłbym. Jeśli kazano by mi dźgnąć się nożem, dźgnąłbym się. To akurat już nawet przerabiałem, ale nieważne. Teraz sam musiałbym przekonać się do tego, że muszę to zrobić, a jednak pragnienie śmierci byłoby dobrą motywacją, prawda?
/Ostatnio coraz częściej nie mogę pozbyć się wrażenia, że jeśli czegoś nie zmienię, będzie zwyczajnie po mnie. Po prostu mam już dość, czuję, że już nie daje rady. To mnie... przygniata. Nie poczucie winy, nie sumienie, bo wiem, że nie mogę sobie na nie pozwolić, a to, ile trupów pozostawiam za sobą. gdziekolwiek nie pójdę. Pierwszego człowieka zabiłem, gdy miałem dziewiętnaście lat. Nie pamiętam go dokładnie, wiem, że był to jakiś młody szeregowiec, pewnie nawet młodszy ode mnie. A potem poszło już z górki, a ta liczba rosła, i rosła, i ciągle rosła, a ja powoli nie miałem już siły tego dźwigać, bo nieustannie musiałem udawać, jak dumny z tego jestem. A potem pieprzony Departament, cholerna Hydra, a teraz zamiast się od tego odciąć, cały czas bardziej w to brnę i nie potrafię przestać. I to jest mój, kurwa, problem.
A jeśli chodzi o Orlovą to... nie wiem. Po prostu potrzebuję czegoś, jakiegokolwiek celu, choćby bardzo krótkowzrocznego. Zresztą, nieważne.

27 marca 2016

#32 Bucky

***
/Przekrzywiam głowę, przyglądając się jednemu z murali na przeciwnej ścianie.

/Wielkie, brudne, zamazane wulgaryzmami A idealnie ukazuje stosunek tego społeczeństwa do "największych herosów Ziemi”. Nienawidzą ich. Wszędzie można to wyczuć – słychać to w audycjach radiowych, widać w programach telewizyjnych i w artykułach gazet. Naprawdę mnie to nie dziwi. Jak mogliby kochać kogoś, kto sam nasłał na nich tak wielkie zagrożenie, a potem wpadł na teren pobliskiego, niepodległego państwa i dosłownie zrównał je z ziemią, pozostawiając po sobie tylko dziurę w ziemi? Jawią się jako większe zagrożenie od Hydry, która od dawna nie wywinęła niczego tak znaczącego. Nawet winę za Waszyngton zrzucano głównie na SHIELD. I słusznie. Gdyby nie ich niekompetencja, Hydra nie miałaby szans na odbudowę.

Astrid Löfgren

N, wyobrażam, a co! :D Zwłaszcza w wersji z dubbingiem. Och, jak tak będzie stał i się nie odzywał, to automatycznie włączą się paczałki, a wtedy serce wymięknie.
W życiu nasłuchałam się już znacznie gorszych narzekań i miałam do czynienia z jeszcze bardziej wkurzającymi wahaniami nastroju, nie rzadko sama byłam takich trudności autorką, więc Jimmy już nie robi na mnie wielkiego wrażenia, chociaż czasami mu się uda wyprowadzić mnie z równowagi. Zresztą, jest dobrym materiałem na trening cierpliwości, bez dwóch zdań.
Pierwszy dresiarz w historii, no nie mogę. Aż przytłacza mnie ta jego wszechstronność. No trochę wklęsły, faktycznie.
/Tego typu przekleństwa wypowiadane głosem Kung-fu Pandy, mogłyby brzmieć całkiem nieźle :P Ale tylko wtedy, kiedy pan Hycnar nie siliłby się na pseudo mroczno-dramatyczny ton, jak w zwiastunie CW. Naprawdę brzmi tam przeokropnie. 
Patrząc na zwiastuny, pan Stan będzie miał znacznie szerszą gamę stylów paczenia - od cierpiętniczego, przez pustkę w spojrzeniu, po "podjedź bliżej, a wyrwę ci kręgosłup", więc zapowiada się bardzo dobrze. A ostatnio na tumblr natknęłam się na to, mimika mimiką - nic niezwykłego, zwykłe patrzenie bykiem, ale za w oczach widać to coś.
/Jeśli już jesteśmy przy wahaniach nastroju i trenowaniu cierpliwości, pocieszę cię - niedługo znowu wejdziemy w fazę pt. "Nie mogę już tego znieść, mam dość wszystkich i wszystkiego". I trochę Buckyś w tym swoim dołku pobędzie. 

/I choć wcześniej wypadło mi to z głowy, chyba już wiem dlaczego Pantera będzie tak gonił za Bucky'm w CA:CW. Wkurzył się za "freaking devil", "cat-man", "dammit cat", "favorite victim" i moje ulubione - "Mr. High-And-Mighty Panter-Man". Jeśli w MCU Bucky kiedykolwiek nazwie T'Challe po prostu Czarną Panterą i zniszczy tradycję, obrażę się.
James, a więc uszy odpadają nie miejscowym, ale przyjezdnym. Okej, dobrze wiedzieć. Tylko że taki przyjezdny musiałby mieć nie po kolei w głowie, żeby doprowadzić do zamarznięcia jakiejś części swojego ciała, chociaż pewnie niewiele wysiłku do tego potrzeba.
A gdzie w ogóle spędziłeś najwięcej czasu? Syberia, Stany, gdziekolwiek indziej? Wiesz coś na ten temat?
Neh, nie zacięłaby się, tylko dziwnym trafem jednak by ci zamarzła. Wierz mi. Gdybyś się próbował udusić to własną-nie własną ręką? Serio?
No to dziewczyna musi być naprawdę przekonywująca, skoro z nią "współpracujesz". Co tobą kieruje, że jednak pozwalasz jej się do siebie zbliżyć? Jakkolwiek by to nie brzmiało.
/Miejscowi są przyzwyczajeni i wiedzą, jak należy się ubierać, by nie stracić żadnej części ciała. Z przyjezdnymi to jednak gorzej, bo mogą zbagatelizować sprawę i ubrać się zbyt lekko, a to już naprawdę wielki krok w stronę odmrożeń. Potem już jest z górki. 
/Cóż, zdecydowanie najwięcej czasu spędziłem w Stanach, bo wiesz, urodziłem się tam i mieszkałem przez dobre dwadzieścia lat. Ale dobra, bo wiem, że nie o to chodziło. Zdecydowanie najdłużej byłem w ZSRR, bo spędziłem tam całą zimną wojnę. Mówię ogólnie ZSRR, bo przerzucali mnie jednak z miejsca na miejsce. W Ameryce tak naprawdę nie trzymali nie długo. Kilkanaście lat? Ta, coś koło tego. Raczej nie dłużej.
/Wiesz jak łatwo złamać tym kark? Po to tak naprawdę ją skonstruowano. Sobie też dałbym radę, bez żadnego większego wysiłku. Fizycznego, znaczy się. Problemem byłoby tylko samo przymuszenie się do zrobienia tego. Ale przy odpowiedniej motywacji dałbym radę.
/Ym, nie mam co zrobić z życiem? I wcale nie żartuję w tej chwili tak bardzo, jakbym chciał. Naprawdę nie mam co z sobą zrobić. Nie chcę już robić tego, co dotychczas. Po prostu nie chcę, ale nie wiem, co zrobić z sobą dalej.

