5 maja 2015

Astrid Löfgren

James, po pierwsze: nie powiedziałam, że nie ciągniesz za sobą śmierci, tylko że nie musi tak być, że będziesz ją ciągnąć cały czas. Wpływ możesz mieć, jak już się to wszystko wyprostuje (tak, wiem, nie wyprostuje się, bla, bla).
Po drugie: nie wstydź się używać liczby mnogiej.

Rozumiem, że Yelenie zagraża teraz to samo, co tobie i to przez ciebie, tak?
Dobrze, mniejsza. Pytam więc: co ci nie zagraża?
I chyba zrodził się w tobie jakiś nowy rodzaj poczucia winy, hę?
Oczywiście pewnie nie znasz nikogo takiego, kto mógłby rzucić okiem na ranę, prawda?
No i na koniec, zaciekawiło mnie, gdzie się podziewasz i co zamierzasz.
Mam już każdy pieprzony rodzaj poczucia winy jaki został odkryty. Mam takie coś jak serce. Może sczerniałe i rozbite, ale czasem jeszcze działa. 

Może znam, może nie. Potrzebuję tego bólu. To jedyne, co trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. 

Muszę się stąd wydostać. Udać tak daleko, jak tylko się da, choćby i na pieprzony koniec świata. Tam, gdzie to całe szambo nie będzie do mnie docierać. I znajdę takie miejsce, choćbym miał wylądować w cholernej dziczy,

1 komentarz:

  1. Teraz dopiero widać, jak tego wszystkiego potrzebowałeś. Potrzebowałeś kogoś takiego, kto tak ci przypieprzy, że doda ci skrzydeł, jednocześnie ustawiając do pionu. To nie tylko Yelena, ale też ten durny Leo (i jego wesoła kompania), którego nie mogę zdzierżyć, nawet Clint, który pieprznął cię strzałą w głowę. I masz teraz siebie. Dopiero teraz. Teraz wychodzisz prawdziwy ty, powoli, ale skutecznie.
    A co serce ma do uczuć? To tylko ich symbol, a te dwie rzeczy nie mają nic ze sobą wspólnego. Po prostu twój mózg wraca do normy i coraz częściej będziesz dostrzegać i nazywać własne emocje. Do tej pory - mam wrażenie - wszystko było biało-czarne, nic pomiędzy. A teraz widać zmianę na lepsze, chociaż zapewne będziesz w coraz gorszej kondycji psychicznej.
    Nie skazuj samego siebie na samotność, bo to ostatnie, czego ci trzeba.

    OdpowiedzUsuń