26 marca 2016

Astrid Löfgren

N, ale takie "motyla noga" czy "w mordę jeża" spokojnie mogą się pojawić :P
Zależało od wieku, w którym została zwerbowana właśnie, czy bardziej od postępów?
Miał gorsze dni, ja wiem, reszta to nie legenda. Żeby nie było, że go nie doceniam.
Jeeej, to jak urodziny :D Jestem w szoku, że aż tyle się tego nazbierało. 
/A wyobrażasz sobie Bucky'ego klnącego na cały świat "w mordę jeża" :P? Już chyba lepiej niech stoi i się nie odzywa, będzie dramatyczniej.
/Od postępów, zdecydowanie. Natasha była najmłodsza ze swojej grupy, ale robiła największe postępy. Yelena osiągnęła najlepsze wyniki końcowe ze wszystkich adeptek RR i pobiła w tym nawet Romanoff, więc Wdową została prędzej. Ava... no tutaj to akurat ciężko powiedzieć, bo nic o tym nie wiadomo.
/No trzeba jednak przyznać, że to niemała liczba. Należy ci się jakiś medal za cierpliwość i stalowe nerwy :P

/I tak trochę bez związku, ale jednak na temat Bucky'ego i jego licznych talentów - można dodać, że ustala trendy. Tylko spójrz na to. Nosił stylowe dresy w latach pięćdziesiątych, na długo przed tym nim jeszcze stało się to modne. 
I czy to ja, czy on tam taki trochę wklęsły się wydaje?
James, zabawne, że polecasz akurat Jakucję, bo parę tygodni temu zamarzyło mi się tam pojechać. Latem, ale jednak. Lubię zimę, ale nie aż tak, więc jednak z Jakucji o tej porze roku zrezygnuję i pozostanę przy swojej małej, polskiej Syberii. A to się zdarzają ludzie, którzy w ogóle wychodzą w taki ziąb? I co ty tam robiłeś? Jakaś misja?
Z twoim szczęściem to nic nie chciałoby cię zjeść ani zaatakować, nie trafiłbyś do przerębla, a gdyby jednak, to miałbyś trudność z utonięciem, broń by zamarzła (chociaż nie wiem, czy to możliwe) i z samobójstwa lub zabójstwa nici, no i musiałbyś się przez to wszystko męczyć z Avą.
Była, ale teraz nie masz raczej styczności z kimś innym z podobnym problemem. Swoją drogą: ile masz pewności w tym, że Ava jest z tobą szczera?
/Podobne temperatury panują tam przez sporą część roku, więc ludzie raczej nie mają wyboru i muszą wychodzić na zewnątrz. Ale jeśli już tam mieszkają, są bardziej przyzwyczajeni i nie robi to na nich przecież takiego wrażenia jak na przyjezdnych.
W samej wschodnio-północnej Syberii spędziłem sporo czasu, bo znajdowała się tam jedna z baz Departamentu, ale w samej Republice Jakucji byłem na jakiejś misji pod koniec lat dziewięćdziesiątych, zanim jeszcze dołączono ją do Rosji.
/Nowoczesna broń palna nie może zamarznąć, ale przy odpowiednio niskich temperaturach może odmówić współpracy. Przytrafiło mi się już to i znając moje szczęście, przytrafiłoby się po raz kolejny. Tylko, że tym razem pewnie złamałby mi się jeszcze nóż. A gdybym próbował się udusić, zacięłoby mi się jeszcze ramię. Bo jak mieć szczęście, to mieść szczęście, prawda?
/Ile mam pewności? Czekaj, niech się zastanowię. Ym, nie mam tak naprawdę żadnej?

Alexa Mariani

W sumie to zastanawia mnie jedno Buck... Poznałeś może DeadPoola?
/Nie, raczej nie. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale mogło wypaść mi z głowy.

N: Tak trochę się wtrącę - opieram bloga głównie na MCU, wplatając tylko niektóre wydarzenia czy postaci. Jednak mutantów i postaci, które są z nimi związane pozostawiam w spokoju. Więc Deadpoola także :) Ale on i Bucky się spotkali, np. w Cable & Deadpool #45

Ana Morgan

Dlaczego wszyscy na tym blogu rozumieją mnie na odwrót. Kiedy mówię prawdę, to niby żartuję, kiedy żartuję, każdy bierze to na poważnie. Mam jakieś problemy z komunikacją międzyludzką, czy co? To zaczyna być frustrujące.
Tak, była taka scena. I byli w niej wszyscy, Angie, Daniel, Jarvis, Dottie, nowy naukowiec, nawet pulchna sekretarka, która przywaliła Peggy w twarz. Tylko Howarda i Thompsona zabrakło. I nie tylko śpiewała, ale też tańczyła. Właściwie to wszyscy śpiewali i tańczyli. Scena była bodajże na samym początku 9 lub 10 odcinka, a jak takie WTF? Włączyłam zły serial, czy co. Gorzej chyba być nie mogło :/
Tylko, że w WS była scena, jak Sharon rozmawia z ciotką. Aż taki zbieg okoliczności? Ale jeśli mają połączyć Steve'a z Sharon to wolałabym jednak, żeby nie była ona w jakikolwiek sposób spokrewniona z Peggy. Chyba jestem jakaś staromodna, bo dla mnie taka sytuacja się wydaje dość dziwna i dziwi mnie, że Steve'owi to nie przeszkadzało.
Biedny Buck, on robi w tych filmach za jakieś popychadło? Każdy się nad nim znęca :( No i jak chłopak ma nie mieć kompleksów i zniżonej samooceny?
A widząc ten gif, to aż chce się krzyczeć "Wiej dziewczyno! To jak drażnienie wściekłego tygrysa (pantery :3)!" Haha! Fakt, mina genialna, ale ja jakoś nie mogę strawić tej aktorki. Jakoś nikt mi jeszcze tak bardzo nie przeszkadzał jak ona. Wszyscy wydają się spoko dobrani, a kiedy się na nią patrzy, to mam rażenie, że mogli dokonać lepszego wyboru, szczególnie widząc listę aktorek, które brały udział w castingu do tej roli :/
Gdyby zginął Stark... nawet trudno mi wyobrazić sobie moją reakcję na taki widok. Chyba przepłakałabym cały miesiąc. Tylko się zastanawiać, czy to dlatego że Stark zginął, czy dlatego, że Downey Jr odgrywa te rolę... Chwila! Może w końcu zacząłby grać w innych filmach :D
Ale jednak świadomość tego, że zmartwychwstanie zabiła by to dramatyczne zakończenie :/ Jakoś nie potrafiłabym się tym przejąć, mając świadomość, że i tak jakimś cudem go uratują. Szokiem to było dla mnie uśmiercenie Coulsona w Avengersach i co? Potem czytam, że dostał własny serial i jest cały i zdrowy. Tak było z drugim uśmierceniem Lokiego (chyba drugim), gdy myślałam, że to już na serio i takie wtf? A na końcu było większe WTF, że jednak żyje. Tak się nie pogrywa z uczuciami widza! Przynajmniej za Bucky'm nie rozpaczałam.
Troszkę im się pomyliło, co poradzisz. Ale to jest filmweb, tego nie zrozumiesz.
/Bucky to Bucky - jego tok myślenia czasem ciężko pojąć. A jeśli chodzi o mnie to ta scena po prostu brzmi tak absurdalnie, że naprawdę nie sądziłam, że Marvel wstawiłby coś takiego do swojego filmu czy serialu. Peggy tańczy i śpiewa o swoich dylematach miłosnych, a cała agencja partneruje jej w chórku? Naprawdę? A, o ja naiwna, sądziłam, że szczytem jest to, co ostatnio Marvel odwala w komiksach. Zniosłam czerwonego tyranozaura, zniosłam drugą (jeszcze bardziej bezsensowną od pierwszej) Wojnę Domową, zniosłam Bucky'ego w kolorowym fartuszku, z koczkiem gotującego śniadanko dla Steve'a i robiącego coś, co chyba miało uchodzić za flirt. Nie, Marvel. Po prostu nie. 
/W sumie naprawdę mógłby być to zbieg okoliczności, bo jednak wątpię, by osoby niekojarzące Agentki 13 (bo, jeśli się nie mylę, jej nazwisko nawet nie padło w filmie) z komiksów, czyli te, które stanowią jednak znacznie większą część widowni, połączyły Sharon z Peggy. A poza tym, w MCU Steve i Peggy nigdy nie byli razem, osobiście jakiejś wielkiej miłości też tam nie widziałam, więc osobiście zupełnie nie przeszkadza mi pokrewieństwo obu agentek Carter. Steve'owi i Sharon widocznie też nie, a jednak to ich zdanie jest tu chyba najważniejsze :P 
Póki co wyliczyłam, że Bucky oberwie od Pantery jakieś trzy razy, oberwie od Steve'e, oberwie od Hydry, oberwie od Sharon i pewnie jeszcze oberwie od Starka. Chociaż w tym ostatnim jest problem, bo w jednej wersji zwiastuna Bucky leży z oderwanym metalowym ramieniem, a w drugiej łapka jest już na miejscu - niedopracowane CGI czy specjalna zmyłka ze strony Marvela? 
Sharon powinna się cieszyć, że w odróżnieniu do Wintera Bucky jest dżentelmenem i nie uderzy kobiety. Jest więc pięćdziesiąt procent szans na to, że Barnes jej nie odda :P Zupełnie to samo mam z aktorką grającą Bobbi. Niby jej postać jest dobrze napisana, interesująca, ma potencjał, ale jednak przez obsadzenie jej taką, nie inną aktorką, jednak mnie drażni.
/Hej, RDJ gra w innych filmach! W kilku Sherlockach na przykład i... no, w jakiś innych pewnie czasem też. Ale co się dziwić, granie u Marvela jest dla niego najbardziej dochodowe i najmniej wyczerpujące aktorsko.
/Z Bucky'm był taki problem, że zwyczajnie było go za mało. Pałętał się gdzieś na drugim-trzecim planie i przyznaję, że gdybym prędzej go nie znała i nie wiedziała kim jest (i kim będzie), nie zwróciłabym na niego uwagi.
/Dlatego chodziło mi o śmierć, nie "śmierć" czyli synonim "zabili go, ale uciekł". Gdyby Steve zginął tak na śmierć i już nie pojawiał się w IW, to byłoby naprawdę mocne zakończenie dla trylogii Capa. A tak? Mogliby co najwyżej zamknąć go w więzieniu.
Tak, ale wzięcie moich słów na temat gwoździ wbitych w ramię to już lekka przesada, nie sądzisz?
Wiem o co ci chodziło. Gdyby cały plan Hydry by wypalił, to z Avengers zostałaby kupka piachu i nie miałby kto zbudować Ultrona, a skoro nikt by go nie zbudował, Sokovia nie pofrunęłaby wysoko w górę, a Europa zachowałaby się w jednym kawału, rozumiem. Obawiam się, że na świecie, poza tym, że populacja ludzi zmniejszyłaby się o kilka milionów, nie zaszłyby żadne inne zmiany, tym bardziej, że przeciwnicy Hydry byliby martwi. Ludzie, z natury ignoranci przeszliby nad tym do porządku dziennego, a Hydra robiłaby swoje... A właściwie co by robiła? A no tak, pokój na świecie. Ciekawe jakby to wyglądało.
Wiem, że kojarzysz Howarda. Pytałam się o jego (jak to sam określiłeś) szczeniak, który teraz jednak wygląda starzej od ciebie, więc to określenie jest troszkę... śmieszne?
Ja też tego nie chce i życzę ci, żeby nigdy więcej cię to nie spotkało. A tak w ogóle to jak z twoją pamięcią? Sprawa się umiarkowała, czy jednak nic się nie zmieniło. Więcej pamiętasz, czy jednak nie pamiętasz? Czy pamiętasz, a potem zapominasz i znowu sobie przypominasz? Hm?
Trafiłeś pod zły adres, bo sama jeszcze za bardzo tego nie ogarniam. Raczej nie korzystam z mediów społecznościach. Powiem ci tyle, że w powszechnie rozumiany Internecie istnieje strona o nazwie Twitter, gdzie wysyła się właśnie tweety (chyba dobrze napisałam, aż na myśl przychodzi mi kreskówka z dzieciństwa... zresztą nieważne). I jak mi się wydaje ludzie wysyłają w nich swoje zdjęcia, opisują jak się czują, co robią, do wiadomości publicznej. To bardzo popularne w dzisiejszych czasach. A snapchat to aplikacja na telefon. Ludzie cały dzień spędzają narobieniu zdjęć sobie, swojemu jedzeniu i innym różnym, dziwnym rzeczom, a potem wysyłają to do swoich znajomych... a przynajmniej tak mi się wydaje, bo z takimi nowinkami jestem jeszcze daleko w tyle. Może ktoś inny mógłby ci to wytłumaczyć lepiej :)
A jak wyobrażasz sobie takie małe paluszki przy takiej wielkiej łapie? Wyglądałbyś bardzo nieproporcjonalnie ;P Dobra, a teraz na poważnie. Co twoim zdaniem mogliby zrobić, żeby było ci wygodnie z tą ręką? Poza tym, kto miałby przejmować się twoją wygodą. Nie obraź się, ale dla niech byłeś właśnie obiektem, bronią, rzeczą, która po wykonaniu zadania, wracała na półkę. I tak, tak wiem, że doskonale o tym wiesz i tak wiem, że czasem możesz sobie ponarzekać.
Co poradzisz, takie życie. Czasami zmusza nas do podjęcia takich a nie innych decyzji i choć sami nie jesteśmy z nich zadowoleni, musimy to zrobić. I piszę to w 100% poważnie.
/Kazano mi wbijać sobie różne rzeczy w różne części ciała, więc nie dziw się, że nie do końca traktuję takie rzeczy jak żarty. Poza tym znasz chyba moją niechęć do tej rzeczy, więc propozycja uszkodzenia jej mogła być tak na poważnie. Czasem nie łapię takich rzeczy, nie będę udawać, że jest inaczej.
/Kilka milionów w skali światowej to wcale nie tak dużo. Zwłaszcza, że można by tym osiągnąć większą stabilizację, niż jest teraz. Może i Hydra nie jest najlepszą alternatywą, ale nie można odmówić im tego, że utrzymaliby w ryzach cały ten burdel. A przynajmniej by się starali, a to już przyniosłoby jakieś efekty. A jakie? To można już tylko gdybać. Może byłaby powtórka sprzed siedemdziesięciu lat, z czasów panowania takiego jednego gościa z wąsem i masą kompleksów, a może okazałoby się, że zapanowałoby jako taki spokój i nie toczyłaby się wojna za wojną.
/No i co z tego, że wygląda starzej ode mnie? To niczego nie zmienia, nadal jest dzieciakiem Howiego, młodszym ode mnie o jakieś czterdzieści-pięćdziesiąt lat. Co z tego, że większości swojego życia nie przeżyłem, nadal się to liczy.
/Wszystko tak naprawdę zależy od dnia. Czasem budzę się i wszystko jest dobrze, a czasem budzę się i nie wiem gdzie jestem, co tam robię, a czasem nawet kim jestem. Wtedy już wiem, że cały dzień zapowiada się cholernie źle, bo co chwilę będę czegoś zapomniał. Często drobiazgów, ale jednak nadal jest to irytujące jak diabli. Czasem bywa gorzej i nie pamiętam jak zawiązać buty, jak się ogolić, jak kieruje się samochodem. Czasem mieszam języki albo nie potrafię czegoś przeczytać. Znam ten język, czytam coś kilkanaście razy, ale i tak tego nie rozumiem. Czasem nie mogę przypomnieć sobie czegoś, co jeszcze wczoraj pamiętałem i to ze szczegółami. Ale przytrafia mi się to coraz rzadziej, więc chyba jest dobrze, nie?

/Dobra... mam takie jedno pytanie. Po jaką cholerę ludzie robią zdjęcia swojemu jedzeniu? I różnym dziwnym rzeczom? Ale dobra, robić zdjęcia mogą, tylko dlaczego kogoś innego ma to obchodzić? Serio, interesuje kogoś to, co ktoś inny jadł na śniadanie? Ta, chyba nie chcę tego rozumieć.

/I tak już wyglądam nieproporcjonalnie, bo jedno ramię jest większe. I metalowe. Stopy też mam nierówne, bo różnią się ilością palców. Aż dziwne, że ich to mi już nie dorobili. Taki trochę niesymetryczny człowiek ze mnie. 
/Wystarczyło by wpadli na to, że metal to jednak ma trochę słabą przyczepność i bez rękawiczki sporo rzeczy może mi lecieć z rąk. I tak właśnie jest. Mógłbym być bardziej wydajny, gdybym nie musiał przejmować się tym, że coś za chwilę wyślizgnie mi się z dłoni. Taki granat przykładowo, bo wtedy nie byłoby zbyt zabawnie. Wtedy mi to wisiało, bo nie było żadnego chcę albo nie, ale teraz mogę jednak prawić takie uwagi, nie? I dlaczego miałbym się obrażać? Mówisz przecież prawdę. 
Z tym odstawianiem na półkę to też nie zawsze tak było. Ruscy czasem trzymali mnie poza komorą nawet przez miesiące, szczególnie kiedy Lukin jeszcze żył. Nienawidzę chuja najbardziej z nich wszystkich, ale nie zmienia to jednak tego, że byłbym gotowy wracać do niego na kolanach, jeśli dano by mi wybór między nim i Hydrą. Czasem nie był aż taki zły, choć do teraz zbiera mi się na wymioty, gdy o nim myślę. Wiesz, gdy wreszcie zacząłem myśleć tak, jak tego chciał, zostałem jego ulubionym pupilem.

25 marca 2016

Ana Morgan

Ach ta auto korekta... Czasem naprawdę dziwaczne rzeczy z tego wychodzą :D
Angie właśnie pojawiła się w tej dziwacznej musicalowej scenie, którym był sen Peggy, kiedy została uprowadzona przez Frost. Nie ma to jak w takiej chwili śnić o tym, którego z dwóch kandydatów wybrać. A co do Angie, to niby była, a jednak jej nie było... niestety :(
Siostrzenicą... no tak, zawsze mi się to myli ze względu na nazwisko. Skoro Carter to byłam przekonana, że nazwisko po ojcu, ale zdarzają się wyjątki. No też ciekawa jestem jak rozwiążą tą kwestię. Steve w ogóle wie, że Sharon jest spokrewniona z jego ukochaną? W WS nawet nie wiedział jak miała na imię ^^
Ja tam byłam w szoku po śmierci Pietro. Nie spodziewałam się, że uśmiercą bohatera w jego pierwszym filmie i to jeszcze w taki głupi sposób.
W filmach, nawet takich miło jest czasami zobaczyć coś realistycznego, a Cap ginący w każdym filmie i zmartwychwstający w następnym to nie jest coś realistycznego :/
A co do uśmiercenia Capa w Civil War to filmweb, kiedyś całkiem zgrabnie przekształcił tą historię, jako że niby Crossbones pod hipnozą Sharon Carter zabił Kapitana. Ciekawe co biedny Stevie zrobił Sharon, że taki mu los zgotowała. Chce to zobaczyć w filmie :D
Ach no tak! Loczek... Całkowicie o nim zapomniałam :D Kto by pomyślał.
/Przeróżne kwiatki i zdania o całkowicie zmienionym kontekście wychodzą, ot co. Dlatego chyba lepiej nie ufać autokorekcie, bo tylko bardziej uprzykrza życie.
/Naprawdę była tam musicalowa scena, w której Peggy śpiewała o miłosnym dylemacie o.O? Przysięgam, myślałam, że żartujesz. Aż nie wiem czy szukać tego na yt, czy jednak lepiej nie. 
/Może Sharon była nieślubnym dzieckiem albo stwierdziła, że będzie używać panieńskiego nazwiska ciotki, bo dzięki niemu zyska jakieś fory w SHIELD :P? Albo w MCU pójdą w inną stronę i w ogóle nie będzie spokrewniona z Peggy? W końcu w CA:CW mamy dwóch Rossów, niespokrewnionych ze sobą w żaden sposób. A jeśli chodzi o CA:CW - biedny Steve był całkowicie przekonany, że flirtuje ze swoją sąsiadką-pielęgniarką, więc można mu wybaczyć nieznanie jej imienia. 
I apropo Sharon - jej mina tutaj rządzi. To uczucie, gdy kopniesz w twarz wściekłego super-żołnierza i nie wiesz, co masz dalej robić.
/Właśnie, byłaś w szoku przez głupotę tej decyzji, nie przez to, że był postacią, do której można było zdążyć się przywiązać i naprawdę przejąć się jego śmiercią. Gdyby zginął Stark - wtedy to dopiero byłby szok. 
/Cap zaliczył tylko jedno zmartwychwstanie, więc nie jest jeszcze tak źle. I muszę przyznać, że gdyby trylogia Rogersa zakończyła się jego śmiercią (śmiercią, nie "śmiercią", co jest jednak istotne), byłoby to naprawdę mocne zakończenie. Szczególnie, że żaden jego film nie miał szczęśliwego zakończenia, co jednak wyróżnia się na tle innych Marvelowskich produkcji, gdzie jednak dobro zawsze tryumfowało. Steve niby wygrywał, ale jednak zawsze też wiele tracił. 
/"Crossbones pod hipnozą Sharon Carter zabił Kapitana" - że co, proszę? Rozumiem jeszcze, gdyby wykorzystano Wandę, ale Sharon?
Wyjaśnij mi proszę, co to znaczy "nie inny charakter". Wtedy pogadamy.
No widzisz, Buck. Wszystko twoja wina, a mogło być tak pięknie gdybyś nie spieprzył tego jednego zadania :P Oczywiście żartowałam, bo dziura w środku Europy (a raczej we wschodniej jej części) to nie tylko sprawka Rogersa. Tutaj baty należą się pewnemu zadufanemu w sobie miliarderowi, który bardzo chce ocalić świat, a zabiera się za to z innej strony (choć po głowie chodzi mi inne określenie). Może go znasz? To syn twojego starego kumpla. Kojarzysz?
I żeby nie było to ani tobie, ani Steve'owi, ani Starkowi (w tym przypadku jeszcze nie) nie życzę śmierci :)
Tak, o kamykach słyszałam, ale nie wiem czy macie takie święto jak Wszyscy Święci, czy coś w tym stylu.
No właśnie. I błagam cię, nie resetuj się na własne życzenie, bo drugi raz już chyba nawet Astrid by nie wytrzymała z tobą- panem zrzędą, którym kiedyś byłeś. Trzeba przyznać, że dziewczyna ma stalowe nerwy.
W sumie to ich rozumiem. No bo niby kto siedemdziesiąt lat temu przypuszczałby, że zapragniesz sam wysyłać tweety lub korzystać ze snapchata (jestem prawie pewna, że nie masz pojęcia co to jest). Wtedy nawet neta nie było, a co dopiero dotykowych ekranów. Byli bardzo krótkowzroczni.
Pogubić się można. Raz piszesz, że się starasz, że już tego nie robisz, a potem na odwrót, że z tym różnie. Możesz wytłumaczyć zwykłemu śmiertelnikowi o co ci do diaska chodzi?
/Ym, mówisz, że biorę wszystko zbyt poważnie, tak? A gdybym miał inne cechy charakteru i inne podejście do życia, takie, które pozwalałby mi na większy luz i nie traktowanie wszystkiego tak poważnie, byłoby inaczej, nie?
/Spieprzyłem wtedy więcej niż jedno zadanie, ale to tylko szczegół. I nie twierdzę, że cała ta sprawa z Sokovią to wina Steve'a. Chodziło mi raczej o to, że gdybym nie spieprzył tamtej misji, Steve nie mógłby przeszkodzić Hydrze i Helicarriery mogłyby spełnić swoją rolę. Wyeliminowałby ludzi, którzy przeszkadzaliby Hydrze, a ta cała kolorowa ferajna raczej się do nich zalicza. I w Europie nie byłoby żadnej dziury. Chyba, bo kto wie, jak to wszystko by się potoczyło.
I tak kojarzę Howarda. Był moim przyjacielem, a potem go zabiłem. Jego szczeniaka już jakoś mniej. 
/Nie, nie mamy niczego w tym stylu. Cztery razy w roku odmawia się za to za zmarłych Jizkor w synagodze.
/Wcale nie tak dawno temu tak trochę oberwałem w łeb i zaliczyłem mały reset. Szybko przeszło, ale przez chwilę było... Byłem... Po prostu przez chwile znowu czułem się jakby ktoś uwięził mnie gdzieś tam, głęboko, a za stery wsadził to posłuszne, bezwolne coś. To było... Nie chcę musieć przerabiać tego już nigdy, kurwa, więcej. 
/Możesz być bardziej niż prawie pewna, bo masz całkowitą rację. Możesz powiedzieć, że chciałbym wysłać co i korzystać z czego jakoś tak bardziej, bo ja wiem, po ludzku? I ich krótkowzroczność i brak internetu nie są żadnym usprawiedliwieniem. Ramię przechodziło aktualizacje, więc mogli to naprawić. Nie chodzi tu nawet o samo korzystanie z urządzeń dotykowych, bo to żaden priorytet, ale wiesz, taka metalowa dłoń bywa jednak niefunkcjonalna jak diabli. Ale po co, niech obiekt się męczy, nie?
/Mój tok myślenia bywa dość... nieschematyczny, co poradzę? A chodzi mi o to, że może i staram się tego nie robić, nie chcę tego robić, ale no nie zawsze się udaje. Czasem nie da się tego uniknąć. Taki fach, że tak ujmę.

Alexa Mariani

Bardzo podoba mi sie nowy wyglad bloga N, super :)
Zycze Tobie wszystkiego co najlepsze w swieta wielkanocne
Oczywiscie Buckiemu rowniez aby troszke odpoczął od tych wszystkich misji itd. ;)
N: Osobiście nie obchodzę Wielkanocy jakoś szczególnie, ale dziękuję bardzo i wzajemnie, oczywiście :)

Bucky:
/To zupełnie nie moje święto, ale wypada chyba podziękować za fatygę. Także ten, dzięki.

Ana Morgan

Tak, pisałam z telefonu i dopiero teraz widzę jakich błędów narobiłam :/ Wszystko przez ten głupi słownik i moje lenistwo, bo komu by się chciało sprawdzać co napisał, prawda?
Co do Peggy i wątku miłosnego, to jest on o wiele większy niż w pierwszym sezonie i kompletnie nie wiem, co twórcy chcieli osiągnąć tym zabiegiem. Daniel, który przez cały pierwszy sezon uganiał się za Peg i kiedy w końcu mógł coś ugrać, postanawia wyjechać do LA i uciec od Peg z niewiadomego powodu, by następie oświadczyć się pielęgniarce. A Peggy jest ukazana w trójkącie miłosnym, właśnie z Sousą, do którego nagle zaczęła wzdychać, a swoim nowym kolegą naukowcem. Jest nawet dziwna scena rodem z taniego musicalu, gdzie nasza główna bohaterka odśpiewuje miłosną pioseneczkę, o tym że nie wie, którego z nich wygrać. Scena długa, nudna i zdecydowanie nie potrzebna. Co do Capa to niewiele się o nim mówiło albo ja coś przeoczyłam :)
Pozostaje jeszcze kwestia brata Peggy, który zginął na wojnie. Więc ja się pytam, kto jest ojcem Sharon? Albo Peg miała więcej braci albo mamy kolejnego zmartwychwstałego, co jest zresztą bardzo prawdopodobne, bo o takich teoriach też czytałam.
A co do Pietra też mam przeczucie, że prędzej, czy później wróci. I mam takie przeczucie, że może stać się to w Infinity War. Jego śmierć była głupia, wydumana i niepotrzebna, ale z drugiej strony lepiej, że to jego podziurawili, a nie Clinta.
I ciekawe, czy pokuszą się o uśmiercenie Capa w Civil War i wskrzeszeniu go w trzecich Avengersach. Jeśli taki zabieg mieli by zastosować Steve byłby zdecydowanym rekordzistą.
/Aj tam, mi ciągle zdarza się ślepo wierzyć autokorekcie i nie zwracać uwagi na to, jak poprawia zapis słowa. Dopiero potem okazuje się, że owszem, poprawiła go na poprawny, ale na całkowicie inne słowo.
/Okej, przyznaję, że naprawdę chciałam to skomentować, ale nie wiem jak. Mogłabym stwierdzić, że to idealny przykład na to, jak można zniszczyć całkiem niezły serial, ale to raczej każdy wie. I po co im było wciskanie tych wszystkich wątków pseudo-miłosnych? I tak jeszcze spytam - w jakiej scenie pojawiła się Angie?
/W komiksach Sharon była siostrzenicą Peggy, nie bratanicą. W MCU co prawda stopień ich pokrewieństwa nie został jeszcze poruszony, więc mogą coś zmienić. Ale jeśli zostawiliby siostrzenicę, siostra Peggy mogłaby urodzić się np. po wojnie. To wyjaśniałoby dlaczego nie była wspomniana w serialu.
/Nie chciałabym, by zabili Clinta, ale jego śmierć miałby pewnie więcej sensu i bardziej poruszyłaby widzów. Bo jak rozpaczać za postacią, którą widziało się na ekranie przez jakieś pół godziny i tak naprawdę nic się o niej nie wiedziało? A jeśli chodzi o zabicie Capa to miałoby ono sens wtedy i tylko wtedy, gdy nie wskrzeszaliby go już w pierwszej części IW, gdzie na pewno się pojawi, bo mówił o tym pan Evans. Jasne, w komiksowym CW Cap zginął i potem wrócił do świata żywych, ale film to nie komiks. Nie wszystko tam przejdzie. Szczególnie, że ten motyw wykorzystany był w niemal każdym filmie.
/A zdecydowanym rekordzistą to póki co jest jednak Loki :P
Naprawdę trudno je dostrzec, skoro w ogóle go nie pokazujesz... Matko, Buck przecież mówię, że się droczę. Ty każdą zabawę potrafisz zepsuć :/
I wszystko traktujesz zbyt poważnie. Jesteś jak moja mama, która powtarza mi w kółko te same rzeczy. Niedługo zacznę powtarzać je razem z tobą. Zrobiłeś się przewidywalny.
A zwróciłeś uwagę, że ja nie napisałam tego poważnie? Owszem, nikt nie może zaprzeczyć. Jesteś, tzn. byłeś doskonałym zabójcą i podczas II wojny i w czasach, gdy Hydra siedziała ci w głowie, a szczęście dla Steve'a, że akurat gdy padło na niego miałeś zły dzień i przebłyski pamięci.
Po co gdybać, skoro można się cieszyć, że twój grób nie zarasta chwastami? Chociaż może faktycznie nie warto dopatrywać się w tym czegoś głębszego. Nie jestem religioznawczynią i nie wiem jak to jest w waszej religii, ale wiem jak wygląda Dzień Wszystkich Świętych i tylko czekam, aż ludzie zaczną urządzać konkursy na najpiękniej przystrojony grobowiec. To wszystko jest takie płytkie i bardzo, bardzo smutne.
Samo to "skądże znowu" brzmi ironicznie, choć może jestem przewrażliwiona.
W sensie, że sam sobie jej nie wymażesz, bo wiem, że inni są do tego zdolni. Nie wymażesz, prawda?
Fakt, mój błąd. Nie mam pojęcia, co chciałam napisać, więc uznajmy, że chodziło o zrzędzenie. Przyznaję się, teraz to ja wyszłam na idiotkę. I tak, zapomnijmy o tym.
I owszem, poprawne korzystanie z alfabetu jest trudne, szczególnie kiedy ma się małe przyciski i za duże kciuki :P
No i bardzo dobrze, nie ma co tego roztrząsać. Ważne, że już tego nie robisz, a przynajmniej się starasz. 
/No co poradzę na to, że mam taki, nie inny charakter? Tego sobie nie zmienię. Chyba, bo może czegoś nie wiem i jednak da się to zrobić. Zwróć jednak uwagę na to, że chociaż się staram. I jakoś nie bardzo przejmuję się tym, że jestem przewidywalny. Znaczy w tej sferze życia. W tych bardziej dla mnie znaczących potrafię być kreatywny. 
/A skąd mam niby wiedzieć, że coś jest na poważnie, a coś innego już nie? Wybacz, ale nadal nie jestem mistrzem w wyłapywaniu takich rzeczy. I nawet gdybym nie miał wtedy "gorszego dnia", i wszystko poszłoby tak, jak powinno pójść, to raczej i Rogersowi, i mnie byłoby już wszystko obojętne. Ja zabiłbym jego, Hydra zabiłaby mnie, bo nie byłbym im już potrzebny. Wszystko poszłoby zgodnie z ich planem i kto wie, może w Europie nie byłoby takiej jednaj wielkiej dziury. 
/Jest taki zwyczaj, że na grobie pozostawia się kamyk. Tak wyraża się szacunek do zmarłego i pokazuje się, że ważne jest dla nas jego bezpieczeństwo, że dbamy o niego. Ale to chyba już dość przestarzały zwyczaj i coraz częściej kładzie się po prostu kwiaty czy coś. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo przyznaję, że nie zagłębiałem się w to jakoś szczególnie.
/Jeśli naprawdę bym się uparł, mógłbym sam załatwić sobie reset. Wystarczyłoby znaleźć jakiegoś technika i grzecznie poprosić. Chociaż nie, wtedy nie zrobiłbym tego sam.
/Ta, a teraz wyobraź sobie, że masz metalowe palce, które nie mają nawet paznokci czy czegoś w tym stylu, a musisz skorzystać z dotykowego urządzenia, a rękawiczek niet. Niby to tak zaawansowana technologia, a Hydra pod wieloma względami spieprzyła to ramię.
/Z tym nie robisz i przynajmniej się starasz to też nie jest tak kolorowo, ale po co psuć sobie dzień zbędnymi tłumaczeniami, nie?

24 marca 2016

Ana Morgan

O tak to byłoby coś. Szkoda ze tak marnują potencjał. Jest tyle możliwości do wykorzystania, a oni postępują w chyba najgorszy z możliwych sposobów.
I chyba to wieczne przywracanie kogoś do życia jest już trochę nudne i raczej większej ilości publiczności już się znudziło. Naradzie chyba tylko Pietro nie zmartwychwstał.
A co do thomsona to był raczej po cywilnym. W hotelu, szykował się do wyjazdu, raczej nie spodziewał się nagłego ataku z powodu jakieś durnej teczki peggy. 
/Zawsze mogło być gorzej. Mogliśmy dostać serial skupiony na dramatycznym wzdychaniu Peggy za Steve'm, a potem na romantycznym wzdychaniu do nowej miłości. Tego na całe szczęście nam oszczędzono i pierwszy sezon w gruncie rzeczy nie był zły. Co prawda wątek Leviatana rozczarował, ale do pewnego momentu był prowadzony całkiem zgrabnie.
/I tak jestem święcie przekonana, że prędzej lub później ożywią Pietro. Ożywiają każdego jak leci i nikt oprócz czwartoplanowych postaci tam nie umiera. Tym bardziej, że Pietro jest bratem Wandy. Tej babki, która potrafiła ożywiać ludzi. 

/I pozwól, że spytam - piszesz z telefonu, prawda :P?
Trudno to zauważyć. :p
Przecież wiesz, że gdybym się z tobą nie podroczyla nie byłabym sobą.
Chodziło mi właśnie o jakiś notatki, fiszki i tak dalej. Nie miałam na myśli ze paradujesz z kartkami przypietymi gwozdziami do ramienia.
Aha w więc teraz jesteś dobrym zabójcą, a kiepskim trupem. Zdecyduj się w końcu.
Może to tylko obowiązek, a może Becca wpoila im szacunek do Ciebie. W końcu jestes/ byłeś ich wujkiem... pora wujkiem. Zacznij widzieć pozytywy w niektórych sytuacjach. Może moje wnuki i pra wnuki nie będą nawet o mnie pamiętać.
No właśnie nie wiem skąd to się zwielo. Może mnie oswiecisz?
Ale czy ja mówię że źle? Czy mówię że to mi przeszkadza, czy denerwuje. Przecież sama napisałam, ze masz teraz dobre, może wreszcie właściwe spojrzenie na świat. Więcej luzu, Back. Nie każdy kto z tobą pisze chce się na tobie wyrzuć i uprzykrzyc Ci życie.
Sądzę że akceptacja to najlepszy sposób, bo czasu nie cofniesz, pamięci nie wymarzesz, a żyć trzeba dalej.
Ja gdzieś coś o zezedzeniu pisałam o.O? Chyba trochę nadinterpretujesz moja wypowiedź. A wystarczy przeczytać, pomiędzy wierszami nie ma żadnego ukrytego sensu, kpiny, czy ironii.
Nie znam twoich ofiar, więc nie wiem czy wszyscy zasłużyli czy nie, ale na pewno nie wszyscy byli święci. A ci którzy nie zasłużyli o tak sa w lepszym świecie i na pewno jest im lepiej. I nie, nie próbuje Cię pocieszyć. Stwierdzam tylko fakt.
A co do ostatniego, to każdy ma swoje zdanie i nie zabronie ci to mieć. Nie ważne czy jest pozytywne czy negatywne.
/Widocznie źle patrzysz. Mam bardzo atrakcyjne wnętrze. Gdzieś tam, w środku, głęboko, zakopane pod niezłą warstwą szajsu. Ale jest.
/Wiesz, może nadal nie przepadam za tym ramieniem, ale jednak bywa przydatne, więc wbijanie w nie gwoździ byłoby raczej kiepskim pomysłem. Lepiej użyć taśmy klejącej. Co prawda nieźle muszę się potem naszorować, by zmyć klej z metalu, ale to jednak delikatniejsza i mniej niszczycielska opcja. Ale i tak wolę swój kajecik, dziennik, pamiętniczek - jak zwał, tak zwał.
/Powiedziałem, że byłem w tym dobry. Zwróć uwagę na czas przeszły. Tego akurat nikt nie może mi odmówić, bo wszystkie te cholerne medale, które przyznawano mnie za wybijanie kolejnych ludzi, świadczą same za siebie.
/Cóż, nie znam tych ludzi, więc ciężko, więc jednak ciężko mi powiedzieć, co nimi kieruje. Może być to tylko poczucie obowiązku, a może być to coś głębszego. Mogę tylko gdybać.
/A ja mam wiedzieć? Wcale nie chciałem być ironiczny, skądże znowu.

/Z tym "pamięci nie wymażesz" to akurat mógłbym się sprzeczać. Wiesz, jestem chyba najlepszym przykładem na to, że da się to skutecznie zrobić, Także tutaj nie byłbym taki pewny.

/Ym, że o zarządzanie chodziło, nie zrzędzenie, tak? Prawidłowe korzystanie z alfabetu wcale nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. To całkiem trudna sztuka. Weźmy to pomińmy i udawajmy, że nie wyszedłem na głupka, co? 

/Też tak naprawdę nie znałem swoich ofiar. Nie było mi to do niczego potrzebne do wykonania misji, a potem też tego nie sprawdzałem, więc nie wiem, czy mieli coś na sumieniu. Za to teraz staram się nie tykać tych, którzy nie weszli mi w drogę i mają czyste sumienie.

Żelka

Cześć. Jak życie? Co nowego u Ciebie?
N: Żadnych spektakularnych zmian. Niestety można by rzec, choć osobiście powiedziałabym raczej, że stety :)

Natasha:
/Tak naprawdę od dłuższego czasu nic się nie zmieniło. Raczej wróciła stara monotonia i papierkowa robota dla SHIELD. New Avengers ostatnio spędza więcej czasu w bazie niż w terenie, dyrektor stwierdził, że lepiej nas chwilowo odsunąć i załatwiać niektóre sprawy w mniej... widowiskowy sposób.
Bucky:
/Życie jest wspaniałe, pogoda dopisuje, słońce świeci, ptaszki ćwierkają. Cholernie wkurzające stworzenia, tak swoją drogą. Nigdy ich nie lubiłem. 
/A co nowego? Ym... kompletnie nic? Nie, żebym z tego powodu narzekał. Zupełnie nie.

Ana Morgan

A co do matki Starka to gdyby przenieśli akcję do lat 50 to Maria mogłaby mieć jakieś 20 lat, więc tony'ego urodzilaby gdzieś w wieku 40 lat.
Ukatrupili, ale na razie jeszcze nie stawiam kropki nad i, bo wszystko jest możliwe. Tym bardziej że jeszcze tego nie potwierdzili. Trachneli thompsona porosto w klatę, więc mam nadzieję że szybko co ktoś znajdzie i uratuje. No thomsona zombie to ja nie chce 😕
Ja co jakiś czas próbuje się za to zabrać i jakoś mi nie wychodzi. Wytrzymuje 2, 3 odcinki. To mój rekord.
/Chętnie zobaczyłabym sezon albo choć jeden odcinek, który pokazywałby dzieje SHIELD gdzieś, bo ja wiem, na początku lat dziewięćdziesiątych na przykład. Na tyle wcześnie, by Starkowie jeszcze żyli, ale na tyle późno, by Hydra zdążyła już ładnie wrosnąć struktury organizacji. Mogliby pokazać, że Howard zaczyna domyślać się, że coś jest nie tak, a sezon zakończyłby się pięknym wypadkiem Starków. Nawet nie musieliby zatrudniać wtedy Coopera, mogliby wziąć aktora, który grał Howarda w IM2 i w Ant-Manie. Mógłby pojawić się młody np. Pierce. To byłoby na pewno ciekawsze od tego, co teraz jest w "Agentce..." i miałoby większe powiązanie z MCU od "Agentów...", na których ponoć CW nie ma mieć żadnego wpływu.
/Może miał na sobie jedną z tych super kamizelek kuloodpornych od Starka, które pokazali w pierwszym sezonie? Chociaż nie, jak od Starka to pewnie by nie działały.
Przed akcją z uktronem ich nie widziałam, dlatego stwierdziłam, że są nowe.
A co się dzieje w tarczy?
/Rzadko używałam ich na misjach, którym towarzyszyła publiczność, więc nic raczej dziwnego w tym, że były trudne do zauważenia.
/Ostatnio SHIELD próbuje udobruchać radę i nawiązać jakąś obustronną współpracę z rządem. Liczą, że dzięki temu społeczeństwo przestanie traktować SHIELD jak drugą Hydrę, a sytuacja z uzdolnionymi zyska wreszcie jakieś rozwiązanie. Póki co, nadal jest z tym kiepsko.
A po za włosami i ramieniem jest w tobie jeszcze coś ładnego? 😛
Widzisz, coraz więcej zastosowań na twoja błyszcząca rączka. A tak na serio się pytam. Wciąż zalogujesz wspomnienia na fiszkach?
Z takim imieniem to nawet bohatrem narodowym bys nie został. I nie, jakoś nie czuję. 😐
Miło wiedzieć, że ktoś po śmierci dba o twój grób. To chyba pozytywne odczucie, co? Że po tylulatach wciąż ktoś o tobie pamięta.
Po prostu dało się wyczuć desperacja, mała ironię w twojej wypowiedzi. To mi się wydało zabawne.
Chyba naprawdę dobrze, bo wiedziałam, ze właśnie tego się uczepisz. Ale taka reakcja mnie cieszy. W końcu gadasz z sensem.
Ja od Ciebie wyrzutów sumienia nie oczekiwałam. Ani pokuty. Ani zarządzania. Ani nic z tych rzeczy. Po pierwsze to nie ty Podejmowales te decyzje. Po drugie zapewne wiekszosc tych ludzi zasluzyla sobie na ten los. A wyrzuty sumienia to zło. Zatruwaja tylko życie, a przecież czasu cofnąć się nie da. Wiem, jak na zwyklego czlowieka jestem zołzą.
/Mam piękne wnętrze, nie zauważyłaś?
/A ja serio odpowiadam, że nie, niczego nie doczepiam sobie już na magnesy. Spisuję wszystko w jednym dzienniku, który noszę przy sobie. Tak jest wygodniej i mam większą pewność, że czegoś nie zgubię. A jeśli już zgubię to wszystko naraz, co jednak już nie byłoby fajne.
/Ta, jeśli chodzi o tego bohatera narodowego to wcale nie było to takie trudne. Wystarczyło zabić pokaźną liczbę nazistów, a potem umrzeć. To ostatnie może i mi nie wyszło, ale w tym pierwszym byłem dobry.
/Kochałem Rebeccę, ona chyba mnie też, więc raczej nic dziwnego, że zajmowała się moim grobem. A jej dzieci czy wnuki robią to już raczej tylko z poczucia obowiązku, bo Becca nie da już rady tego robić. Nie znały mnie, jestem dla nich co najwyżej gościem ze zdjęcia, więc nie ma tu raczej mowy o żadnej szczególnej pamięci czy głębszych uczuciach.
/Ja ironiczny? Skąd ten pomysł? Nigdy.
/Gdybym się nie uczepił to też byłoby źle, co? Ale dobra, nie czepiam się, bo znowu wyjdzie, że nadinterpretuję i sam sobie coś dopowiadam. Powiedziałem po prostu co myślę. Odcinanie się nie ma sensu, trzeba po prostu zaakceptować to, co było, i próbować iść dalej. 

/I znowu to zrzędzenie? Wcale nie zrzędzę. Czasem ponarzekam, mogę przecież, ale nazywać to od razu zrzędzeniem? Ale dobra, nieważne. 
/Chwila. Mówiąc "większość tych ludzi zasłużyła sobie na ten los", których z nich masz na myśli? Tych, których zabijałem wtedy, czy tych, którzy delikatnie wkurwiają mnie teraz i sami się proszą o kulkę w łeb? Albo nóż w gardło, ale pieprzyć szczegóły. To jednak różnica, no nie? Tych drugich to chyba nikomu nie żal, bo za Hydrą nikt płakać nie będzie, ale jeśli chodzi o stare cele to cóż, nie wszyscy raczej sobie zasłużyli, ale roztrząsanie tego i tak już niczego nie zmieni. Są martwi i tyle. 
/A co do tego ostatniego - nie wypada potaknąć, co?

Astrid Löfgren

N, jeśli Bucky'emu dadzą cięty język, jak w komiksach, to dopiero będziemy się martwić o biedne uszy Steve'a.
Nie widzę innej możliwości. Już bardziej tej postaci spartaczyć się nie da, jak to miało miejsce wcześniej. A może się da? Chyba pogłówkuję, co jeszcze można by sknocić.
Wciąż niezbyt zachęcające. Jak już o wieku mowa: "absolwentki" Red Roomu wychodziły stamtąd w jakimś określonym wieku?
To by było przepiękne <3 Zwłaszcza w zestawieniu z morderczą nieudolnością. 
/Przy PG12 nie ma raczej co liczyć na jakiekolwiek przekleństwa. Co prawda w CA:WS naliczyłam aż dwa, jeśli dobrze pamiętam, z czego to z ust Rumlowa było mocno przytłumione przez inne dźwięki. A z polskiej wersji zostały za to całkowicie wycięte.
/W sumie to postać taka jak Steve jest całkiem prosta do sknocenia. Whedonowi poszło całkiem sprawnie, ale już dam mu spokój, bo za często ostatnio się go czepiam.
/Zależy, nie było raczej żadnego, ściśle określonego wieku i wszystko zależało od danej "absolwentki". Ale zauważyć można, że są coraz młodsze. Spójrzmy na trzy znane nam panie - Natasha została jedną z kandydatek na Czarną Wdowę już jako nastolatka (trenować zaczęła jako trzynastolatka bodajże), ale tak naprawdę została nią dopiero w latach '60, więc jako trzydziestolatka. Yelena została wytypowana na nową Wdowę, gdy miała czternaście albo piętnaście lat. Avę "nowy Red Room" wciągnął jako sześciolatkę, a gdy wyciągnięto ją stamtąd miała dziewięć lat i całkiem niezły trening za sobą, który przez kolejne pięć lat kontynuowało SHIELD. 
/Oj no, może i większa część morderczej legendy, którą jest, to właśnie tylko legenda, ale chłopak chociaż się stara. Tego odmówić mu nie można.

/I tak trochę bajdełejem - jeśli nie pomyliłam się w etykietowaniu, to twój tysięczny post ;P
Nat, na czym głównie opiera się te porozumienie? 
/Dyrektor zdecydował się nawiązać dialog z rządem. Wyszło to z inicjatywy samego prezydenta, więc nie wypadało odmówić. Szczególnie, że jesteśmy teraz w niezbyt ciekawej sytuacji. Chodzi głównie o współpracę z ACTU i omawianie z radą niektórych decyzji związanych z obdarzonymi. Narobili niezłego bałaganu, a cała ta medialna nagonka nie pomaga im w uzyskaniu sympatii.
James, aż mi się powiedzenie przypomniało - "U nas tolka diesiat miesacy zima, a patom wsio lieto i lieto", więc minus czterdzieści to prawie jak odwilż. Ale pomyśl, jak mogłoby być fajnie: sprawiłbyś sobie sanie i zaprzęg reniferów, więc silnikiem nie musiałbyś się martwić. Psie zaprzęgi też mógłbyś wykorzystywać. Chociaż nie, nie lubisz przecież psów. Od czasu do czasu odwiedzałbyś jakieś rdzenne ludy, albo nawet pomieszkał z nimi w ich tradycyjnych namiotach. Nawet mogłoby się zdarzyć tak, że ubzdurałbyś sobie zabranie ze sobą takiej Avy na przykład.
Ugh, to jednak musi ci wystarczyć te dziewięćdziesiąt cztery i około dwudziestu siedmiu.
Noo, to dziewczyna rozumie cię jak nikt inny.
/Poleć - bo z pojechaniem będzie ciężko - sobie kiedyś do Republiki Jakucka czy jak tam się to teraz nazywa. Zimą, bo latem jednak bywa tam całkiem ciepławo. Wszędzie śnieg, zmarzlina, a temperatura spokojnie spada nawet do minus siedemdziesięciu albo i niżej. Świetne miejsce. Tylko trzeba pamiętać, by nie dotykać czasem uszu, bo mogą odpaść. Nie, żebym sprawdzał.  
O tak, marzę wręcz o wylądowaniu pośrodku niczego z nastolatką. To spełnienie moich najskrytszych marzeń. Które skończyłoby się najpewniej tym, że po jakimś czasie strzeliłbym w łeb albo jej, albo sobie. Albo poszedłbym utopić się w przeręblu, bo byłaby nadzieja, że zamarznę tam na śmierć. Właściwie to nawet gdybym wylądował tam sam albo z reniferem, skończyłoby się to tak samo. Chyba, że prędzej wpieprzyłby mnie jakiś wilk. Albo tygrys, który przywędrowałby ze wschodu. Z moim szczęściem jest to możliwe. O niedźwiedziach nie wspomnę. Nie przepadamy za sobą. Do nich też mam uraz.
/Od razu jak nikt inny. Jedna już taka była. To, że koniec końców okazała się dwulicową suką, która zrobiła ze mnie kretyna, to tylko mały drobiazg.

Ana Morgan

Ja tam starego Bucka lubię. To miła odmiana :)
Stark pojawił się w jakiś dwóch odcinkach i właściwie nie zaprezentował nic ciekawego. Czasami zachowywał się jakby miał ADHD, rzucał na lewo i prawo żarciki rodem z podstawówki i zajął się produkcją filmową. Niby wielki naukowiec, a ja widziałam w nim niewyżyte dziecko, któremu brakuje piątej klepki w mózgu. Ten z poprzedniego sezonu przynajmniej potrafił zachować choć odrobinę powagi, ten nie. A ja i tak tęsknię za Starkiem z CA:TFA :( Czy tak trudno znów odwzorować tą postać?
W CA:WS było powiedziane, że Steve uratował przyszłego męża Peggy i jak na razie ani Sousa, ani Thompson nie pasują mi do tego opisu. Ale jeśli któryś z nich ma być jej mężem to Sousa jest na dobrej drodze, choć wątek spieprzyli niemiłosiernie. A co do Thompsona... nie będę tutaj wypisywać spojlerów, ale jego można uznać za wykluczonego (choć po Marvelu można się wszystkiego spodziewać).
Ja oglądałam z nimi jakieś pięć odcinków, podczas których Hunter strasznie mnie wkurzał, był taki strasznie, ale to strasznie drażniący. Do tej pory pamiętam wypowiedź May o tym, że go nie lubi i pamiętam, że jej przytaknęłam. Bobbi na początku wydawała się spoko, ale przyznam, że nie zdążyłam za bardzo jej poznać.
Nie przypominaj mi o Pająku! Ten to dopiero działa mi na nerwy :/
/Raz na jakiś czas, jako odskocznia - czemu by nie. Gdyby miał zagościć tutaj na dłużej - wszyscy mieliby go dość po dwóch-trzech tygodniach. Także pozostawię go na te chwile, gdy taka odmiana naprawdę się przyda i da taki mały powiew świeżości.
/Obaj Starkowie są naprawdę trudnymi postaciami do poprowadzenia i łatwo ich skepścić. A kiedy ktoś już przedobrzy, dostajemy Howarda, który nie potrafi niczego skonstruować dobrze i zachowuje się jak niewyżyty szczeniak z ADHD, albo Tony'ego rzucającego siusiumajtkami i żarcikami o prawie pierwszej nocy. Tak samo jest z Deadpoolem - balansuje na granicy bycia zabawnym i bycia kiczowato-irytującym, co niektórzy twórcy niestety mylą.
/No nie mów, że ukatrupili Thompsona :/ Naprawdę? Już Sousa był znacznie bardziej irytujący i mniej wnosił. Jack może i bywał dupkiem, ale jednak miał potencjał i mógłby stać się naprawdę ciekawą postacią. Ale nie zdziwię się, jeśli Jack wróci. W końcu nawet Ward powrócił pod postacią zombie, więc tam naprawdę nikt nie umiera. 
/Hunter jest może dość trudny do polubienia, bo faktycznie potrafił być drażniący, ale i tak był moją ulubioną postacią z "Agentów...". Co przy takiej konkurencji nie było jednak żadnym wyczynem i głównie z tego powodu na razie odpuściłam sobie ten serial.
No tak, Nathaniel już z jakiś rok będzie miał lub koło tego :)
Czy mi się zdaję, czy ostatnio zmieniłaś styl walki i zaczęłaś używać nowej broni?
/Skończy rok w przyszłym miesiącu. Naprawdę szybko zleciało.
/To nie nowa broń, to po prostu trochę podrasowane przez Starka kije bō. Bardzo wygodne jeśli dochodzi do walki wręcz.
A co jeszcze? No tak, twoja ręka. Nadal przypinasz do niej magnesiki?
Ulysses to by było coś. Jako osoba, która o mały włos na chrzcie nie dostała Faustyna to cię rozumiem. No proszę, już drugi raz w ciągu jednego dnia.
Przepraszam, siedemdziesięciu jeden, mój błąd. Jesteś, czy nie jesteś... zależy jak na to patrzeć.
"Jestem zabójcą, który nawet zabić porządnie nie potrafi." Przepraszam, ale po przeczytaniu tego zdania padłam. I ta desperacja w twojej wypowiedzi. Fakt śmieszne to nie jest, a może jest... Lepiej dla Steve'a, że z ciebie taki kiepski zabójca.
To to idziemy do przodu. W sensie, że ty idziesz. Bardzo mnie to cieszy. W końcu ruszyłeś z miejsca w dobrym kierunku. Tak jest Bucky, do przodu. Trzeba się w końcu odciąć od tego co było, prawda? A przynajmniej próbować, bo coś czuję, że to znowu będziesz miał jakieś "ale".
Czuję się urażona. Tak się starałam, żeby ci pomóc, a ty tego nie potrafiłeś docenić. A tu wystarczy, że jakaś Orlova cię słucha i już jest fajnie.
A tak na serio to dobrze, że na nią trafiłeś. Pamiętam jak na samym początku, żaliłeś się, że nie masz się komu wyżalić (dziwne nie?). Dobrze, że w końcu spotkałeś taką osobę, która cię rozumie i z którą możesz bez przeszkód pogadać o wszystkim. To też ci dobrze zrobi.
Może się nie jasno wyraziła, bo przyznaję, że sama się zaplątałam w swojej wypowiedzi. Ale dobrze, że teraz wszystko jest jasne.
I tak nie miałam zamiaru wciągać cię w nałóg, z którego dopiero co wyszedłeś. A ja i tak ostatnio za dużo piję.
/Ze wszystkich części mojego ciała wybrałaś akurat tę, która została do niego doczepiona i teoretycznie częścią mojego ciała nie jest. Nie no, dzięki. I nie, nie przypinam do niej magnesików. Ale za to łuski mogą służyć jako otwieracz do butelek.
/Rutherford Ulysses nie brzmi w sumie aż tak źle. Powiedz to na głos. Czujesz tę moc? Nie? W sumie ja też nie. Dlatego dobrze, że nie miałem brata. I że ma nie dała przekonać się babce i nie nazwała żadnej z moich sióstr "tradycyjnie", po żydowsku. Trafiłaby się jeszcze jakaś Drezla czy Chasza. Albo Zylpa. Przy nich to nawet Faustyna nie brzmi źle.
/Teoretycznie jestem martwy - zostałem uznany za zmarłego, wpisano mnie na listy i tablice poległych, mam nawet grób. Całkiem ładny, zadbany, rodzina Rebeccy o niego dba. Praktycznie niestety nie bardzo wyszło, bo mam dziewięćdziesiąt cztery lata i nadal oddycham. Cóż, coś we mnie umarło, nie ukrywam, ale jednak w ostatecznym rozrachunku jestem żywy. 
/Nie naśmiewaj się z mojego dramatu. To nie sprzyja odbudowywaniu się pewności siebie, wiesz? Chociaż w tym przypadku jest to jednak dość zrozumiałe. 
/Widocznie dobrze mnie znasz, bo tak, mam jakieś "ale". A mianowicie takie, że wcale nie zamierzam odcinać się od tego, co było. Chcę tego czy nie, to jest część mnie i już zawsze nią będzie. Nie chcę  kolejny raz tracić części życiorysu, Chcę po prostu iść dalej. Nie zaczynać od początku, z czystą kartą. Po prostu iść dalej.

/Zwykły, normalny człowiek nie zrozumie pewnych rzeczy. Zakładam, że oczekiwano by ode tego, że będą targać mną wyrzuty sumienia, że będę żałował wszystkiego, co zrobiłem, że będę szukał odkupienia i przebaczenia win. Ale... no, już nie do końca tak jest. Im więcej pamiętam, tym bardziej jest mi to obojętne. Zabiłem tylu ludzi, że już mnie to po prostu nie rusza. Widziałem wiele, przeżyłem wiele i zrobiłem tak wiele, że powoli zaczynam rozmawiać o tym tak, jakbym gawędził o pogodzie. To dla mnie coś normalnego. Dla innych nie i dlatego wolę rozmawiać o tym z kimś, kto potrafi to zrozumieć. A Orlova musi się tego nauczyć. Długa droga przed nią.

/I jaki znowu nałóg? Nie jestem uzależniony. Próbowałem się zapić, bo miałem ciężki okres. Ale potem mi przeszło i jakoś już mnie do tego nie ciągnie.